Rozdział II

1.6K 98 16
                                    

Gaya
Do klubu trafiłyśmy już lekko wstawione i w cudownym nastroju. Nawet przestałam przejmować się swoim skąpym odzieniem. Było mnóstwo kobitek, które wyglądały znacznie bardziej zdzirowato ode mnie, a może to taki styl ubierania tutaj. Nie zamierzała się tym już dłużej przejmować.
Na bramce, Pola wręczyła selekcjonerowi jakąś kartę, a ten ukłonił nam się niemalże w pas i zaprosił do środka. Dostałyśmy stolik w wydzielonym boksie, bo na zdobycie loży Pola nie miała wystarczająco dużo czasu. Ta kobieta jest w stanie zdobyć wszystko i wszędzie, nawet, gdyby miała to spod ziemi wykopać. Na stolik stał już schłodzony Moet&Chandon Rose i pięć kieliszków. Od pogrzebu męża właściwie nie trzeźwiałam. Może to i dobrze, bo przy ilości łez, które wylałam, przynajmniej się nie groziło mi odwodnienie. Poza tym, alkohol jest bardzo kaloryczny, więc z braku spożywania posiłków też się rozgrzeszyłam. W rocznicę śmierci babci, chyba sięgnęłam dna w użalaniu się nad sobą, a dziewczyny, jak świetliste anioły, pojawiły się, by mnie ocalić. Wprawdzie ilość spożywanego alkoholu w niewielkiej ilości się zmniejszyła, za to nastrój wywindował w górę i nie jestem już taka żałosna.
Po wypiciu dwóch lampek szampana udałyśmy się na parkiet. Otoczył nas wianuszek samców, jednak każdemu dałyśmy kosza. Dzisiaj jest nasz wieczór. Dzisiaj nie wpuszczamy do naszego grona żadnego chłopa.

Musiałam skorzystać z toalety, a w drodze powrotnej miałam zahaczyć o bar i zamówić kolejną butelkę szampana. Było koszmarnie tłoczno, ale jakiś przystojniaczek siedzący na barowym stołku chwycił moją dłoń i przyciągnął do blatu. Byłam mu wdzięczna, bo dzięki niemu miałam szansę złożyć zamówienie u barmana.

- Dziś twój szczęśliwy dzień królewno – uśmiechnął się tak cudownie, że nawet byłam skłonna wybaczyć mu ten durny tekst.
Przewróciłam oczami, jakoś nie mogłam się powstrzymać, ale odwzajemniłam uśmiech. Zamówiłam nasz napój bogów i już miałam odchodzić, kiedy przystojny nieznajomy  znów ujął moją dłoń. Kciukiem przeciągnął po palcu serdecznym, gdzie miałam widoczny ślad po obrączce. Przyglądał się chwilę w zamyśleniu, a potem przeniósł wzrok i z szyderczym uśmiechem powiedział: 

- Nie sądziłem, że kobiety też mają ten obrzydliwy zwyczaj ściągania obrączki tuż przed wejściem do klubu. Kobieca dłoń wygląda równie śmiesznie – puścił do mnie oczko – Twój mąż musi być równie żałosnym facetem, co ja. Obaj wzięliśmy sobie za żonę dziwki – przyłożył usta do mojej dłoni, cały czas patrząc mi w oczy - Choć postawię ci drinka i uczynię ci ten zaszczy zabawiając się dziś z tobą.

Delikatnie wyswobodziłam dłoń z jego uścisku, przyłożyłam do jego twarzy, a kciukiem obrysowałam kształt jego ust. Były naprawdę piękne i wyglądały smakowicie.

- Tak. Masz rację. Jesteś równie żałosny, co mój były mąż – szepnęłam mu do ucha, jednak na tyle głośno, by usłyszał i odeszłam.

Xavier
No i kumple mieli niezły ubaw
- Oj Xavciu, panna dała ci kosza, a całkiem niezła była – zakpili rechocząc.

- To się jeszcze okaże – uśmiechnąłem się – wieczór dopiero się zaczyna.

Coś było w tej małej. Już dawno nie reagowałem tak na kobietę. Właściwie, tu chyba jeszcze żadna, jedynie muskając palcem moje usta tak mnie nie rozpaliła. Los chyba mi sprzyjał, bo do baru próbowała przecisnąć się jej koleżanka. Również chwyciłem jej dłoń i pomogłem podejść bliżej. Przyglądałem się dłoni tej dziewczyny, ale tu żadnego śladu po obrączce, czy pierścionku zaręczynowym nie było.

- Wpadłyście się zabawić, a mężowie i partnerzy grzeją łóżka na wasz powrót? - znów zgadnąłem, jak prostak, ale musiałem wybadać sytuację, poza tym ta dziewczyna była już nieźle wstawiona. Musiała wypić dużo więcej od swojej koleżanki, albo miała strasznie słabą głowę. W takim stanie, była duża szansa, że odpowiadając mi, zdobędzie się na szczerość.

- Mężów? – zrobiła zdziwioną minę – Wszystkie jesteśmy singielkami przystojniaczku – usta ułożyła w zalotnym uśmiechu.

- A co tak hucznie świętujecie dziewczęta – odwzajemniłem uśmiech – Może moglibyśmy się dołączyć? – tu wskazałem na chłopaków.

- Nie dziś słodziaki – odpowiedziała bez zastanowienia – Dziś rozkoszujemy się własnym towarzystwem. Od pięciu lat nie udało nam się zebrać całą paczką, dopiero teraz, kiedy Gaya odzyskała wolność.

- Świętujecie rozwód? – nie kryłem zaskoczenia.

- No coś ty głuptasku, Gaya została wdową – jej spojrzenie spochmurniało – Ten gnój, jej mąż, zrobił nam wspaniały prezent. Kopnął w kalendarz, a my odzyskałyśmy przyjaciółkę.

Wzięła tacę z pięcioma szotami i oddaliła się w stronę stolika, przy którym ucztowały. A ja, chyba pierwszy raz w życiu, poczułem coś na kształt wstydu.

- No toś się popisał chłopie – Adam z politowaniem poklepał mnie po ramieniu.

Kłamałem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz