Rozdział XXIX

925 78 3
                                    

Gaya
Po śniadaniu ruszyłam do biblioteki. To jedyne miejsce w tym domu, gdzie nie czułam się jak w więzieniu. Irina towarzyszyła mi z racji przydzielonych obowiązków. Po krótkiej konwersacji w kuchni zapadła między nami cisza. Nie zamierzałam namawiać jej do jakichkolwiek zmian, na które nie była gotowa. Znałam ten mechanizm z autopsji. Nikt nie jest w stanie cię ocalić, jeśli ty nie uwierzysz, że to się uda, że to ma jakikolwiek sens.

Uczepiłam się słów, jakimi zaszczycił mnie nocą Dima

„Xavier jest wolny

będę musiał cię oddać

bardzo tego nie chcę"

Pozwoliło mi to mieć nadzieję na powrót do Bushmills. Tak bardzo chciałam wrócić do mojego życia w pensjonacie, do dziewczyn w fundacji. Pearl podarowała mi cudowne życie, bogate w radość i spełnienie. Przez te kilka miesięcy czułam się użyteczna, potrzebna i szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Kiedy tam wrócę, pogonię do diabła Xaviera, Dima i cały ten dziwny świat. Zaproszę dziewczyny i zapomnę o Aspen. Tak. To jest bardzo dobry plan i zamierzam się go trzymać.

Pochłonięta lekturą nie liczyłam upływającego czasu, dlatego zaproszenie Iriny na obiad bardzo mnie zaskoczyło. Odmówiłam. Nie byłam głodna, a przede wszystkim, nie chciałam opuszczać mojego czytelnianego królestwa. 

- Pan Aristow nie będzie zadowolony, że opuszczasz posiłek – powiedziała lekko speszona.

- W dupie mam z czego pan Aristow jest zadowolony, a z czego nie – warknęłam niegrzecznie, czym ją bardzo zaskoczyłam – Gdyby pan Aristow miał na względzie moje zadowolenie nie przetrzymywałby mnie tutaj! – uwalniając te słowa poczułam się nieco lepiej.

- Wyjdź Irino! – warknął Dima. Byłam tak pochłonięta wybuchem swojej złości, że nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do pomieszczenia.

Irina pospiesznie opuściła nas i zamknęła za sobą drzwi. Dima podszedł do mnie i usiadł na sofie tak blisko, że poczułam się osaczona. Wstałam szybko, a książka spadłą z moich kolan na podłogę. Leżała zbyt blisko jego stóp, dlatego zrezygnowałam z jej podniesienia. Moje zachowanie bardzo go zaskoczyło. Wpatrywał się we mnie intensywnie.

- Coś się stało? – zapytał ostrożnie.

- Nie najlepiej znoszę towarzystwo mężczyzn pod wpływem alkoholu – wypowiadając te słowa już karciłam siebie w myślach, przecież obiecałam kryć Irinę.

- Rozmawiałaś z Iriną? – jego spojrzenie napełniło się gniewem.

- A co ma do tego Irina? – próbowałam jakoś wybrnąć.

- To skąd wiesz, że po opuszczeniu twojej sypialni zapiłem? – kpina w jego głosie mnie poraziła.

- Kaca rozpoznam na kilometr – wysyczałam – Mam w tym ogromne doświadczenie.

Zmrużył oczy, jakby zastanawiał się nad tym, co powiedziałam. Jakby ważył szczerość moich słów.

Wstał i skierował ku mnie kroki, a ja zaczęłam się cofać. Widząc to, zatrzymał się.

- Ty się mnie boisz? – zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie, autentycznie był zdziwiony.

-Nie – odparłam pewnie – Brzydzę się tobą! Chcę wrócić do domu! Oddaj mi moje życie!

Jego oczy zdradzały, że w głowie miał właśnie maraton myśli. Z obawy, że jednak może ważyć, ile z mojego zachowania jest wywołane przez Irinę, szybko dodałam już nieco spokojniej.

- Powiedziałeś w nocy, że będziesz musiał mnie oddać – uff, chyba mi się udało – Czy możesz musieć już teraz?

Zacisnął pięści, a spojrzeniem niemal rzucał błyskawice. Przymknął oczy, zapewne próbował opanować złość. Odwrócił się i wyszedł. Po kilku minutach wróciła do biblioteki Irina i bezgłośnie poruszyła wargami w kształcie słowa dziękuję.

Upłynęła może godzina, kiedy do biblioteki wkroczył Grigorij.

- Pani Thompson, za półtorej godziny wyruszamy na lotnisko, może zechciałaby pani zjeść coś przed podróżą? – zapytał uprzejmie.

- Czy wracam do domu? – czułam, jak iskierka nadziei rozpala we mnie radość.

Grig w odpowiedzi uśmiechnął się i skinął głową.

- Dima będzie mi towarzyszył? – zapytałam z nadzieją, że zaprzeczy.

- Pan Aristow nie będzie mógł pani towarzyszyć – odpowiedział mierząc mnie uważnie wzrokiem.

Złożyłam ręce jak do modlitwy i spojrzałam z ulgą w sufit, czym rozbawiłam zarówno Griga, jak i Irinę.

Wracałam do domu! Miałam ochotę tańczyć i śpiewać z radości. W Bushmills szybko zapomnę o tej irracjonalnej przygodzie, a Dima Aristow pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem. Pozostawała jeszcze sprawa Iriny. Nie mogłam tak jej tutaj zostawić, ale też nie mogłam jej do niczego zmusić. Poprosiłam o kartkę i długopis. Napisałam numery kontaktowe do siebie, do pensjonatu i do fundacji. Napisałam też adresy tych dwóch miejsc. Wsunęłam kartkę Irinie do kieszeni.

- Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że jesteś gotowa na zmianę, tu – wskazałam na jej kieszeń – masz informację, jak mnie znaleźć, gdybyś zechciała skorzystać z mojej pomocy.

- Dziękuję – pociągnęła nosem ze wzruszenia, a spojrzenie miała wypełnione wdzięcznością.

- Gdybyś chciała tylko pogadać, to też dzwoń – uściskałam ją i pocałowałam w policzek.

Już chciałam odejść, kiedy chwyciła mnie za rękę

- Pan Aristow i ja...my...nas  - zaczęła się jąkać - do niczego nie doszło, on nigdy nie potraktowałby ciebie 

- Stop! - przyłożyłam dłoń do jej ust - Nie chcę tego słuchać - uśmiechnęłam się do niej ciepło - Pan Aristow i wszystko, co z nim związane, już za chwilę przestanie dla mnie istnieć. Nie chcę nic wiedzieć.

Było mi jej naprawdę żal. Byłam zła na Dimę, że tak źle ją traktował i zła na nią, że na to pozwalała. A na dodatek,  próbowała go tłumaczyć. I wtedy zobaczyłam siebie sprzed roku. Potrafiłam usprawiedliwić przed światem wszystkie błędy Sebastiana. Nawet przed samą sobą. Jakaż ja musiałam być żałosna. Ciekawe, czy ludzie litowali się nade mną, czy uznawali, że jestem bezgranicznie głupia żyjąc z facetem, który pieprzy wszystko, co ma cycki i na drzewo nie ucieka. Tylko, że ja czułam się temu winna. Nie mogłam mu dać dziecka, on nie chciał się ze mną rozwieść, a ja nie potrafiłam. 

Kłamałem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz