Rozdział XXVII

941 83 7
                                    

Xavier
Piłem whisky na śniadanie. Piłem whisky na obiad. Piłem whisky na podwieczorek, kolację i przekąskę. Owen i James zachowywali się jak niańki. Wpadali do mnie codziennie. Każdego dnia dzwoniła też Pola. Boleśnie wypominając mi jakim jestem dupkiem.

Dziś Pola nie zadzwoniła. Ta piskliwa baba po prostu do mnie przyszła.

- Ale z ciebie cipa Xavier! – krzyczała od samego progu.

- Jezu! Kobieto, ciszej! – ton jej głosu świdrował mi czaszkę.

- Ciszej? – wrzasnęła jeszcze głośniej – Podnoś ten zapijaczony tyłek. Weź prysznic i zacznij wreszcie jej szukać. Jeśli Gaya jest w niebezpieczeństwie przez ciebie, to osobiście flaki ci wypruję milimetr po milimetrze. – wrzeszczała jak opętana – Przestań użalać się nad sobą i zrób coś. Jeśli spadnie jej choć włos z głowy

- Ona jest bezpieczna! – wrzasnąłem, przerywając jej monolog.

Pomogło. Pola zamknęła jadaczkę, tylko oczy wybałuszyła.

- Jak to bezpieczna?- zapytała już spokojnym tonem – Skąd wiesz, że nic jej nie jest? Od kiedy to wiesz? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – ostatnie pytanie znów wykrzyczała w moje ucho.

- Mój wspaniały brat chciał ją ukryć przed moją żoną i ojcem – milczała w oczekiwaniu na dalsze wyznania – Tak ją ukrył, że potem sam znaleźć jej nie mógł – odblokowałem telefon i rzuciłem jej na kolana – To są zdjęcia. Jak widzisz Gaya jest cała i zdrowa.

- Skoro wszystko z nią dobrze, to dlaczego się do nas nie odzywa? - jednak postanowiła drążyć temat.

- Bo brat mojej żony – ukryłem twarz w dłoniach, jakbym mógł schować się przed tą prawdą

- Co brat twojej żony?- wrzasnęła niecierpliwie.

- Brat mojej żony się w niej...się w niej qrwa zakochał!

Powiedziałem to. Powiedziałem to na głos. Do tej chwili tylko powtarzałem to w myślach. Słowa boleśnie kaleczyły moją duszę.

- Jak to zakochał? – znów wrzasnęła – Nie można zakochać się w kimś w pięć minut! Nie puszczaj mi tu głodnych kawałków dla usprawiedliwienia twojego pijaństwa i użalania się nad sobą!- cały czas wrzeszczała.

- Ja pokochałem ją w dniu, w którym zobaczyłem ją pierwszy raz – zamknąłem oczy i wróciłem do tej chwili. Moje dłonie miękko obejmowały jej biodra, jej plecy tuż przy moim torsie. Moje usta przy jej skroni. Wystarczyło kilka pieprzonych sekund, by wypełniła mnie pragnieniem i tęsknotą. Właśnie wtedy poczułem, że to ona może uczynić moje życie kompletnym. – Spieprzyłem to Pola! Nie potrafiłem przekonać jej do siebie, a teraz on ma swoje pięć minut i czuję, że on nie spieprzy. Wykorzysta każdą sekundę i mi ją odbierze.

- Co ty pieprzysz Xavier? – w jej głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie – Nikt nie może ci jej odebrać, bo ona nigdy nie była twoja. Gaya to ludzka istota. Ludzie należą tylko do siebie. – wzięła głęboki oddech - Gdzie jest Gaya? Chcę z nią porozmawiać – ton jej głosu się obniżył, chyba nieco ochłonęła.

- Dima obiecał oddać ją, kiedy będzie już bezpiecznie – odpowiedziałem głosem wyzutym z wszelkich emocji.

- Cholera! Xavier! – znów zaczęła wrzeszczeć, a pulsowanie w mojej głowie boleśnie przypominało, że wciąż żyję. – Kim jest Dima?

- To brat mojej zutylizowanej żony – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Qrwa, Xavier! – podeszła do mnie i strzeliła mi z liścia – Oprzytomniej wreszcie, bo jestem na skraju wytrzymałości i za chwilę to ja ciebie zutylizuję!

- Dziecko, które urodziła Ksenia poczęte zostało drogą in-vitro. Nie było ani moje, ani mojego ojca – zacząłem wyjaśniać – W swojej naiwności nie wzięła pod uwagę, że zażądam testu na ojcostwo. W rodzinach, takich, jak nasza, z kobietą, która zdradziła, mąż może zrobić wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota. Ja oddałem ją ojcu. Ojciec Kseni uznał, że to sprawa honorowa. Doszło do strzelaniny, w wyniku której po ziemi przestało chodzić kilkoro złych ludzi. Dima został postrzelony. Ale to nie przeszkodzi mu stać się głową rodziny Aristow – pociągnąłem długi łyk z butelki, która stała przy łóżku. – Głową rodziny Moore zostanie Alejandro, a ja dostanę moją upragnioną wolność.

- Ale gdzie w tym wszystkim jest Gaya? – Pola zadała dobre pytanie.

- Myślałem, że jej miejsce jest przy mnie – znów ukryłem twarz w dłoniach, by zebrać myśli – Wierzyłem, że ona da nam szansę, że dostrzeże to, co widzę ja. Wiesz Pola – spojrzałem jej w oczy - Jednak myliłem się. Los ze mnie zakpił. Pozwolił mi dotknąć nieba. Posmakowałem przez ułamki sekund raju.

- Co ty bredzisz Xavier? –patrzyła na mnie z obrzydzeniem – Wytrzeźwiej wreszcie! Chcę odzyskać moją przyjaciółkę – ostatnie zdanie wyszeptała niemal błagalnym tonem.

- Ja tez Pola. Ja też.

Wpadł Owen i zabrał Polę. Zostałem sam ze swoimi myślami. W uszach dźwięczały mi słowa Dimy.

- Była nieprzytomna, kiedy wnosiłem ją na pokład samolotu – przymknął oczy, jakby chciał przypomnieć sobie tamtą chwilę – Jej ciepłe, wiotkie ciało wtuliło się we mnie i pierwszy raz w całym moim parszywym życiu, obudziła się we mnie czułość. Poczułem, że chcę się o nią zatroszczyć – przerwał na chwilę, chyba potrzebował przesiać myśli, którymi chciał się ze mną podzielić – Kiedy odzyskała przytomność, niczego nie żądała. Nie krzyczała, nie płakała. Ale też nie poddała się. Ona po prostu wzięła karty, które rozdał jej los i choć była w kiepskim położeniu, to wygrała. Ona nauczyła mnie czuć. Pragnę jej każdą komórką swojego ciała. Wiem, że potrafię dać jej szczęście. I chcę spróbować.

- Nie uważasz, że to ona sama  powinna zdecydować z kim i jak chce żyć? – wiedziałem, że to może być moja jedyna szansa by ugrać cokolwiek dla siebie.

-  Odstawię ją do Bushmills – spojrzał na mnie, jakby już czuł wygraną – a wtedy każdy z nas będzie miał swoje pięć minut.   

Kłamałem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz