❦ Trzydzieści-jeden

2.5K 211 185
                                    

Jego spierzchnięte wargi owijają się wokół papierosa, gdy zaciąga się dymem. Jego pozbawione emocji spojrzenie jest wbite w podłogę. Opuszkami palców śledzi pęknięcie w starej glazurze, jakby go to intrygowało, choć jego wyraz twarzy nie zdradza żadnego zainteresowania.

"Co się dzieje?"

Moje pytanie wychodzi jako skrzek z powodu grudy w gardle. Już od dziesięciu minut powstrzymuję łzy i zaczyna mnie to boleć.

George nie odpowiada, więc przysuwam się trochę bliżej i chwytam jego wolną rękę. Jest wiotka i zimna, ale czuję lekki uścisk wokół mojej.

"On... uderzył mnie," mamrocze, "po tym jak powiedziałam mu, że chcę zerwać."

Jego głos jest niski, monotonny. Nie wydaje się, żeby był w pełni obecny.

"Właściwie to przez cały tydzień zachowywał się dziwnie. Bardziej wycofany, chyba milszy. Myślę, że wiedział, że jestem z tobą i czekał, aż coś o tym powiem."

"Uhm, ale, czekałem aż do teraz, żeby się odezwać. Nie wiem, kiedy się dzisiaj obudziłem, po prostu zdecydowałem, że mam dość. więc to zrobiłem."

Pocieram kółka na grzbiecie jego miękkiej dłoni, żeby go uspokoić. Nie wydaje się mieć nic przeciwko, ani się tym przejmować. Jego umysł jest gdzie indziej, zajęty w swoim własnym małym świecie daleko stąd.

"Uderzył mnie, ale nie chciał mnie puścić. Kopałem i krzyczałem, kopałem i krzyczałem, ale on mnie po prostu trzymał."

"Nawet nie wiedziałem, że wciąż trzyma to gówno w pobliżu, może handluje albo coś, ale..."

zakaszlał, odwracając głowę.

"Wyszedł i wrócił, przytrzymał mnie... nie mogłem się ruszyć. I zanim się zorientowałam, po prostu odpłynęłam."

"Boże, tak się bałem, ale czułem się tak cudownie..."

Jego głowa odlatuje do tyłu, oczy zamknięte, opiera się o brzeg wanny. Warga zaczęła mu krwawić, ale zdaje się nawet tego nie zauważać.

"Wiem, dlaczego to zrobił. Mądrala. Ale teraz mam ciebie."

"A co jeśli wróci?" Zastanawiam się, "Co wtedy zrobimy?"

"Nie wiem, skopiesz mu tyłek jeszcze raz. Słyszałem wszystko stąd."

Marszczę brwi, delikatnie wodząc palcami po jego włosach.

"A wtedy wezwą na mnie gliny?"

"Nie martw się o to, Frank nigdy nie rozmawiałby z nimi," George chichocze, "drań ma z nimi za dużo kłopotów, nie warto."

"Po prostu się martwię, kochanie..." wzdycham, kładąc głowę na jego ramieniu, "chcę, żebyś był bezpieczny."

"Nic mi nie będzie."

Wydycha cienki obłok dymu, oczy z rozmarzeniem wpatrują się w odbarwiony sufit. Wygląda na takiego spokojnego, ale wiem, że to sztuczne. Przytulam się do niego bliżej, chowając twarz w zagięciu jego szyi, żeby nie musieć o tym myśleć.

"Przepraszam."

"Za co?" pyta.

"To, c- cały twój postęp- "

"oh. Tak. Ale poradzę sobie."

Wiem, że nie jest w odpowiednim nastroju do rozmowy. Ale boli mnie to, że wszystko jest niepewne. Jego trucizna mnie przeraża. Nie chcę, żeby się wymknął. Nie chcę, żeby wyślizgnął się z mojego uścisku jak piasek, teraz, kiedy wreszcie mam go w stałym uścisku. Teraz, kiedy wszystko ma być znowu słońcem i tęczą.

"Przynajmniej opuszczamy to zadupie," mamroczę, "zabieramy twoje rzeczy i wyjeżdżamy".

"Tak, wiem, pozwól mi tylko..."

Bierze głęboki oddech, wargi się rozchylają.

"mieć chwilę..."

Jego ciało odpręża się przy moim, gdy jego głowa znów odpływa. Chcę płakać, ale łzy nie wypływają.

Żółte światło sufitu migocze. Plamy smoły wydają się mnie prześladować. Dym zasłania mój wzrok, zasłania cały pokój. Nic nie wydaje się prawdziwe.

Widzę nas w lustrze na ścianie. Jesteśmy skuleni, przytuleni do siebie. Moje włosy są potargane i brudne, jego nie lepsze. Wyglądam na martwego. Lewa strona twarzy, w którą zostałem uderzony, jest teraz opuchnięta, małe zadrapania wyryte na gładkiej skórze. To wszystko jest bałaganem. Jestem wyczerpany.

Myślę o dzisiejszym dniu, kiedy Clay w lustrze wpatruje się we mnie. Wygląda tak samo nieszczęśliwie. Jego knykcie są posiniaczone i zniszczone, wciąż krwawią w kilku miejscach. Nie wiem, czy to tylko lustrzany Clay, czy ja w ogóle tego nie czuję.

Kiedy mrugam, on też mruga. Kiedy stukam palcami o udo, on to naśladuje. Jest dziwną istotą, lustrzanym Clay'em. Jest elementem rzeczywistości, a jednak nawet nie istnieje. Mój mózg sam sobie zawiązuje supełki, próbując to zrozumieć. A nade mną wisi ciemność, pełna pytań.

Dlaczego świat musi być tak niesprawiedliwy? Dlaczego mój piękny chłopiec nie może być choć raz szczęśliwy? Dlaczego nigdy nie może być wolny?

I jakby George mógł odczytać moje ulotne myśli, odwraca głowę, by stanąć naprzeciw mnie. Nasze oczy się spotykają, jego są zmęczone i przekrwione, policzki poplamione zaschniętymi łzami. Jego palce wplątują się w moje loki, a on przyciąga mnie bliżej, by połączyć nasze usta w eterycznym pocałunku.

Prawie zapomniałem, jakie to niesamowite uczucie całować go. Robimy to powoli, tak powoli, przez całą minutę. Teraz smakuje tylko jak tani tytoń.

"Wszystko będzie dobrze" szepcze, gdy już się od siebie odsuwamy.

Jego wyraz twarzy nie jest zbyt przekonujący, ale i tak wierzę mu na słowo.

Nawet w tym ponurym stanie jest piękny. Czuję, jak moje serce przyspiesza od samej bliskości z nim. Zwykły dotyk jego dłoni, muśnięcie opuszkami palców, wystarczy, by przesłać małe iskierki elektryczności w całym moim ciele. Bez względu na to, przez co przeszliśmy - i przez co przejdziemy w przyszłości - moja miłość do niego nigdy nie umrze.

Przetrwa nawet najcięższe wyzwania, burze śnieżne i huragany, trzęsienia ziemi i tsunami. Brutalne wojny, niszczycielski głód, bezlitosne susze. Zawsze będę stać u jego boku, kochać go i troszczyć się o niego tak, jakbym nie miał innego celu na tej planecie. Ponieważ on jest teraz moim światem.

I kiedy widzę go tak bezradnego, czuję się, jakbym się dusił, jak gdyby moje serce kurczyło się na małe, bezużyteczne kawałki pyłu. Mój świat pogrąża się w ciemności.

George w końcu odchodzi, żeby pozbierać swoje ubrania i to, co zostało z jego innych osobistych rzeczy. Nie ma już tego osłaniającego ciepła, które zapewniłoby mi bezpieczeństwo. Zaczynam drżeć. drżę sam z Clay'em w lustrze.

Wiem, że mógłbym wstać i pomóc mu się spakować, ale moje nogi są za słabe. Moje ramiona są za słabe. Utknąłem na zimnej podłodze łazienki, opierając się o wannę.

Dopiero gdy George wraca i widzi, że pogrążam się w pustce, wstaję z pomocą jego ręki. rzuca mi bolesny uśmiech, wciąż powolny i oszołomiony z powodu haju. To sprawia, że myślę, że może pewnego dnia wszystko będzie dobrze. W końcu mamy siebie nawzajem.

love, sex, dreams - dreamnotfound (tłumaczenie pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz