Rozdział XII

2.4K 131 118
                                    

Dzień meczu. Jestem kłębkiem nerwów, bo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że dziś na pewno zobaczę Zacharego i mogę zobaczyć też Aidena. Ta dwójka w połączeniu zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Dodatkowo Zachary nie odezwał się od wczoraj w ogóle, co zaczyna wprawiać mnie w wyrzuty sumienia. Nie wiem, dlaczego te słowa go tak ruszyły, ale najwidoczniej nie życzy sobie, bym porównywała go do swojego ojca. Może wie o nim więcej niż ja. A może ja nie znam go wcale?

Wychodzę z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Pada deszcz, ale zakładam kaptur na głowę i idę dalej w stronę przystanku. To raptem kilka minut, ale czuję, że cała zmoknę. Nic na to nie poradzę. Nie będę pchać się do auta Damiana po wczorajszych słowach. Może zrobił to całkiem nieświadomie i w nerwach, ale zabolały mnie. Sama nie wiem, czy jestem zła, czy jest mi po prostu przykro. Chyba jedno i drugie.

Niespodziewanie słyszę za sobą szybki warkot silnika i trąbienie. Odskakuje jeszcze bardziej w bok, oglądając się za siebie. Przewracam oczami, widząc Damiana, który zatrzymuje pojazd i odsłania szybę.

– Wsiadaj – odzywa się pierwszy, ale ja pozostaje nieugięta i idę dalej. Chłopak oczywiście nie odpuszcza i jedzie równo ze mną. – Powiedziałem, że masz wsiąść – powtarza się.

– Słyszałam – zatrzymuje się. – Moja odpowiedź brzmi nie, dziękuję.

– To nie było pytanie – burczy. Przymykam na moment oczy, odchylając głowę w górę. Biorę głęboki wdech, czując kapiące na moją twarz krople wody. Niechętnie okrążam auto i wsiadam na miejsce pasażera. Brunet rusza razem z piskiem opon, przez co zaciskam dłonie na skrawku fotela. – Trochę mnie wczoraj poniosło.

– No Sherlock! – parskam krótkim śmiechem.

– Przepraszam, okej? – mówi, brzmiąc całkiem szczerze. – Ale martwiłem się, gdy Madison powiedziała mi, że źle się poczułaś i nigdzie Cię nie ma. Myślałem, że ten chuj Ci coś zrobił, a potem... – zwalnia, przecierając dłonią twarz. – Potem okazało się, że świetnie bawiłaś się z Zacharym i wyłączyłaś telefon. Już nawet nie chodzi o to, że dobrze się bawiłaś, ale nawet nie napisałaś głupiej wiadomości, że wszystko okej i za niedługo wrócisz – mówi z wyrzutami sumienia. Chyba muszę schować dumę do kieszeni.

– Masz rację, zawaliłam. Przepraszam – zaciskam usta w cienką linię, zerkając na chłopaka. Skupia się na jeździe, więc nie zaszczyca mnie spojrzeniem. – Pierwszy raz poczułam się z kimś tak dobrze, wiesz? Czułam się tak swobodnie i wiedziałam, że mnie nie ocenia. Nie musiałam mówić mu, co krząta mi się po głowie, bo on dobrze to wiedział, jakby znał mnie na wylot. Czy to dziwne? – krzywię się, bo brzmię, jak jakaś wariatka.

– Nie, Harper. To nie dziwne. – unosi kąciki swoich ust, jakby zmienił swoje podejście.

– Mogę Cię o coś zapytać? – kiwa głową. – Czy ja i on... Czy my kiedyś byliśmy blisko?

– Zapytaj go o to sama – wzrusza ramionami, wjeżdżając na parking.

– Nie pomagasz. – wzdycham desperacko.

– O co chodzi z Aidenem? – pyta, parkując. Na moment wytrąca mnie z rytmu, ale szybko wpadam na to, co mogę mu odpowiedzieć.

– Zapytaj go o to sam – zgrywam się, zaczynając się śmiać. Chłopak przewraca oczami i wyłącza silnik. Przenosi wzrok na mnie i zaczyna kręcić głową z rozbawieniem. Sam zaczyna się śmiać, wysiadając po chwili z auta. Papuguje jego ruch i czekam, aż założy na ramie swoją sportową torbę. – Powodzenia braciszku – mrugam do niego i wyprzedzam go, zmierzając do tylnego wyjścia dla zawodników do szkoły.

Co prawda nie jestem zawodnikiem, ale też mam takie uprawnienia. Wchodzę do szkoły, rozglądając się w środku. Damian wchodzi chwilę po mnie. Odprowadzam go wzrokiem aż do jego szatni, dostrzegając, że pomieszczenie obok jest przeznaczone dla szatni drużyny przeciwnej - Deventer School.

No Control [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz