Rozdział VIII

2.6K 123 112
                                    

Rozmawiamy z blondynem jeszcze długo po tym, jak przekonałam się, że nie chce się z tego wycofać. Rozmawiamy głównie o tym, jak ma to teraz wszystko wyglądać. Cóż, zmiany mają nastąpić już wkrótce. Próbuje dopytać blondyna na temat osoby, która zawsze mnie ocalała, ale Aiden nie ma zamiaru wypuścić ze swoich ust czegoś więcej, niż omijające odpowiedzi na dane pytanie. Rozumiem jego obawy, więc gdy mówi już stanowcze „nie", to milknę lub zgrabnie zmieniam temat. Rozmawia nam się tak dobrze, że oboje nie zauważamy, jak szybko minął nam czas. Niestety nadchodzi zachód, przez co muszę wracać. Tak przed dwudziestą pierwszą, gdyby jednak okazało się, że mój tato ma w planach wrócić do domu lub już się w owym domu znajduje. Oczywiście nie obywa się bez szlachetnego gestu ze strony blondyna - odprowadza mnie pod sam dom, odprowadzając mnie wzrokiem do momentu, aż nie zamknę drzwi, a nasz kontakt wzrokowy nie zostanie przez to zerwany.

To dziwne, a może i niepokojące, że po zamknięciu drzwi, opieram się o nie, uśmiechając się sama do siebie. Czuję coś w rodzaju szczęścia, a może i nawet zrozumienia. Nie trwa to jednak długo, gdy moje myśli znów zaczynają skręcać w uliczkę, prowadzącą do bardzo irytującego swoją osobowością człowieka. I mowa tu o brunecie z bardzo dobrym włoskim akcentem, zwanym również jako „dupek Zachary".

Chociaż wnioskowanie, że jego akcent jest dobry po czterech wypowiedzianych przez niego słowach, jest dość irracjonalne.

Bez zastanowienia spoglądam na telefon, mając nadzieję, że może się odezwał. Jednak tak szybko, jak moja nadzieja się pojawiła, tak też szybko znika, a zastępuje ją zawiedzenie. Brunet nie odezwał się do mnie nawet zwykłą kropką, która, chociaż wprowadziłaby mnie w zakłopotanie, co przyczyniłoby się do dalszej rozmowy.

Przekręcam klucz w drzwiach, upewniając się dwukrotnie, że na pewno dobrze to zrobiłam. Odkładam buty na półkę dla nich przeznaczoną i niechętnymi krokami udaje się do salonu. Kamień spada mi z serca, gdy nie ma w nim nikogo, oprócz Damiana, który zdaje się drzemać. Nie chcę mu w tym przerywać, więc gnam do mojego pokoju, gdzie zastaje dawkę zimniejszego powietrza. Spoglądam na okno, które zdaje się być uchylone. Dziwne. Jestem pewna, że jak wychodziłam, było zamknięte.

Nie przejmuję się tym jakoś bardzo, po prostu podchodząc do niego w celu zamknięcia. Sięgam do klamki, gdy mój wzrok przykuwa jeden mały szczegół. Złoty łańcuszek z krzyżykiem, który miałam na imprezie, jest przewieszony przez klamkę, jakby nigdy nic. Po prostu tam wisi, chociaż żaden normalny człowiek nie miałby żadnego celu w zawieszeniu go tam. Jak najszybciej zamykam okno, zabierając i zaciskając łańcuszek w dłoni.

Rozglądam się za oknem po pustej, a zarazem pokrytej mrokiem ulicy, którą rozświetlają pojedyncze lampy. Szukam tam czegoś lub kogoś, zdając sobie sprawę, że gęsia skórka pokrywa moje ciało, a to oznacza, że się boję. Bo cała ta sytuacja wydaje mi się zbyt irracjonalna. Zbyt bardzo się przestraszyłam, by mieć odwagę spoglądać na nią dłużej. Jednym szybkim ruchem zasłaniam okno, ruszając od razu do salonu.

– Damian – zaczynam szturchać chłopaka, by się wzbudził. Mój głos nie należy do najpewniejszych, łamie się. – Damian! – powtarzam głośniej, na co chłopak impulsywnie podnosi się do pozycji siedzącej, prawie zawalając o moją głowę.

– Co jest?! – krzyczy spanikowany, obracając swoją głowę w każdym kierunku.

– Kogo wpuszczałeś do domu? – przechodzę od razu do sedna.

– Ezrę z Isabellą.

A więc tak ta lalka barbie się nazywa.

– Ktoś z Was miał mój złoty łańcuszek z krzyżykiem?

– Co? – odpiera zmieszany, przecierając swoja zaspaną twarz dłońmi. – Śmiesz budzić mnie po to, by pytać o jakiś łańcuszek, którego pewnie dzisiaj, ani dawniej na oczy nie widziałem? Następnym razem po prostu bądź cierpliwsza i zaczekaj, aż wstanę – mamrocze niemiło, wracając do poprzedniej pozycji.

No Control [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz