Rozdział XXV

2K 96 135
                                    

To, co działo się wczoraj...

– Trzymaj mi włosy! – ostrzegam chłopaka, kiedy kolejna fala ze mnie wychodzi. Od piątej nad ranem zaczęła się mieszanka wybuchowa. Dosłownie wszystko we mnie się mieszało, a po chwili wylatywało. Boli mnie brzuch, głowa i godność. Sobota zapowiada się po prostu cudownie. Na moje własne życzenie.

– Czemu wymiotuje? – Do toalety wchodzi Damian, na co delikatnie się wzdrygam. Jednak i tak jest z nim lepiej. Zaczynam reagować trochę delikatniej, akceptując myśl, że to mój brat i nie miał z tym nic wspólnego. Mógł się mylić jak każdy człowiek. To w porządku i nie mogę się go bać. Jednak w dużej mierze, żal do niego i tak pozostał.

– Po Ecsta...

– Zatrucie pokarmowe! – Zagłuszam Zacharego, który zaczyna się ze mnie śmiać. – Dupek – komentuje pod nosem, obmywając swoją twarz.

– Poszukać jakichś tabletek? – Proponuje Damian.

– Odkąd ty taki troszczący, co? – Zaciskam ręce na kranie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Strasznie blada skóra i wory pod oczami, no pięknie.

– Poszukam. – Decyduje sam, wypuszczając powietrze z ust.

– Stara się. – Stwierdza Zachary, gdy ten tylko znika z toalety.

– Jasne. Też się staram, tylko zapomnieć, a jakoś ten pierdolony dotyk czuję non stop! – Unoszę na końcu głos, gryząc się po tym w język. – Cholera jasna – warczę, biegnąc do muszli klozetowej. Kolejna fala wydobywa się ze mnie. Nie mam nawet już czym wymiotować, sama żółć.

– Dobrze, że wczoraj nie miałaś już takich odruchów. – Kpi Zachary, nawiązując do naszej chwili.

– Oh, zamknij się! Cierpię. – Wyję rozżalona. Fakt, wczorajszy wieczór pamiętam całkiem dobrze. Może właśnie dlatego, że był całkiem dobry.

– Nie ma nic w domu, jadę do sklepu! – krzyczy z dołu Damian, na co tylko Zachary odpowiada „okej".

– Zachciało Ci się brać Ecstasy, to teraz masz. Mówiłem, że to nie jedyna opcja – zaczyna się wymądrzać, a ja mam ochotę kliknąć przycisk „wycisz tego użytkownika". – Ale przynajmniej łóżko dzisiaj było wygodniejsze. I takie... Pomyślmy. Słone? – Śmieje się ze mnie, wychodząc na korytarz.

– Już nigdy więcej przed Tobą nie uklęknę, przysięgam! – odkrzykuje mu, mordując się z ponownym umyciem twarzy.

– Wystarczy, że się otworzysz!

– Kupię sobie gacie na kłódkę! – Tym razem to ja zaczynam się śmiać. Jednak uśmiech szybko schodzi mi z twarzy, gdy przed oczami staje mi własny ojciec. W moment zaczynam się trząść, oddychając coraz szybciej i głośniej. Zaczyna kręcić mi się w głowie, przez co prawie upadam, gdyby nie to, że łapię się w ostatniej chwili zlewu. – On tu jest! – piszczę, zaciskając mocno oczy, wskutek czego wydobywam z nich kilka łez. – On tu jest! On tu jest. On tu jest... – mówię w kółko, czując tak cholernie wypalający moją skórę dotyk. Przeklęty ojciec.

– Harper... Harper, spójrz na mnie – słyszę jak we mgle. – Nikogo tu nie ma, słyszysz? Jesteśmy sami.

Sami? Otwieram oczy, na nowo skanując otoczenie. Dopiero w momencie, gdy czuję w swoich dłoniach materiał koszulki chłopaka, wracam do rzeczywistości, widząc przed sobą go, a nie ojca.

– Przysięgam, że tu był. – Dławię się własnymi łzami, kiedy Zachary mocno mnie do siebie przytula. – Stał tu i...

– Hej, już. Spokojnie. – Gładzi moje włosy. – Wierzę Ci, ale już go nie ma. Nie musisz się bać, nic Ci nie grozi. – mówi uspokajającym głosem.

No Control [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz