7

19 2 0
                                    

Tydzień u babci minął mi bardzo szybko. Pomagałam jej w pracach domowych, jak i znajdowałam czas dla siebie by na przykład pisać z Rachel oraz Connorem lub przechadzać się po okolicy. Wieś, na której mieszkała babcia wyglądała prześlicznie podczas zimy. Białe pola, choinki pokryte śniegiem oraz starannie odśnieżone ścieżki wraz z wysokimi latarniami wyglądały niczym wyjęte z jakiegoś starego filmu. Przyszedł jednak czas wyjazdu. Zbytnio się nie rozpakowywałam, więc wystarczyło włożyć kilka rzeczy do walizki i po prostu ją zapiąć. Po południu pożegnałam się z babcią i wolnym krokiem, by jeszcze porozglądać się po okolicy, ruszyłam w stronę stacji kolejowej, do której miałam niecałe piętnaście minut. Miałam jeszcze czas by pomyśleć nad tym, co stało się kilka dni temu, mianowicie telefon, który znalazłam na imprezie, zadzwonił. Postanowiłam odebrać, bo podejrzewałam, że mógł być to właściciel telefonu. Jednak tego, co usłyszałam w słuchawce stanowczo się nie spodziewałam. Dalej po głowie krążyły mi te słowa.

„Phoebe, gdzie jesteś? Miałaś się ze mną spotkać kilka dni temu, ale nadal nie odbierasz telefonu. Wiesz dobrze na co się umawiałyśmy.
Jesteś tam?
Halo, Phoebe? Wszystko dobrze?"

I wtedy się rozłączyłam. Z szoku, oraz tego, że nie wiedziałam co powiedzieć. Czemu matka (czego domyśliłam się z tego, co mówiła kobieta) Phoebe do niej dzwoni? Przecież sama organizowała stypę.
Nawet nie zauważyłam, że stoję już przy stacji.

———

Będąc już w domu i siedząc na swoim łóżku, czekałam na Rach, która miała do mnie przyjechać. Jeszcze nie wiedziała o sprawie z telefonem, o której właśnie chciałam jej powiedzieć. Usłyszałam pukanie do drzwi, krótką rozmowę oraz szybkie kroki na górę.
– No cześć - powiedziała moja przyjaciółka lekko dysząc - właśnie przebiegłam wszystkie schody za jednym razem. To znaczy że nie będę już musiała ćwiczyć na WF-ie po feriach, prawda?
– Tego nie wiem, ale lepiej usiądź - powiedziałam, patrząc na nią poważnie.
Ta z pytającym wzrokiem usiadła w fotelu obok okna i zaciekawieniem czekała, aż zacznę mówić.

Gdy skończyłam, ta jeszcze przez chwilę siedziała, po czym wydukała jedynie:
– Wow.
– Wiem.
– Mama Phoebe wie, że masz jej telefon?
– Nie, a szczerze mówiąc ja też nie wiedziałam, że jest jej. Co sądzisz o tym, co powiedziała?
– Ouch... - wzięła głęboki oddech, wolno wypuściła powietrze i dopiero się odezwała. – Cóż, po tym, co się ostatnio stało uważam, że matka naszej przyjaciółki próbuje sobie wmówić, że jej córka dalej żyje, lub, co też się kiedyś zdażyło, popadła w nałóg alkoholowy i mówi od rzeczy. To jedyne logiczne wytłumaczenia.
– W takim razie jak wytłumaczysz tapetę tego telefonu? – włączyłam telefon i po raz pierwszy pokazałam Rach tapetę. Ta najpierw pobladła, a później z niedowierzania nie mogła wydusić słowa.
Siedziałyśmy tak w ciszy przez jakiś czas, ja czekając, aż Rachel coś powie, a ona dalej nie wiedząc, co ma zrobić.
Postanowiłyśmy nic z telefonem nie robić, bo trzeba się było jeszcze spakować. Rodzice Rachel wynajmowali domek tuż przy stoku narciarskim i pozwolili nam samym jechać tam na tydzień.

Jako, że żadna z nas nie miała jeszcze prawa jazdy, w ten sam dzień mój tata nas tam podwiózł. Wchodząc do domku rzuciłyśmy swoje walizki do kąta, wzięłyśmy swoje narty z garażu i postanowiłyśmy od razu iść na stok.

Po kilku godzinach zjeżdżania wróciłyśmy do domku żeby się przebrać i trochę ogrzać.

- Poważnie, jutro pójdę na zajęcia z nauki jazdy na snowboardzie - powiedziała Rach zamykając drzwi na klucz.

- Tylko dlatego, że instruktor jazdy jest starszy i przystojny? - zaśmiałam się.

- Ma trzydzieści lat, okej? Albo na tyle wygląda. To nieduża różnica wieku.

- W każdym razie twoim rodzicom by się to nie spodobało.

- Nie, to prawda, ale wiem, że nawet gdyby była pomiędzy nami chemia, to nie wydałabyś mnie rodzicom.

- Masz szczęście, że mnie masz. - Powiedziałam i poszłam się przebrać. Później zeszłam z powrotem do salonu i usiadłam na kanapie.

- Trzymaj. - Rzekła Rachel i położyła na stoliku przede mną kawę z mlekiem. Sama usiadła na fotelu obok i wzięła spory łyk.

- Cholera. Matka Phoebe nagrała mi się na pocztę.

Rach prawie wypluła kawę.

- W sensie mi, ale na telefon Phebs. Odsłuchujemy? - Zapytałam niepewnie.

- Dawaj - powiedziała odstawiając kubek na stolik. - To poczta głosowa, nie musisz nic mówić.

Zgodziłam się i postanowiłam odsłuchać wiadomość.

„Phoebe, nie rób sobie żartów. Dobrze wiesz, co ustaliłyśmy. Miałaś zniknąć na jakiś czas, a później wrócić, w końcu wszyscy uwierzyli e twoją śmierć. Jak niedługo nie wrócisz, to zrobię to sama, ale ty nie poniesiesz za to żadnych korzyści. I oddzwoń do mnie, z łaski swojej."

- Coooo - głos Rachel był jedynym dźwiękiem, który przerwał ciszę w pokoju. - Jakby... coooo?

- Ja też nie mogę w to uwierzyć. - Powiedziałam zszokowana. To znaczy, że nasza przyjaciółka żyje? W takim razie o co chodzi z jej tapetą na telefonie? Z czego Phebs ma nie mieć korzyści? I czym ma się zająć jej matka? Jak zawsze, tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi.

Nie wiedząc, co o tym myśleć, po prostu włączyłyśmy telewizor. Nie skupiłam się wcale na tym, co leci w TV. Rozmyślałam nad tym, czy Phoebe rzeczywiście mogła upozorować własną śmierć. Na pogrzebie trumna była zamknięta, rzekomo dlatego, że „widok tych zwłok był szczególnie okropny". Albo trumna była po prostu pusta. Bluzka, w której podobno pochowali Phebs w rzeczywistości leżała na stole w kuchni w jej domu.
Cholera.
No to się porobiło.

Następnego dnia zostałam w domu, bo nie spałam do czwartej rano i musiałam odsypiać w dzień (co też przyszło mi z trudem, że względu na ilość myśli w mojej głowie). Za to Rachel ruszyła na podryw trzynaście lat starszego instruktora jazdy. Po dziwnej wiadomości zasnęła bardzo szybko. Cóż, gdyby dowiedziała się, że niedaleko niej jest aktywna bomba atomowa, najpierw poszłaby spać, a później zadzwoniłaby po służby specjalne.

Gdzieś koło godziny piętnastej wstałam z łóżka i postanowiłam zrobić pizzę. Wyłożyłam na blat wszystkie składniki (tata był niedaleko, więc zrobił nam zakupy, o które go prosiłam), blachę oraz różne inne potrzebne do zrobienia pizzy rzeczy.

Wyrobiłam ciasto, dałam je na okrągłą blachę, dodałam składniki i włożyłam do piekarnika. Gdy odkładałam resztę składników do lodówki, drzwi się otworzyły i weszła przez nie Rach.

- Wyobrażasz sobie, że poszłam na lekcje snowboardu do tego hot nauczyciela i w trakcie się dowiedziałam, że jest gejem i w dodatku woli młodszych ode mnie. Mam to gdzieś zgłosić? - zamilkła na chwilę, po czym mówiła dalej - W każdym razie po tym resztę lekcji rozmyślałam o tej wiadomości, którą wczoraj dostałyśmy. Jak się spało?

- Dobrze, chociaż też dużo myślałam o tej wiadomości. Może powinnyśmy komuś o tym powiedzieć?

- Może ta... kuźwa, uważaj! - Nie dokończyła Rach, odsuwając mnie od piekarnika, który razem z pizzą w środku, zaczął się palić.

And you won't change it, BitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz