Rozdział 14: "Niebezpieczeństwo"

342 42 4
                                    

- Budynek jest czysty. Nie ma tu nikogo. - Stwierdziła Sarah wchodząc do salonu.
- Sprawdziłem wejście. Jest solidnie zabarykadowane. Jesteśmy tu bezpieczni. - Powiedział Witalij wchodząc za nią
- Niestety nie ma tu nic przydatnego-
Zauważyła Tess wychodząc z kuchni.
Siedzieli w salonie mieszkania na najwyższym piętrze bloku mieszkalnego. Wejście było zabarykadowane, ale oni użyli schodów pożarowych i weszli przez dach. Zbliżała się noc, wiec postanowili przenocować. Robert znalazł radio na baterie i zaczął bawić się jego pokrętłami. Na każdej częstotliwości były słyszalne tylko szumy.
- Wezmę pierwszą wartę,odpocznijcie. - powiedział w końcu żołnierz.
- Posiedzę z tobą - zaoferował Jack.
- Jak chcesz - odpowiedział Rob.
- Dobra, obudźcie mnie o dwunastej to was zmienię. - powiedział Witalij i ułożył się na dywanie.
Kiwneli głowami na znak zgody.
Jack z Robertem przeszli do kuchni i usiedli przy stole. Rob wciąż bawił się radiem.
- Myślisz że coś złapiesz? - zapytał po chwili Jack.
- Warto spróbować - stwierdził żołnierz.
Jack wzruszył ramionami i zapadła cisza. Po kilku minutach Jack wstał, podszedł do okna i spojrzał na ciemną ulicę pi której przesuwały się mroczne sylwetki szwendaczy. W końcu odwrócił się od okna, stanął przy stole i oparł się o jego blat.
- Słuchaj Rob. - zwrócił się fo towarzysza.
- Słucham - powiedział mężczyzna nie przestając majstrować przy urządzeniu.
- Chciałem pogadać o tym co się stało na podziemnym parkingu- Rzekł i widząc że czarnoskóry mężczyzna odłożył radio i patrzy na niego kontynuował - Widzisz, myślę że nie powinniśmy się rozdzielać. To nie czas na zabawę w Rambo. -
Żołnierz uśmiechnął się pod nosem.
- Widzisz chłopie, to nie tak że wolę działać sam czy coś... po prostu spanikowałem- wyjaśnił Robert.
Jack już miał odpowiedzieć kiedy nagle z radia dobiegł cichy trzeszczacy dźwięk.
- Z rozkazu tszszszt... Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej tszszszt...- usłyszeli.
- Daj głośniej - powiedział Jack do Roberta który dopadł do odbiornika i znowu zaczął majstrować przy pokrętłach.
- Robię co mogę - odparl Robert i po chwili zabawy przy pokrętłach odstawił radio na miejsce.
- Epidemia objęła już obszar całego kraju, szczególnie duże liczby zarażonych widoczne są w miastach, Straciliśmy kontakt z obszarami kwarantanny w Atlancie, Nowym Jorku, Chicago, Seattle... tszzzzt - Robert po raz kolejny zaczął majstrować przy radiu.
-... ponadto zaginął konwój eskortujący prezydenta do tszsz... wszystkie ośrodki kwarantanny które nie odpowiedziały na specjalne polecenie, lub zgłaszały dużą obecność zarażonych na terenie ośrodka zostaną zniszczone w przeciągu tszszt... dni... powtarzamy listę ośrodków które nie nawiązały łączności ze stolicą: Atlanta, Nowy Jork, Chicago...- E tym momencie wśród trzasków i szumów transmisja mimo starań żołnierza zanikła.
Jack spojrzał na towarzysza a ten odwzajemnił jego spojrzenie.
- Co to było Rob?- zapytał chłopak.
- Nie jestem pewien... ale wydaje się że chcą zbombardować największe miasta w stanach. - odparł z przerażeniem Robert.
- A szto tu się dzieje, mieliście mnie obudzić o północy. -


Nowy Porządek ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz