Rozdział 29: "Prawda"

242 34 9
                                    

Siedzieli w domku przydzielonym im przez Stacey, chudą dziewczynę o blond włosach i niebieskich oczach.
Powiedziano im że Peter jest aktualnie poza miastem i że wróci jutro koło południa. Tymczasem oni mogli rozejrzeć się po okolicy. Nie mając nic do roboty Jack spacerował po terenie miasteczka w towarzystwie Ann, dziewczyny którą spotkali z Jerrym. Ann wciąż mówiła coś na temat mijanych przez nich budynków lub osób. Jack dowiedział się że Peter był burmistrzem miasta przed epidemią i jest nim nadal ponieważ ratusz miejski jest na terenie "New Jamestown", oraz że Kate, która jest jego żoną, jest również głównym, i jedynym naukowcem obozu.
Jack spojrzał na szczyt wieży zegarowej ratusza i na powiewającą na jej szczycie flagę z biało czerwonymi pasami i białymi gwiazdami na granatowym tle w lewym górnym rogu. Widok ten działał krzepiąco i dawał poczucie jakby nic się nie zmieniło.
                                 ***
Zanim Wolf wyszedł z sali spojrzał na miejsce które wskazywał sztylet. Ostrze było wbite w budynek który z pewnością był dawną salą gimnastyczną, teraz zaś służył za schronienie Cieniom.
                              ***
Sarah szła prowadzona przez Wolfa w stronę kościoła. Po drodze widziała jeszcze jeden barak podobny do tego w którym ją zamknęli, jakąś obskórną spelunę o nazwie " West Jerusalem", duży blok mieszkalny i stację benzynową z warsztatem. Cały ten teren był otoczony niedbale skleconą z czego się dało barykadą, której jednym zamierzonym elementem były kolce skierowane na zewnątrz od obozu. Na płot z każdej strony napierały zwabione hałasem trupy. Przy barykadzie przechadzali się leniwie mężczyźni i kobiety w strojach przypominających ubiory kapłanów katolickich i członków zakonów tego wyznania. Zauważyła też drobne postaci w brudnych i obdartych ubraniach, wychudzone i z podkrążonymi oczami, niektóre z nich pokasływały z cicha lub pociągały nosem. Sarah zaintrygował fakt że wśród tych szarych postaci nie zauważyła żadnego mężczyzny. Kiedy zbliżali się do stacji benzynowej Wolf pociągnął ją na pobocze, a obok nich  przewaliła się duża grupa motocykli z rykiem zapełniając powietrze zapachem spalanej benzyny.
                                 ***
- Witaj, ty jesteś Sarah, prawda - zapytał spokojnym głosem starszy mężczyzna przed nią.
-"Wolf..."- pomyślała tylko dziewczyna i potwierdziła skinieniem głowy.
- Nazywam się Steven O'Connor, i jak się pewnie domyśliłaś stoję na czele "New Jerusalem".
- "New Jerusalem"?  Co to za... acha no tak. - powiedziała rozglądając się jakby przypomniała sobie gdzie się znajduje.
- Cóż, do rzeczy. Zapewne zastanawia cię po co zostałaś wezwana. - zaczął O'Connor.
- Owszem, zastanawiam się czego "Wielki Patriarcha" może chcieć od kogoś takiego jak ja. - stwierdziła z przesadzonym dramatyzmem.
Spojrzał na nią swoimi stalowoszarymi oczami tak jakby chciał przekazać że nie lubi kiedy mu się przerywa. Sarah mimowolnie zadrżała napotykając jego wzrok, było w nim coś jeszcze niż irytacja, coś jak mieszanka determinacji, szaleństwa i wiary.
- Cóż, wezwałem cię, aby dać ci wybór. - Tutaj zrobił krótką przerwę jakby czekając aż Sarah mu przerwie, ale kiedy tak się nie stało kontynuował. - Otóż zobaczyłem w tobie...pewien potencjał, który szkoda by było zmarnować.
                             ***
- Chcesz powiedzieć że mam wybierać między dołączeniem do twojej bandy popieprzeńców, albo śmiercią? - zapytała z ironicznym niedowierzaniem Sarah, kiedy  mężczyzna w końcu wyjawił jej swoją ofertę.
- Tak, i lepiej się dobrze nad tym zastanów, masz dwa dni na zastanowienie. Wybierz mądrze.- potwierdził O'Connor, a po chwili dodał. - Możesz odejść. -
Sarah odwróciła się i ruszyła powoli w stronę drzwi, kiedy już miała złapać za klamkę mężczyzna odezwał się:
- Bądź tak miła i oddaj mi puginał.- powiedział cierpkim głosem.
Sarah przewróciła oczami,  błyskawicznie odwróciła się na pięcie i wysuwając srebrny nożyk z rękawa zamachnęła się w stronę z której dobiegał głos.
Sztylet wbił się w ścianę kilka centymetrów od ucha mężczyzny, ale ten nawet nie drgnął i uniósł brew jakby chciał zapytać po co całe to przedstawienie.
                              ***
Usiadła ciężko przy ścianie baraku i schowała głowę w ramiona. Chciała być sama, czekała tylko aż Wolf wyjdzie z budynku. Kiedy zatrzasneły sie drzwi już miała zacząć roznosić w pył wszystko w baraku, ale powstrzymała się słysząc cieniutki głosik szepczący głośno w ślad za mężczyzną:
-Kutas.- kiedy Sarah spojrzała w stronę skąd dobiegł ją głos zauważyła dwie szare postaci, matkę i córkę skulone w kącie baraku i tulące się do siebie. Dziewczynka miała jakieś dziesięć lat. 
Patrząc na nie nagle zrozumiała. Zrozumiała dlaczego w obozie służą same kobiety i dlaczego O'Connorowi tak zależy żeby przeszła na jego stronę lub zniknęła z obozu. Mogła wywołać powstanie...
                              ***
Spike szedł ciemną uliczką wraz z częścią grupy uderzeniowej w stronę wyjścia ewakuacyjnego z budynku sali gimnastycznej
-"Za cicho tu." - pomyślał i nagle usłyszał w oddali pohukiwanie sowy.
Zanim zdążył zastanowić się co do cholery robi sowa w mieście usłyszał ciche szuranie nad nimi i błyskawicznie coś spadło mu na plecy. Ktoś wbijał się kolanem w jego plecy a sekundę po tym jak sobie to uświadomił poczuł tylko jak ostrze wbija mu się w szyję.
______________________________________
Hejka :D Jak wam się podoba nowy sposób przedstawiania myśli bohaterów? A tak gwoli wyjaśnienia:
Dzisiaj dłuższy rozdział z okazji osiągnięcia magicznej granicy 2000 wyświetleń i 200 gwiazdek, oraz takiej że jednak naprawiłem swoje słuchawki. ^^
I cierpię trochę mniej :)
Wszystko się zmieniło, nic nie jest jak było, co miało żyć wiecznie zginęło a co miało umrzeć wciąż trwa...

Nowy Porządek ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz