Rozdział 40: " Niespodziewane Trudności"

153 25 6
                                    

Kiedy już zbliżali się do bram świątyni Scar zauważyła na środku ulicy magazynek z amunicją.
- Nie dotykaj! - krztknął kapral Clayton w stronę pochylającej się nad znaleziskiem dziewczyny.
Scar odskoczyła jak oparzona i wylądowała w pozycji półsiedzącej na wykładanej kocimi łbami* uliczce.
- Wszyscy do budynku i znajdźcie osłonę.- polecił następnie wskazując na jeden ze sklepów oddzielony od miejsca w którym leżał magazynek innym budynkiem. Kiedy wchodzili do budynku Clayton schylił się i podniósł luźno leżący kamień brukowy. Otworzył drzwi sklepu potem wciąż stojąc w nich do połowy odwrócił się w stronę porzuconej amunicji. Uniósł kamień w dłoni rzucił w stronę pułapki i zanurkował do wnętrza budynku. Po chwili powietrze wypełnił huk wybuchu. Kiedy po dłuższym czasie nie nastapiły żadne rewelacje oddział wyszedł ponownie na ulicę. Scarlett w miejscu magazynku ujrzała osmalony otwór w bruku. Tymczasem jeden z policjantów przydzielonych do oddziału powiedział patrząc na ziemię:
- O cholera, patrzcie tylko, to się mogło paskudnie skończyć. -
Ziemia w promieniu kilku metrów od wybuchu była usłana gwoździami, żyletkami i innymi ostrymi przedmiotami.
- Nigdy nie podnoś czegoś, czego nie upuściłeś. - powiedział Clayton jakby do siebie.
***
Potem wszystko potoczyło się szybko. Scarlett dostała rozkaz dostania się na najwyższe piętro jednego z budynków, skąd miała wspierać szturm. Szybko weszła do budynku skrawając się wprost do ustalonej pozycji i starając się by nie zauważył jej nikt z obrońców na placu za ogrodzeniem na drugim końcu ulicy. Pozycja pozwalała widzieć barykadę pod kątem, więc Scarlett nie była widoczna z niej jeśli obrońcy skupiali się na atakujących oddziałach New Jamestown. Miała też widok na wieżę kościelną która była idealnym gniazdem dla snajperów wroga. Póki co wieża była pusta, co zastanowiło ją do tego stopnia że z zamyślenia wyrwał ją dopiero komunikat o rozpoczęciu szturmu.
***
Kiedy nadeszła pierwsza fala ataku i rozgorzała strzelanina, Scarlett czekała aż dostanie wytyczne dotyczące celu do likwidacji, ale sama również bacznie obserwowała stłoczonych na barykadzie bandytów w czerni i bieli. Nagle zza osłony wyłonił się muskularny czarnoskóry bandzior w czarnej koszuli pozbawionej rękawów, ze standardową koloratką za kołnierzem. W dłoni trzymał butelkę z ciemnego szkła z wetknięty weń płonący kawałek tkaniny. Mężczyzna przymierzał się do rzutu w ciasno stłoczonych żołnierzy New Jamestown. Scarlett zrozumiała co się święci i jeszcze zanim usłtszała głos ze słuchawki, oddała strzał.
Butelka rozprysnęła się w dłoni mężczyzny, opryskując jego i całą barykadę płynnym ogniem który w krótce zabił lub przepędził obrońców, jednocześnie skutecznie blokując drogę na dłuższy czas.
- No pięknie... - pomyślała Scar kiedy ze słuchawki zaczęła płynąć wiązanka wymyślnych wojskowych przekleństw.
***
- Dobra, już dobra, dobra... - przerwała monolog Coopera.
I kiedy miała się zbierać żeby przejść do innego punktu instynktownie skierowała lunetę karabinu w góre, na wieżę kościelną.
Przeczucie jej nie pomyliło. Na szczycie czaił się bandyta celujący dp niej z karabinu snajperskiego. Zauważyła go w ostatniej chwili, bo sekundę potem pocisk przeszył powietrze koło jej ucha, powidując palący ból. Pocisk trafił w coś za jej plecami z metalicznym jęknięciem a ona poczuła jak strumień ciepłej cieczy spływa po jej szyi.
Dziewczyna wzdrygnęła się z bólu i wściekłości, dając tamtemu czas na przeładowanie. Poprawiła pozycję i wycelowała w przwciwnika ponownie. Patrząc przez lunetę widziała jak ten celuje i strzela, ale nawet nie drgnęła wiedząc że strzela żeby zyskać na czasie, nie żeby zabić. Kolejny pocisk i kolejny metaliczny jęk za plecami.
- "Bawisz się ze mną?" - zapytała w myślach samą siebie, a ironiczny usmieszek który pojawił się na twarzy bandyty zdawał się być odpowiedzią na jej pytanie.
Tym razem dziewczyna bie dała mu kolejnej szansy na strzał, wycelowała i po chwili czoło snajpera przyozdobił malowniczy rozprysk krwi.
***
- "No, i po sprawie." - pomyślała z uśmiechem wstając z klęczek.
Już miała ruszyć do wyjścia poczuła nagły palący ból z tyłu prawej nogi na wysokości kostki. Wrzasnęła z bólu i szarpnęła stopą jednocześnie obracając się na pięcie zdrowej nogi i spojrzawszy w dół jęknęła tylko.
***
Siedziała skulona pod scianą w końcu korytarza, z jej policzków łzy spadały na piaskową wykładzinę, łącząc się z barwiąca ją krwią sciekającą z jej nogi. Spojrzała nic nie rejestrującym wzrokiem na ciało Zombie z roztrzaskaną czaszką, następnie na porzucony na środku korytarza karabin z zakrwawioną kolbą i w końcu na drzwi z rozwalonym zamkiem.
- " No to jesteśmy kwita... ale się dałam wrobić" - jedna myśl wyrwała się z kłębowiska kotłującego się teraz w jej głowie.
Potem świat na chwilę spowiła czerwona poświata, był świst powietrza w tłumiku i ciemność.
- Scarlett? Scarlett zgłoś się. Powtarzam, zgłoś się! - ale jej już nie było.
***
Tymczasem z wieży została wystrzelona w powietrze czerwona flara.
------------------------------------------------------
Hej Cześć Witajcie :D
(Silver mnie zabije ;-;)

Nowy Porządek ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz