Rozdział 17

2.4K 202 209
                                    

Złość nie jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie — Sarah Dessen

Gdy złość kipi, miłość się przypala — Jan Nitecki.

Z jakiegoś powodu Louis czuł się zdenerwowany, kiedy miał się spotkać z Harrym przed wyjściem ze szkoły. Oczywiście wszyscy już wiedzieli, że uderzył Stana, więc brunet na pewno go o to zapyta. Louis nie był jednak pewien, czy powiedzieć mu prawdę. Nie chciał, żeby mu było smutno z tego powodu.

Stał pod parasolem, wpatrując się tępo w przestrzeń przed nim. Obok niego uśmiechnięty ochroniarz Richard żegnał się z uczniami i życzył im miłego dnia. Na Louisa jedynie łypnął nieprzyjemnym wzrokiem, ale chłopak kompletnie się tym nie przejął. Też nie pałał do niego sympatią od ostatniej interakcji.

— Lou, już jestem. Byłem jeszcze w łazience — powiedział głośno Harry, podchodząc do niego. Na głowie miał jedynie kaptur i cała jego bluza była przemoczona.

— Chodź pod parasol, Hazz. Moja mama niedługo przyjedzie, powiedziała, że nas odbierze, żebyśmy nie tłukli się autobusami — odparł i przyciągnął go bliżej siebie. To był dopiero jeden z pierwszych razów, kiedy między nimi ciężko było znaleźć wolną przestrzeń. — Jak ci minęła ostatnia lekcja?

Brunet wzruszył ramionami.

— Chyba okej. Dlaczego uderzyłeś Stana? — zapytał spokojnie, wpatrując się w niego swoimi żabimi oczami. Louis nie potrafił powiedzieć, czy był zły, smutny, czy zawiedziony. Chyba po prostu bez żadnych emocji.

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, nie mając pojęcia, czy odpowiedzieć szczerze. Pomyślał sobie jednak, że miał odbudować zaufanie Harry'ego, a nie je zniszczyć, więc zdecydował się powiedzieć prawdę.

— Po prostu mówił o tobie bardzo niemiło. Kazałem mu przestać, ale on chciał cię obrazić jeszcze raz i po prostu nie wytrzymałem. Przepraszam — westchnął, chociaż sam nie wiedział za co. Zwyczajnie poczuł taką chęć. — Nie chciałem reagować agresją.

— A dlaczego Stan cokolwiek o mnie mówi, skoro nigdy nawet nie powiedział mi cześć? — zapytał cicho, nie odrywając od niego uważnego spojrzenia. — I co chciał o mnie powiedzieć?

Nie chciał mu tego mówić, ale musiał. Szczerość była podstawą do zdrowej relacji nawet, jeśli prawda mogła skrzywdzić drugą osobę.

— Nazwał cię pedałem, ale nie wiem, co chciał powiedzieć, bo go uderzyłem. Wiele razy ogólnie powtarzał to słowo — mruknął niepewnie, ale Harry nie zdawał się być urażony. Przyjął wszystko bardzo spokojnie, może nawet neutralnie.

— Ale ty też jesteś gejem, więc nie rozumiem.

— Chodziło mu o to, że... Jakby to powiedzieć... Gej to normalny facet, który lubi facetów, a pedał to taka... ciota, czy jakoś tak — wyjaśnił odrobinę niewyraźnie, cały czas obserwując reakcję Harry'ego. Wyraz jego twarzy jednak się nie zmienił.

— Aha, no to okej. Ale nie bij już nikogo, bo będziesz miał kłopoty — odparł jedynie i przeniósł spojrzenie na swoje buty. — Obiecujesz?

— Tak, obiecuję. Przepraszam za tę agresję, ale nie chciałem, żeby cię obrażał.

Harry już mu nie odpowiedział, ponieważ pod szkołę podjechało auto Tomlinsonów. Jay uśmiechnęła się do chłopaków i im pomachała, a po chwili obydwoje znaleźli się w środku. Harry zajął miejsce z tyłu, a Louis obok swojej mamy.

— Dzień dobry — przywitał się nieśmiało Harry.

— Cześć. Miło cię poznać, kochanie, jestem Jay — przedstawiła się i wyciągnęła w jego stronę rękę, którą Harry szybko uścisnął. — Jak było w szkole, chłopcy?

why is it so hard to wake up? | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz