Rozdział 54

1.5K 168 209
                                    

Złość nie jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie — Sarah Dessen

Gdy złość kipi, miłość się przypala — Jan Nitecki.

Dwa tygodnie później, kiedy Harry zaczął robić postępy, pani doktor pozwoliła mu raz na jakiś czas wyjść na spacer po mieście, ale pod warunkiem, że będzie jadł w tym czasie posiłki. Chłopak ucieszył się, ponieważ mógł zjeść chociaż raz w ciągu dwudziestu jeden dni to, co mu smakowało, a nie szpitalne jedzenie. Oczywiście nie chciał jeść, jednak dużo lepszą opcją było wybranie sobie samemu posiłku. Dokładnie znał kaloryczność produktów, więc wybierze takie, by chociaż minimalnie zjeść mniejszy obiad. Zresztą jeśli postawi na objątość, to może uda mu się nawet zaoszczędzić dwieście kalorii, ponieważ Louis aż tak się nie interesował cyferkami, dlatego mógł go trochę oszukać. 

Był już prawie marzec, więc było minimalnie cieplej. Louis przyszedł go odebrać o jedenastej i poszedł porozmawiać z panią doktor, zostawiając Harry'ego samego w poczekalni. 

— Jakbyś mógł przypilnować, żeby zjadł obiad. To pierwszy test, bo można powiedzieć, że wagowo jest prawie w połowie leczenia. 

Harry westchnął głośno, słysząc głos pani doktor, która najwyraźniej starała się być cicho, jednak jej się to nie udało. Wiedział, że ta informacja powinna go ucieszyć, gdyż minęła mu prawie połowa pobytu w szpitalu, jednak bardzo go zasmuciła. Słowa lekarki znaczyły jedno — Harry musiał sporo przytyć przez te ponad dwa miesiące. To go zdecydowanie podłamało, jednak zdecydował się na ten temat nie odzywać, tylko przyjąć to w milczeniu. Ten dzień miał spędzić z Louisem i swoimi przyjaciółmi, a nie zamartwiać się nad kilogramami, chociaż to było bardzo trudne. 

— Oczywiście, już z nim rozmawiałem na ten temat. Pójdziemy do baru niedaleko parku i raczej nie będziemy zbyt dużo chodzić. Chciałem, żebyśmy po prostu spędzili czas zdala od kliniki — odpowiedział z uśmiechem Louis. 

Brunet przewrócił oczami na słowa ukochanego. Z jakiegoś powodu nagle odechciało mu się tego całego jedzenia i wyjścia. Stracił resztki apetytu, który miał w sobie tego dnia, a został on zastąpiony buntem. Harry naprawdę nie chciał jeść. 

Ale jeśli zje obiad, to może się udać tak, że nie będzie musiał jeść podwieczorku, więc teoretycznie zje mniej niż zazwyczaj, a to był dla niego ogromny plus. Świadomość mniejszej ilości spożytych kalorii trochę podniosła go na duchu. 

— Chodź, kochanie, chłopaki czekają na zewnątrz — powiedział Louis, żartobliwie ciągnąc za pojedynczy lok, który wystawał spod czapki. 

Harry uśmiechnął się delikatnie i podniósł głowę do góry, by ułożyć usta w dziubek i dostać małe cmoknięcie. Po krótkim złączeniu ich warg, złapał Louisa za rękę, po czym wstał i razem poszli w kierunku wyjścia z kliniki. 

Pierwszy raz od swoich urodzin Harry poczuł świeże powietrze. Było to bardzo miłe uczucie — miał wrażenie, że chociaż przez chwilę był wolny. W klinice wszędzie były kamery, miał określony czas na umycie się i był cały czas kontrolowany, a tutaj miał więcej swobody. Oczywiście wciąż był pilnowany, jednak mógł pozwolić sobie na więcej. 

— Mama nie chce zabierać mnie na spacery — wyznał cicho Harry. — Powiedziała, że mi nie ufa i boi się, że rzucę się pod samochód. 

— A zrobiłbyś to? — zapytał Louis, spoglądając na niego kontem oka. 

— Chyba nie, od ponad tygodnia nie miałem myśli samobójczych. 

Czuł się ze sobą bardzo źle, jednak nie tak, że chciał umrzeć i planował, w jaki sposób się zabić, żeby zdążyć przed próbą uratowania go przez personel. Pod koniec lutego pod tym względem było znacznie lepiej, a śmierć nie wydawała mu się czymś miłym. Cały czas pamiętał to uczucie, gdy po wzięciu tylu tabletek powoli umierał i jak bardzo się wtedy bał. Jak mocno biło mu serce i jak cieżko mu się oddychało. Tego zupełnie nigdy nie chciałby powtórzyć, a emocje, które towarzyszyły mu przy próbie samobójczej odrobinę odpychały go od ponownego spróbowania. 

why is it so hard to wake up? | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz