Rozdział 47

1.6K 172 123
                                    


Złość nie jest zła. Jest ludzka. I mija po pewnym czasie — Sarah Dessen

Gdy złość kipi, miłość się przypala — Jan Nitecki.

Wizytę u psychologa Louis pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że prawie cały czas płakał, bo nie ma siły, by odwiedzić Harry'ego i że bardzo za nim tęskni. Mówił o tym, jak okropnie się czuje, że jego najlepszy przyjaciel go nienawidził, a jego życie było do niczego. Wykorzystał pół opakowania chusteczek, podczas gdy pani psycholog przyglądała się mu łagodnie i co jakiś czas zachęcająco się uśmiechała.

Pani Sarah okazała się być naprawdę miłym człowiekiem. Podczas ich pierwszego spotkanie nie miała zbyt wiele okazji, by się odezwać, ponieważ widziała, że Louis bardzo potrzebował się wygadać. Dlatego zadawała mu jedynie pomocnicze pytania i zachęcała do wzięcia głębszych wdechów.

— Bardzo tęsknisz za Harrym, prawda? — zapytała cicho pani Sarah.

Louis wziął głęboki wdech, niemal dusząc się łzami.

— Tak, bo go bardzo kocham, ale jak widzę go takiego smutnego i wychudzonego, to serce mi pęka. Nie jestem w stanie tam pójść — wykrztusił, jednocześnie wycierając nos. — Daje mi tyle czasu, ile potrzebuję, ale wiem, że jest mu przykro, że go nie odwiedzam.

— Wiesz — zaczęła pani psycholog. — Jestem dumna, że potrafisz zadbać również o siebie i nie robisz niczego wbrew sobie. To bardzo mądre i dojrzałe — powiedziała spokojnie. — Widzę, że jest ci bardzo trudno i to jak najbardziej zrozumiałe, bo zostałeś postawiony w sytuacji, która wymaga bycia dorosłym. Wydaje mi się, że odwiedzenie Harry'ego będzie dobrym pomysłem, Louis. Mam wrażenie, że bardziej cierpisz, ponieważ go tak długo nie widziałeś.

Czy pani psycholog miała rację? Louis tego nie wiedział, ponieważ samemu ciężko mu było rozszyfrować swoje emocje. Nie miał pojęcia, czy było mu gorzej przez to, że nie widział się z Harrym dziesięć dni, czy dlatego, że chłopak bardzo cierpiał. Prawdopodobnie obydwa przyczyniły się do jego stanu, ale wyjście z sytuacji mogło być tylko jedno.

Odwiedzić Harry'ego w szpitalu.

— Jeszcze dwa dni do twojej osiemnastki — powiedziała Lottie, kiedy następnego poranka Louis wszedł do kuchni. — Potrzebuję twojego prawa jazdy.

— Ej, nie będę twoim szoferem, mam swoje życie — burknął, sięgając po chleb. — Ewentualnie możesz mi płacić, wtedy pomyślę.

— Zdzierca — mruknęła dziewczyna i wystawiła starszemu bratu środkowego palca, na co Louis cicho się zaśmiała. — Mam dla ciebie świetny prezent urodzinowy i świąte...

— Lotts, mówiłem przecież, że nie musicie mi kupować podwójnych prezentów — przerwał jej. Włączył czajnik, a następnie spojrzał na siostrę. — Nie potrzebuję aż tak dużo.

— Ale ja już kupiłam — stwierdziła ze wzruszeniem ramionami. — I Fizzy z rodzicami też, a Daisy i Phoebe zrobiły ci po cztery laurki. W tym roku zostaniesz zasypany prezentami.

Dla Louisa to był ogromny minus urodzin podczas świąt, ponieważ nienawidził dostawać więcej od innych. Zdecydowanie wolał urodzić się dwa tygodnie później bądź wcześniej, żeby nie musieć szukać pod choinką dwa razy więcej prezentów. Dodatkowo szóstego grudnia rodzice robili im małe upominki z okazji mikołajek, więc w grudniu dostawał zdecydowanie więcej, niż potrzebował.

Uśmiechnął się do siostry, po czym wziął się za robienie kanapek z serem. Poprzedniego wieczoru był zbyt zmęczony, by zrobić sobie kolacje, dlatego w tamtym momencie był bardzo głodny. Zanotował w głowie, że nie mógł sobie tak ograniczać jedzenia i dodał dodatkowe dwa kawałki chleba.

why is it so hard to wake up? | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz