Rozdział trzydziesty pierwszy.

5.6K 224 74
                                    

Drexel

Dochodzi godzina czwarta po południu i właśnie na moją posesję wjeżdża kilka aut. Ethan zrobił to, co powiedział. Zabrał sporo swoich ludzi. Kuzyn wjeżdża ostatni i wychodzi z pierwszego wozu, podchodząc do mnie z wyciągniętą dłonią.

– Drexel.

Podaję mu swoja dłoń.

– Ethan, jak podróż?

– Niedługa. – Śmieje się i macha swoim ludziom aby wyszli z aut.

Kącik ust mi drga. To będzie moja najlepsza decyzja.

– Niektórych z nich znasz, a inni to nowi w naszych szeregach, ale ręcznie za nich.

– Rozumiem.

Wszyscy ruszają w naszą stronę. Za mną stoi Ron z Gregiem w gotowości, gdyby się coś stało. Reszta ludzi obstawia całe terytorium. Wychodzę bardziej na przód i zaczynam mówić.

– Interesuję mnie Martinez i dziewczyna, którą porwał. Chcę ich żywych, jednak nie wiem na sto procent czy dziewczyna tam będzie. Zaraz zobaczycie o kogo mi chodzi, bo mam drugą kopię w domu. – Podnoszę dłoń do góry, widząc minę Ethana. – To długa historia, która mało powinna was obchodzić. – Patrzę na każdego po kolei. – O szóstej jestem umówiony w pewnym miejscu. – Zerkam przez ramię na Rona, który już rusza w stronę domu. – Z człowiekiem, którego szukam i chcę dopaść od dobrych kilku lat, dlatego nikt nie może tego spierdolić. Greg pokaże wam schowek z bronią, każdy weźmie to co potrzebuje, ty – pokazuję na żołnierzy – ty, ty i ty – zerkam na Ethana, który kiwa głową. – Jesteście snajperami. Was chcę na skale. Greg pokaże wam, gdzie ona się znajduje, stamtąd jest bardzo dobry widok na magazyn, okna, drzwi i wszystko wokół. Pozostali ukrywają się w pobliżu magazynu, gdybyście napotkali jakiś ludzi Martineza od razu likwidować. Najlepiej po ciuchu.

Zakładam ręce na piersi, gdy staje obok mnie Ron z dziewczyną. Ma zaklejoną buzię i związane dłonie z przodu. Max trochę ją ogarnęła i dała świeże ubrania.

– Tak wygląda kobieta, którą chcę odzyskać, a to. – Pokazuję na tą obok mnie. – Jest jej siostra bliźniaczka, współpracująca właśnie z Martinezem.

– Trochę to pokręcone – mówi ze śmiechem Ethan, podchodząc do mnie.

– Żebyś wiedział – odpowiadam ciszej. – Gotowi panowie? – podnoszę głos.

– Tak – jedni krzyczą, a inni przytakują.

– Ron jedzie pierwszy razem z dziewczyną. Ja za nim, a wy wyjedziecie jakieś pięć, sześć minut po nas. Rozstawcie się dobrze. Greg – zwracam się do ochroniarza. – Pokaż im broń i mapy, a ty Ron możesz ruszać.

Wszyscy dokładnie robią to, co im powiedziałem. Z willi wyjeżdżamy dosłownie po pięciu minutach. Podczas całej drogi układam w głowie plan tortur, który mu zaserwuję za te wszystkie lata. Wszystko mi wyśpiewa, dosłownie wszystko. Tak go wymęczę, że na końcu będzie błagał mnie o śmierć.

Zatrzymuję auto kawałek dalej od samochodu Rona. Widzę, jak powoli wysiada, rozgląda się dookoła i podchodzi do strony pasażera. Wypuszcza dziewczynę i idzie z nią do magazynu. Podchodzą razem pod drzwi i wtedy Ron daje nienaładowaną broń dziewczynie, która przystawia ją do jego karku. Nie mija nawet minuta i wchodzą do środka. Teraz kolej na mnie. Otwieram schowek między siedzeniami w moim audi, wyciągając z niego dwa ulubione Heckler & Koch USP. Wychodzę z auta, chowając broń do kabury z tyłu paska. Kucam jeszcze i sprawdzam czy nóż się dobrze trzyma, ale jest wszystko w porządku. Wstaję i ruszam powoli w stronę magazynu. Po lewej jest małe okno, do którego pochodzę, aby zobaczyć co się dzieje w środku.

Ron klęczy przed dziewczyną, która wymachuje pistoletem i krzyczy do Martineza, lecz on nie jest sam. Tak jak myślałem. Choć z tej odległości nie mogę stwierdzić kto z nim stoi, ale jest to na pewno masywny gość. Przypatruję się sytuacji i w pewnym momencie widzę, jak Santos podnosi broń i celuje prosto w dziewczynę.

O cholera! Tego nie brałem pod uwagę.

Nie mogę pozwolić na to, aby zabił Rona. Ruszam więc pędem w stronę. Gdy staję przed drzwiami dostrzegam dwa czerwone punkciki ze snajperek. Ludzie dają znać, że są na miejscu. Biorę parę oddechów, przymykam powieki i z rozmachem otwieram drzwi wyciągając od razu swoją broń. Wchodzę do środka z przybraną maską, z której każdy mnie zna.

– Nareszcie! – woła Martinez i zaczyna klaskać w dłonie. – Nie mogłem się już ciebie doczekać Drexel. – Uśmiecha się arogancko.

Szybko zerkam okiem kto stoi koło niego. Egzekutor braci. Opuszczam broń, bo dobrze wiem, że nic mi nie może zrobić. Tak samo jak ja jemu, co doprowadza mnie do kurwicy.

– Myślałeś, że nie połapię się kogo wpuściłeś do mojego domu? – mówię z nonszalancją.

– Przyznam, że dawałem ci jakieś dwa, trzy dni. Byłem w szoku dostając smsa prawie po dobie – odpowiedział z wyższością.

Ron nadal klęczy, a dziewczynę przejął egzekutor.

– Ron chodź do mnie. – Mój ochroniarz wstaje powoli, rozmasowując kolana.

– Chyba na za dużo sobie pozwalasz, Veren.

– Pamiętaj, że jesteś na moim terenie. Ciesz się, że jeszcze stoisz. – Kiwam do Rona, który po chwili staje już za mną. – Gdzie jest Yvonne?

– Mój drogi kochany Drexelku. Dziewczyna będzie pracować dla mnie. – Zaczyna śmiać się szyderczo.

– Niedoczekanie – cedzę przez zaciśnięta szczękę.

– Aktualnie przebywa u mnie. – Puszcza mi oko. – Poza tym powiem ci coś, co kiedyś powiedział mi twój ojciec. Ona będzie warta każdej zbrodni.

Od razu zaciskam pieści na tę wzmiankę.

– A może zawrzyjmy układ? – mówię przez zaciśniętą szczękę. Mam pewien plan, możliwe ze złapie haczyk.

Pociera dłonią brodę.

– Układ z diabłem? W sumie i tak nie mam duszy, nie zaszkodzi posłuchać, co proponujesz?

– Zostaniemy sami. – Pokazuję na otoczenie. – Jeżeli wygrasz oddaje ci co zechcesz, a jeżeli wygram ja, oddasz mi Yvonne i znikniesz.

– O rany! – ryczy Santos. – Nasz pan i władca się zakochał – szydzi.

– To jak?

– Kusząca propozycja, jednak nie sądzisz chyba, że będę się bił z o trzydzieści lat młodszym mężczyzną? Może zróbmy tak. – Zaciera ręce. – Ty kontra Jegor. Oczywiście cała broń idzie w odstawkę.

– Dobra.

Wyciągam noże, które podaję Ronowi.

– O nie – przerywa mi. – Broń na ziemię. Wiem co potrafisz nimi robić.

Posyłam spojrzenie Ronowi i podnoszę kącik ust. Kładę noże na ziemi wraz z pistoletami. Ściągam marynarkę, którą oddaję ochroniarzowi i podwijam rękawy do łokci. Jegor też wszystko odstawia, tak jak Martinez, choć i tak wiem, że na pewno gdzieś ma ukrytą broń, żeby mnie wykończyć. Dlatego noża z nogi nie wyciągnąłem.

– No chodź. – Staję w rozkroku i prowokuje Jegora, który zaciska szczękę.


HK USP – pistolet samopowtarzalny.

Tajemnice Przeszłości Seria Haker #1 - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz