Rozdział czterdziesty czwarty

3K 112 1
                                    

Drexel

Mijam stojącą jak słup w korytarzu Yvonne i podchodzę do drzwi, za którymi siedzi Mike. Kopniakiem otwieram je i wpadam do środka. Stoi z przywiązanymi rękami do sufitu. Wyciągam drugi nóż z kabury i odcinam linę. Chłop opada z impetem na podłogę, od razu się budząc.

– Wypierdalaj – wrzeszczę do Connora.

– Drex – szepcze gdzieś za mną Yvonne, ale olewam to.

– Wstawaj.

Kopię go w brzuch, po czym kucam i podciągam go za fraki do góry. Staje na chwiejnych nogach i spogląda w moją twarz. Pcham go do ściany i przyciskam przedramieniem jego szyję, układając tak, aby był największy nacisk na tchawicę.

– Co wiesz?!

– Niewiele – odpowiada szeptem, a ja luzuję ucisk. Odchrząkuje dwa razy i spuszcza wzrok. – Sądząc po twojej furii, dowiedziałeś się o matce. Rocheaster, Minnesota. Ośrodek Mayo Clinic. Co jeszcze chcesz wiedzieć? Mam dziecko z Kasandrą i jest dla mnie najważniejsze. Nazywa się Violet. Porwał ją i szantażował nas. Nadal nie wiem, gdzie ona przebywa. Nie możemy jej znaleźć. Kasandra uciekła wcześniej, pomagając Yvonne wymknąć się z chaty, w której ją przetrzymywał w Meksyku. Udało mi się dowiedzieć tylko tyle, że moja córka może być w jednej z jego willi.

– Kto jeszcze z wami pracował?! – Walę dłonią obok jego głowy. – Już!

– Nikt. Na mnie miał haka. Chciał zwerbować Dana, lecz na niego nic nie znalazł, więc nawet nie próbował.

– I trzeba było ruchać dziwkę bez gumy? Tak to może jeszcze byś żył.

– Ona nie jest dziwką, ojciec ją zmuszał – mówi do mnie przez zaciśniętą szczękę.

– Ale pieprzyła się z każdym w klubie. Ostanie życzenie?

– Oszczędź ją.

Zaciskam szczękę i dociskam przedramię tak mocno, że chłopak zaczyna się dusić. Jednak wtedy pochodzi Yvonne, kładzie na mnie swoją drobną dłoń i odsuwa mnie od niego.

– Chodź. – Łapie mnie za rękaw koszuli. – Zostaw go już, proszę. – Ciągnie mnie w stronę wyjścia, a ja chyba muszę być w szoku, że jej na to pozwalam. – Connor pilnuj go – mówi do mojego człowieka i razem wychodzimy powoli z chaty.

W ciszy pokonujemy odległość do domu i gdy tylko nasze stopy lądują w salonie, dostrzegam Steph i Dereka siedzących na kanapie. Zerkam na Yvonne, której również mina mówi, że nie wie jak przyswoić nowe wiadomości.

– Dasz sobie radę? – pytam, kładąc dłonie na jej ramionach.

– Tak – mówi cicho.

Przecieram rękami twarz.

– Pójdę się umyć i przebrać – informuję i od razu idę do swojego gabinetu.

Tam też mam łazienkę. Derek widząc moją minę rusza za mną, zostawiając kobiety same w pokoju.

– Co jest? – pyta, gdy wchodzimy do gabinetu.

Biorę kilka głębszych oddechów.

– Dowiedziałem się, że nasza matka żyje.

– Co?!

– Też nie mogę w to uwierzyć, ale Mike to potwierdził. – Siadam za biurkiem, masując skronie obiema dłońmi.

– Mam ją znaleźć?

Patrzę na niego i kręcę głową.

– Kurwa, stary, nie wiem. Dziwne uczucie.

– Wiem – odpowiadam i opieram o się framugę drzwi do łazienki. – Pierwszy raz mam taki mętlik w głowie, że nie potrafię czysto myśleć. Rozumiesz? Nie zabiłem kreta, choć na to zasługiwał. Nie mam pojęcia co zrobić z tą dziwką, która nas zdradzała od czterech lat, a na dodatek Yvonne nie wie o mojej zdradzie.

– Kreta?

– Mika. Skurwysyn ma dziecko z Kasandrą i oboje byli podobno szantażowani. – Wypuszczam ostro powietrze z płuc.

– Co ty pierdolisz?

– Kurwa! Muszę się zastanowić, co z nimi zrobić. Mike wie, gdzie jest nasza matka. – Przeczesuję palcami włosy. – Zaraz wracam. – Znikam za drzwiami łazienki.

Tajemnice Przeszłości Seria Haker #1 - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz