Rozdział trzydziesty dziewiąty

5.9K 142 18
                                    

Yvonne

Otwieram powoli oczy, lecz ciężko mi podnieść powieki ku górze. Poruszam się, ale to też jest dla mnie ciężarem. W całym ciele czuję mrówki, jakbym nie poruszała się od dobrych kilku godzin. Udaję mi się podnieść jedną powiekę, dzięki której widzę, gdzie jestem. Szpital. Leżę w cholernej sali, w cholernym szpitalu. Czyżbym już postradała zmysły? Sądząc po tym, co pamiętam jako ostatnie, nie zdziwiłabym się. Podnoszę dłonie i palcami przecieram oczy.

– Dobrze, że się obudziłaś.

Słyszę tak dobrze mi znany głos, obracam od razu głowę za dźwiękiem i dostrzegam pana Tusana.

Co się stało?

Miałaś atak paniki – wzdycha i przeciera rękami twarz. – Doświadczałaś już tego kiedyś?

Kręcę przecząco głową. Nigdy nie miałam też powodu, aby takie miewać.

Czy... to co pamiętam... – Chcę zadać pytanie, jednak nie potrafię go wymówić.

Tak – mówi smutno. – Ja też nie mogę się z tym pogodzić.

Po jego słowach z oczu zaczynają mi cieknąć łzy. Z wielką gulą w gardle i mrowieniem w nosie, próbuję wydukać z siebie jakieś słowa, lecz to na marne. Nie wychodzi z nich nic innego jak szloch. Pan Tusan podchodzi do mnie i siada na skaju łóżka. Kładzie dłoń na moich włosach i głaszczę mnie pocieszająco. Robił dokładnie tak samo, gdy byłam mała i coś mnie smuciło, a taty nie było w pobliżu.

Wszystko będzie dobrze.

Kręcę przecząco głową. Nic nie będzie już dobrze. Nie mam rodziców, moje studia właśnie też poszły w odstawkę, nie mam nawet ochoty tam wracać. Co ja teraz pocznę?

Nic nie jest dobrze.

Zakrywam twarz dłońmi i zaczynam szlochać jeszcze bardziej. Teraz została mi tylko Steph. Moja kochana siostra, z którą jako jedyną mam kontakt od dziecka.

Wszystko się ułoży, Yvonne. Znajdziemy odpowiedzialnego człowieka.

Przestaję na chwilę płakać i odsłaniam swoje mokre oczy.

Wspominał Pan coś o rodzinie Veren.

Jednak dobrze wiem, co było przyczyną ich mordu. Znowu oczy robią mi się szkliste i łzy zaczynają spływać po policzkach. Jak ja mogłam być tak głupia i hakować ludzi na ip ojca? No jak?

Istnieje taka możliwość, ale nie mogę tego powiedzieć w stu procentach, dziecino – przerywa na chwilkę zerkając na coś obok. Podążam za nim wzrokiem i widzę pulsometr, a potem na swoją dłoń. Lepiej się czujesz?

Tak, chodź lepiej nie znaczy, że dobrze.

Dasz radę wstać? Odwiozę cię do pana Pegeen. Z tego co wiem, Stephanie jest w domu i czeka na ciebie.

Dobrze.

Szeryf pomaga mi pozbyć się pulsometru, a potem wstać z łóżka. Ubieram powoli buty i kurtkę, która leżała nieopodal łóżka. Podaję dłoń panu Tusanowi i zmierzamy w stronę drzwi. Na korytarzu mijamy kilka pielęgniarek i lekarzy, z którymi pan Alfred wita się skinieniem głowy, po czym podchodzi do recepcji.

Zabieram pannę Cahan.

Dobrze, panie Tusan.

Kobieta zapisuje coś na komputerze, a my odwracamy się w stronę wyjścia. Wtedy zauważam tajemniczą postać kątem oka na końcu korytarza. Rozmawia z jednym z policjantów. Dość wysoki mężczyzna, z bardzo umięśnioną posturą. Szkoda, że nie mogę dostrzec jego twarzy, lecz sądząc po jego umięśnionym ciele w tych czarnych spodniach i czarnej koszuli z podwiniętymi rękawami, można śmiało stwierdzić, że to diabeł z twarzą anioła. Oczywiście jeden z przeklętych braci Veren.

Tajemnice Przeszłości Seria Haker #1 - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz