Założyłam delikatną sukienkę do kolana. Srebrna w stylu lat dwudziestych. Mam nadzieję, że wrócą te czasy. Taniec, alkohol i muzyka. Tęsknie za tym.
Mam jeszcze przed sobą stulecia, a może akurat ktoś wymyśli coś ciekawszego.
Ciekawe co powie Klaus...
Grr o czym ja myślę.
Mikael nie żyje, chociaż w to wątpię. Klaus też, ale mamy plan idealny. Albo Mikeal się nie pojawi i rzeczywiście się okaże, że jest martwy. Jednak jeśli się pojawi... Będzie jasne. Rebekah stanęła po wrogiej stronie. A nieobecność Stefana coraz bardziej mnie martwi. Ostatnia sytuacja z duchami i skutym Damonem nie była zabawna. Jeśli Lexi wróciła to domyślam się, że zabawny Stefan już odszedł.
Spojrzałam w lustro i poprawiłam makijaż. Ja nie wiem po co się maluję, jestem nieziemska i bez niego. Chociaż te doczepiane rzęsy robią furorę.
Zebrałam rzeczy i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do salonu i nalałam sobie pełną szklankę krwi. Wypiłam powoli odczytując wiadomości od Klausa.
Klaus
- Spotkamy się na miejscu.
- Bądź trochę wcześniej, muszę cię przedstawić reszcie.
Oho czyżby z krwi Eleny nie zostało już nic?
Odstawiłam szklankę i ruszyłam w drogę na bal szkolny.
Ups. Awaria? W taki dzień? Szkoda by było gdyby się nie odbył. Dobrze, że młody Lockwood był taki hojny i przeniósł wszytko do siebie.
Niee, wcale nie jest pod naszą kontrolą. Wcale.
Na razie nigdzie nie ma imprezowiczy. Jest za wcześnie, do rozpoczęcia zostało jeszcze parę godzin.
Rozejrzałam się po dość dużych rozmiarach domu, chociaż dom Salvatorów jest okazalszy. Był i jest. Lockwoodowie to straszne zrzędy i zadufane w sobie lalusie.
- Louisiana! W końcu dotarłaś. - odwróciłam się w stronę drzwi wychodzących na ogród.
Nie widziałam go kilka ładnych tygodni. Ale nic się nie zmienił. Jakby mógł? Czasami ciężko uwierzyć mi, że ma ponad tysiąc lat. Muszę przyznać, że czasami aż zadziwia mnie to ile on musiał przeżyć zanim ja pojawiłam się na świecie.
- Dobrze cię w końcu widzieć. - odparłam kiedy szłam powoli w jego kierunku. - Więc, co robimy? - zapytałam będąc już przed nim.
- Od razu przechodzisz do rzeczy. - zaśmiał się.
- A planowałeś coś jeszcze? - zaśmiałam się. - Gdzie są te twoje stworzenia?
- To hybrydy, jak ja. - poprawił mnie. - Tylko nie tak potężne jak ja.
Oczywiście, pan wspaniały i potężny.
- Chodź. - rzucił. - Przedstawię cię, skoro tak bardzo chcesz.
Wyszliśmy do ogródka. Parę osób wieszało ozdoby, balony i inne pierdoły. Ustawiano stoliki. Zatrzymaliśmy się gdzieś pośrodku tego wszystkiego. Klaus zwołał ich, a oni posłusznie zrobili w okół nas krąg.
- To jest Louisiana Salvatore. Jest nietykalna. - wskazał na mnie i przyjrzał się każdemu z osobna. - Przekażcie reszcie.
Czyli to jest tylko część? Czyli krew Eleny spisała się idealnie. W sumie jest to idealna armia. Lojalni, wypełniający każdy rozkaz. Ze świecą takich szukać.
- Wejdźmy do środka. - zaproponowałam.
Nawet na chwilę się nie obejrzałam, słyszałam jego kroki za sobą.
- Coś się stało? - odezwał się kiedy byliśmy w środku.
- Masz kołek? Masz cokolwiek na Mikeala? - zapytałam przeglądając zdjęcia poustawiane na meblach. - Dziś musi być wszystko po naszej myśli. - wyprostowałam się i poprawiłam białe futro które oplatało moje ramiona.
- Mam wszystko czego potrzebowałem. - odparł spokojnie. - Zamartwiasz się czymś.
- Co będzie dalej? - spytałam patrząc mu w oczy. - Kiedy raz na zawsze pozbędziesz się swojego ojca? Kiedy masz już hybrydy. Co będzie dalej?
- Obudzę moje rodzeństwo. Nasz ojciec nie będzie już zagrożeniem, no i mam ciebie. Jeśli oni postanowią mnie opuścić to nie zostanę sam. - zrobił kilka kroków w moją stronę. -No i oczywiście pokarze ci miejsce które nazywam domem, o które jestem w stanie walczyć za każdą cenę.
- Piękne. - podsumowałam. - Wiesz tak szczerze nie spodziewałam się takiego wyznania z twojej strony. Sądziłam, że będziesz owijał w bawełnę.
- Obawiałaś się, że mam zamiar cię zostawić?
Nie musiałam odpowiadać. Podeszłam do niego i przyjrzałam się jego ubraniom.
- Może. - odparłam. - Chyba nie masz zamiaru pokazać się w tym? - poklepałam go po klatce.
- O Klaus! Szukałam cię. - zawołała Carol.
Spojrzałam na Klausa akurat w momencie w którym wywracał oczami. Odwrócił się do niej i spojrzał jej w oczy.
- Idź zajmij się przygotowaniami, nie szukaj mnie. - kobieta pokiwała głową i wyciągając telefon ruszyła w kierunku wyjścia.
Oboje odprowadziliśmy ją wzrokiem. W mojej głowie zaczęły pojawiać się różne scenariusze, za które parę lat temu mogłabym spłonąć.
- Szkoda, że już się ubrałaś. - zaczął. - Mam dla ciebie mały prezent.
Nie wiedząc czumu uśmiechnęłam się i przechyliłam głowę delikatnie w bok. Pod rękę weszliśmy na górę oraz do pokoju w którym to on nocował. Na łóżku leżało wielkie pudło.
- Sama zobacz. - podszedł do łóżka i uchylił wieko.
- Po co mi to skoro mam już swoją. - zamknęłam z powrotem pudełko i odłożyłam je w kąt.
Nim się wyprostowałam był już za mną.
- Naprawdę? Pozwól, że ją zobaczę. - powoli zdjął moje futerko i rzucił je gdzieś za siebie. Usłyszałam rozdzieranie materiału i poczułam jak materiał powoli zjeżdża z mojego ciała. - Niestety to się chyba nie nadaje.
- Więc może skorzystam z propozycji. - odwróciłam się w jego stronę i włożyłam dłonie pod kurtkę, ściągając ją. - Ale to za chwilę.
-Mogę cię zapewnić, że mam więcej czasu niż tylko chwilę.
Spojrzałam w górę i dostrzegłam jak spogląda na moje usta z lekkim uśmiechem. To on pierwszy mnie pocałował, ale nawet sekundę nie byłam mu dłużna.
Na ziemię opadła moja sukienka i jego koszulka. A jego pocałunki zchodziły coraz niżej. Objęłam go, a on moje uda podnosząc mnie do góry. Oplotłam jego biodra nogami nie przestając całować jego piekielnie wspaniałe usta.
- Mamy skarbie przed sobą dużo czasu. A po dzisiejszym zwycięstwie będziemy mieć nieskończenie czasu. - wypowiadając te słowa sprawił, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Całe wieki. - dodałam.
- Tylko my.
CZYTASZ
Mine, all mine
FanfictionTrudna przeszłość, ciężki charakter, spotkanie złego faceta. "- Witaj jestem Alaric, a ty to? Upiłam łyk ze szklanki i spojrzałam na nowo przybyłego ze zdziwieniem. - Ty do mnie mówisz? Nie, nie znamy się i nie widzę powodu by to zmieniać. - To...