* 45 *

751 46 2
                                    

- Rebekah? Ty płaczesz?

Myślałam, że już mnie nic nie zdziwi. A jednak. Stoję właśnie przed jednym z pierwotnych wampirów, który leję łzy wielkości grochu. Jednak najbardziej zadziwiające jest to, że przed chwilą była tu mała Petrova. Czy mnie coś ominęło o czym powinnam wiedzieć?

- Co może zaraz pójdziesz i poskarżysz się mojemu braciszkowi? Niech odrazu przyjedzie wbije mi sztylet na kolejne dziewięćdziesiąt lat. Wiesz co? Wy Salvatorowie mimo wszystko nawet po stu latach wracacie do miejsca które nazywacie domem i mimo sprzeczek trzymacie się razem. - wykrzyczała mi w twarz przez łzy.

- Przepraszam bardzo... Czy to jakaś terapia dla rodzeństw. Ja na nic takiego się nie pisałam. Damon to wymyślił? Jeśli chce się pogodzić niech przyjdzie i mi to powie a nie nasyła na mnie blond-pierwotną. - odparłam mając już się wycofywać.

- Co niby znowu ja zrobiłem? - usłyszałam dobrze znany mi głos za sobą. - Ja nic nie zrobiłem. W przeciwieństwie do innych myślę rozsądnie i w nic się nie pakuje.

- Jasne, ale walka z Klausem jest w porządku. - odparłam zakładając ręce na piersi.

- Wolę śmierć o kogoś kogo kocham, niż przeżyć u boku niego. - odparł patrząc prosto w mojej oczy.

- Czy ona w ogóle wie o tym co do niej czujesz? Nie, ona widzi Stefana. Wszyscy widzą tylko jego. Jestem jedna z nielicznych osób które chcą twojego dobra. Ale z takim podejściem prędzej czy później zostaniesz sam. Ona nigdy nie zaakceptuje tego jaki jesteś w stu procentach, a ty nigdy nie porzucisz swojego Ja dla kogoś innego.

- Więc mnie nie znasz.

- I tu się myślisz. Znam cię lepiej niż Ty sam. Znam cię bardzo dobrze, zawsze byłam u twego boku. Wiem czego pragniesz. Ale to jest niemożliwe. Jesteś wampirem, nie zdołasz cofnąć czasu. Nie założysz rodziny - prychnęłam - ty nie znosisz dzieci. Nie będziesz chodził codziennie do pracy, płacił rachunków, umawiał się na obiadki z sąsiadami. Owszem możesz z kimś być - może być to nawet Elena - może wieść w miarę ludzkie życie. Ale czy tobie to będzie wystarczać i sprawiać radość? Czy Elena ostatecznie wybierze ciebie. Czy Elena chce wieść życie nieśmiertelne? - wyczekiwałam jakiejś odpowiedzi zwrotnej. Patrzyłam na niego i czekałam na cokolwiek. On jednak przez jeszcze jakąś chwilę pozostał w milczeniu.

- Jesteś egoi...

- Nie mówi mi jaka jestem. Ja w przeciwieństwie do ciebie się nie okłamuje. Dobrze o tym wiesz. I jak na razie nie wspomniałam o swoim szczęściu. Mówię tylko i wyłącznie o twoim szczęściu, o twoich pragnieniach, marzeniach czy myślach. I uważam, że egoistą jesteś tu Ty. Wolisz okłamywać siebie, nie zwracając uwagi, że możesz stracić ostatnie osoby które cię kochają. Stefan jest teraz znów rozpruwaczem. Elena pewnie zachodzi w głowę jak go z tego wyciągnąć. Jednak kiedy ty zabijesz nie zwali winy na emocje czy ich brak. Po prostu powie, że jesteś potworem. Nie będę Ci zakazywać kochać jej. Lecz sądziłam, że po historii z Katherine nie dasz sobą pomiatać i być na czyjeś zawołanie. I nie nie mów teraz o Klausie. Bo cokolwiek zrobiłam dla niego, zrobiłam bo chciałam i zrobiłam to jako jego partnerka broni. Wiec mów co chcesz, ale pamiętaj kto był przy tobie po tym jak wbrew sobie zostałeś wampirem, po każdej kłótni ze Stefanem, po sytuacji z Enzo i wielu innych. 

Spojrzałam na wciąż obecną Rebekah. Jej policzki były już suche, tak jak oczy. Jednak wciąż miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie podobało mi się to, Elena mogła jej powiedzieć coś istotnego coś czego właśnie miałam się pozbyć. Tego się najbardziej obawiałam.

Damon stał patrząc się w ogień w kominku, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Nie chciałam już drążyć dalej tego tematu.

Podeszłam do stoliczka z arsenałem procentowym i nalałam sobie dużą ilość bourbonu. Za dużą. Takich alkoholi nalewa się trochę, no nie. Trzema łykami opróżniłam całą zawartość, lekko się krzywiąc. Złapałam całą butelkę i wsadziłam ją sobie pod pachę. Podejrzewam, że może nie starczyć i jeszcze tu wrócę po następna bo dziś mam zamiar upić się jak nigdy dotąd.

Trochę to dziwne, ale na wspomnienie moich niektórych słów mam ochotę się rozpłakać. Czy postąpiłam dobrze tak wykrzykując to wszystko? Czy jest to na miejscu w obecnej sytuacji?

Jestem jebana hipokrytką. Jeszcze niedawno śmiałam się z blond-pierwotnej. Teraz sama siedzę na podłodze, opierając się plecami o łóżko wylewając łzy nad bourbonem. To do mnie nie podobne. No ale przecież kiedy chodzi o rodzinę nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zareagujemy czy co zrobimy, no nie? Nawet jeśli ta rodzina nas rani. Nawet kiedy kogoś nienawidzimy. Dobrze, że większość mojej rodziny nie żyje, bo pewnie sama bym to ich życie skróciła.

Oj tak. Czuję już alkohol w całym ciele. Idąc do łazienki ledwo trzymałam się na nogach. Jednak doszłam i zdołałam obmyć twarz i przebrać się w piżamę. Co chwilę pociągałam kolejny łyk z butelki która powoli zaczynała się robić pusta. Kolejna.

Wracając do pokoju nie zwróciłam uwagi na brak pierwszej butelki. Po prostu rzuciłam się na moje łóżko. Wtedy coś zachlupało pod moim brzuchem. Zignorowałam to. No ale czekaj, serio coś tu leży i wcale mi się nie wydawało. Był to woreczek krwi. Nie jestem w stanie przeczytać jakiej to grupy, nie jestem w stanie wyczuć to w smaku. Wiem jednak, że to krew i sama się tu nie znalazła. Myśl, że to mój starszy brat sprawiła, że na chwilę się uśmiechnęłam. Wyrzuciłam woreczek gdzieś na środek pokoju i opadłam na poduszkę, nie pamiętając nic więcej.

Ten rozdział jest trochę ponury, no ale cóż musiało się to stać. 

Bardziej boli mnie to, że już coraz bliżej końca. 

Miłego czytania :)

GoldenGirl

Mine, all mineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz