VI

841 80 6
                                    

Drake

- Gadasz głupoty - Vicky pokręciła głową.

- Ale mówię poważnie!

- Masz paranoję.

Drake czuł się bezradny. Jeśli Vicky mu nie wierzyła, to kto mógłby? Poza nią i Aaronem nie miał nikogo bliskiego. Nie ufał ludziom z Sunset Shore.

Kiedy wczoraj był w domu szarookiej, miał nadzieję, że będzie miał wreszcie z kim porozmawiać. Pomylił się straszliwie i już myślał, że go zabiją, a tymczasem nic takiego się nie stało.

- Powinieneś już iść - powiedziała wtedy Silver tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Drake'owi nawet przez myśl nie przeszło, żeby się z nią kłócić. Jedyne, czego chciał, to opuścić jej dom.

- Wychodzę - mruknął do Vicky.

Kobieta machnęła tylko ręką, nie zwracając na niego uwagi. Westchnął cicho, po czym wyszedł na ulicę. Postanowił pójść w stronę odgrodzonej od niebezpiecznego świata części plaży. O tej porze wszyscy pracowali, a że jemu nikt jeszcze nie przydzielił zajęcia, miał sporo wolnego czasu.

Już od dłuższej chwili stał na piasku i obserwował spienione fale, kiedy usłyszał wołanie.

Odwrócił się, żeby zobaczyć, kto nadchodzi, ale słońce świeciło mu prosto w oczy i dostrzegł jedynie ciemną postać.

Rozpoznał ją dopiero, gdy się zbliżyła.

- Hej - odezwała się Silver, poprawiając kuszę na plecach.

- Hej - odparł Drake, śledząc uważnie każdy jej ruch.

- To, co ci teraz powiem, nie może wyjść poza naszą dwójkę - powiedziała, najwyraźniej nie uznając za konieczne czynienia jakichkolwiek wstępów.

- O co chodzi? - zapytał ostrożnie.

- Po pierwsze, musisz wiedzieć, że Nancy i Sadie nie zginęły przez przypadek. Po części to moja wina.

Drake poczuł, że robi mu się zimno. Czyli miał rację.

- I co? Przychodzisz po rozgrzeszenie? - wydukał, próbując opanować strach.

- Można tak powiedzieć. Ale jest coś jeszcze. Brian to najgorszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałam i przez niego robiłam rzeczy, których cholernie żałuję. Chciał ze mnie zrobić maszynę i chyba w pewnym stopniu mu się udało. Gdyby nie Matt, pewnie właśnie siedziałabym na spotkaniu Rady, gapiąc się tępo w stół. Póki co muszę udawać, że nic się nie zmieniło, ale uwolniłam się od tego okropnego uczucia pustki. Wiesz, jakbym była niczym.

- Ale czemu mi to mówisz? - Drake uspokoił się nieco, choć wciąż miał się na baczności.

- Musisz mi pomóc. Zniszczymy to miejsce - w jej oczach zapłonął gniew - A potem nikt więcej nie zginie.

- Co chcesz zrobić?

- Chodź ze mną - powiedziała tylko, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.

***

Drake powoli zaczynał rozumieć, że jednak się nie pomylił. On zawsze wiedział, co ma zrobić i tym razem było tak samo. Wystarczyło tylko poczekać.

Gdyby nie on, Nancy i Sadie pewnie wciąż by żyły, to prawda. Ale z drugiej strony nie przyczyniłby się do uratowania osób, które mogłaby odrzucić Rada.

Plan był prosty. Ukraść zapasy i ukryć je w bezpiecznym miejscu, zdobyć jak najwięcej broni i ludzi, którzy będą gotowi jej użyć, po czym zdemaskować Radę.

Drake mimowolnie zacisnął pięści. Banda zakłamanych sadystów. Do tego wciągnęli w to wszystko Silver, a wszystko po to, żeby rozbić ich grupę - tak mu się przynajmniej wydawało. Gdyby dziewczyna w porę się nie otrząsnęła, być może nigdy by się nie wydało, jakimi są potworami.

- O zachodzie słońca mamy zebranie - powiedziała Silver, wyglądając przez okno - Przydzielę wam warty w różnych miejscach, z różnymi ludźmi. Waszym zadaniem będzie ich przekonać, że muszą się do nas przyłączyć.

Wszyscy pokiwali głowami. Siedzieli w domu Silver - ona, Ray, Luke, Elena, David, Bonnie, Sophie i Drake. Dziewczyna już zdążyła zebrać swoją starą grupę i wyjaśnić im, co się dało. Brakowało tylko Arthura, ale Silver obiecała, że jeszcze dzisiaj z nim pogada.

Nagle ktoś wpadł do domu. Drake wstrzymał oddech, szarooka zesztywniała.

- Pokój temu domowi! - z korytarza wychylił się rozczochrany chłopak w skórzanej kurtce - Nie bójcie się, to tylko ja - parsknął śmiechem - Przyprowadziłem kolejnego rebelianta - wyszczerzył zęby.

Wszedł do salonu, prowadząc za sobą rudą kobietę z włosami splecionymi w warkocza z boku głowy. Miała na sobie obcisłą koszulkę bez rękawów i ciemne spodnie do kolan. Wyglądała na wysportowaną.

- Proszę państwa, Troy - przedstawił ją chłopak.

- Matt - jęknęła Silver - Byłoby naprawdę miło, gdybyś następnym razem nie próbował doprowadzić mnie do zawału.

- Przepraszam. Tak już działam na kobiety.

Dziewczyna parsknęła śmiechem, a Troy jej zawtórowała. Chwilę potem wszyscy się do nich dołączyli; nawet Bonnie, zazwyczaj milcząca, chichotała z boku.

'Jeśli to są ludzie, z którymi mam przeżyć ten koszmar', pomyślał Drake, 'To nie mogłem trafić lepiej.'

______________
*Silver dodaje rozdział trzy dni później niż planowała*

Przepraszam, święta, byłam zajęta pisaniem specjalnego prywatnego opowiadania dla przyjaciółki (niewolnikiem być ;-;), więc wrzucam Wam go dopiero dzisiaj. Tak na pocieszenie, że serialu już nie ma ;c Na szczęście za kilka dni Gra o Tron, tyle dobra <3

Mam nadzieję, że święta minęły Wam dobrze, bo tam gdzie byłam (bynajmniej nie w górach), w poniedziałek spadł śnieg. Nie tyle, że tylko sypał, dosłownie było biało. Kocham polski klimat umiarkowany ciepły przejściowy (czy kij wie jaki).

Dobra, znikam xd

~Silver

The Walking Dead 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz