Silver
- Gotowy? - zapytała Kota, poprawiając kuszę na ramieniu.
- Tak - chłopak skinął głową - Gdzie jest... - urwał, nie mogąc przypomnieć sobie imienia.
- Luke?
- Właśnie, Luke.
- Nie mam pojęcia - westchnęła, spoglądając na bramę, zniecierpliwiona - Powinni przyjść już dawno temu.
- Może coś się stało.
Silver zmarszczyła brwi. Czemu wcześniej nie przyszło jej to do głowy? Reszta powinna tu na nich czekać, jeszcze zanim przyszli z bronią.
- Musimy tam iść.
Kot pokręcił głową.
- Nie możemy tak ryzykować, Silver.
- Tam są moi przyjaciele - warknęła - Jeśli mają kłopoty, muszę ich ratować.
Odwróciła się na pięcie i zaczęła wdrapywać się na drzewo, z którego przeskoczyła na płot. Podciągnęła się do góry i stanęła na szczycie barykady.
Rozejrzała się po miasteczku i uderzyła ją wszechobecna pustka. Na ulicach nie było nikogo, co o tej porze nigdy się nie zdarzało. Odruchowo położyła rękę na sztylecie, który zatknęła za pas.
Chwilę później obok niej znalazł się Kot, z karabinem przewieszonym przez ramię.
- Dobra, Silver - powiedział - Idziemy.
***
Spodziewała się tego.
Zmierzyła Briana wzrokiem, a on tylko się uśmiechnął. W jego oczach widziała jednak nienawiść, pomieszaną z szaleństwem. Ten człowiek z pewnością nie był normalny.
- I co teraz zrobisz? - zapytał, odbezpieczając pistolet.
- A co mam zrobić? - Silver uśmiechnęła się gorzko - Moi przyjaciele są związani, a ty trzymasz mnie na muszce. To chyba jasne, że nie ja mam w tej chwili przewagę, nie uważasz?
Brian wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo i rzucił nerwowe spojrzenie na Ray'a, który próbował rozluźnić więzy.
- Ani drgnij - warknął do niego - Albo twoja przyjaciółka zarobi kulkę w łeb.
- I tak zginę - dziewczyna wzruszyła ramionami, wskazując głową na leżącą miedzy nimi kuszę, którą Brian kazał jej odłożyć - A ty i tak potem ich wszystkich rozstrzelasz. Całej reszcie powiesz, że to był nieszczęśliwy wypadek. Co za szkoda... - westchnęła teatralnie.
- Mylisz się, szarooka - odpowiedział zimno mężczyzna - Miasteczko dowie się, jakimi byliście potworami. Że chcieliśmy przejąć Sunset Shore, a jego mieszkańców zamordować pod osłoną nocy.
- Całe szczęście, że ty byłeś na posterunku - prychnęła Silver z irytacją - Cholerny obrońca uciśnionych.
- Zamilcz.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Zastanawiała się, gdzie był teraz Kot. Rozstali się pod domem Briana; ona miała poszukać przyjaciół, on pilnować broni i od razu im ją wręczyć. Kazała mu tylko iść gdzieś, gdzie nikt go nie zauważy. Teraz jednak żałowała swojej decyzji, bo chłopak nie miał pojęcia, co się z nią dzieje i najprawdopodobniej nadal czekał, aż wyjdzie. O ile nikt go jeszcze nie złapał.
Była w potrzasku. Zdążyła się domyślić, że nie wyjdzie z tej sytuacji cało. Nie pozostało jej nic innego, jak po prostu się poddać. Ale to nie było w jej stylu.
- Wiesz co, Brian? - odezwała się - Żal mi cię. Naprawdę, strasznie mi ciebie żal.
- O co ci chodzi?
- Rozejrzyj się i zastanów nad tym, co stworzyłeś. Miasto nieczułych, żywych trupów, broniące się przed innymi żywymi trupami. A ja tak stoję i zastanawiam się, kogo wolę. I póki co, Sztywni wygrywają z twoją armią potworów.
- Jeszcze jedno słowo i...
- I co?
W domu Briana rozległ się głośny strzał. Wszyscy mieszkańcy Sunset Shore tylko na to czekali.
CZYTASZ
The Walking Dead 2
FanfictionMinęły już ponad dwa lata od wybuchu epidemii. Większa część społeczeństwa już dawno wymarła, a ostatni ludzie stracili nadzieję na powrót do normalnego życia. Niektórzy pomimo wszechobecnych żywych trupów nadal wierzą, że mogą znaleźć bezpieczny az...