6. Pan Alfa.

89 7 0
                                        

-Wstawaj, dziewczyno! - krzyknął jakiś męski głos, wybudzając mnie ze słodkiego snu.

Delikatnie przymrużyłam oczy, po czym przetarłam je dłońmi. Ta noc była ciężka. Cały wczorajszy dzień spędziłam w tym pokoju. Nikt nie przychodził. Byłam po prostu sama. Kiedy zrobiło się ciemno, przebrałam się w koszulkę i spodenki znalezione w szafie i położyłam się do łóżka. Jednak nie potrafiłam zasnąć. Za dużo myśli krążyło po mojej głowie. Potem, gdy udało mi się usnąć, budziłam się wielokrotnie, przewracając się z boku na bok. Tak więc uważam, że pierwsza, trudna noc w tym miejscu zaliczona.

- O co chodzi? - powiedziałam podnosząc się do siadu. Mężczyzna, który przede mną stoi jest cholernie wysoki i bardzo umięśniony. Jego rysy twarzy są groźne i ogólnie wygląda przerażająco. Na dodatek jest łysy.

Boże, za jakie grzechy?

- Idziesz na ćwiczenia. Masz dwie minuty na ogarnięcie się. - powiedział po czym wyszedł z mojego pokoju.

W szybkim tempie zwlekałam się z łóżka i ruszyłam do szafy. Wyciągnęłam losowy zestaw dresu i ubrałam go na siebie. Spodnie są trochę za luźne, ale to nie stanowi chyba przeszkody. Chyba.

- Twój czas minął! Wyłaź! - krzyknął facet. Wywróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Mężczyzna ruszył korytarzem w prawo, więc poszłam w jego ślady. Mijałam wiele drzwi i innych korytarzy. Ten dom jest ogromny. Było tu też kilka innych osób. Patrzyli na mnie ciekawskim wzrokiem, a niektórzy ukłankali się. O cholerę im chodzi?

Wyszliśmy na dwór, a widok lasu znajdującego się przede mną, wcale mnie nie ucieszył. Raczej rzadko miałam okazję na spędzanie czasu w takich miejscach.

- Wilkołak ma przede wszystkim sprawność fizyczną na bardzo wysokim poziomie. Mamy do tego bardzo dobre uwarunkowania genetyczne, więc nie powinnaś mieć problemu z tym, co dla ciebie przygotowałem - powiedział zatrzymując się przed ścieżką między drzewami - za mną! - krzyknął, po czym zaczął biec.

Zawsze na lekcjach w-fu lubiłam biegać, ale wątpię, że tym razem też tak będzie.

Próbowałam dorównać tempa wilkołakowi, ale cały czas byłam spory kawałek za nim. Biegniemy szybko, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona.

Już po kilku minutach biegu jestem zdyszana i robi mi się gorąco.

Myślałam, że to jedyne, co mnie czeka, ale bardzo się myliłam. Po kilkudziesięciu minutach ciągłego biegu, zauważyłam wzgórze, na które jak się później okazało muszę się wspiąć.

Otarłam pot z czoła i łapiąc się wystających korzeni i kamieni wspięłam się na samą górę. Pokaleczyłam swoje dłonie i obdarłam kostki.

Jest mi ciężko złapać oddech, a muszę jeszcze zejść na dół.

Głośno przełknęłam ślinę i zaczęłam zeskakiwać po skarpach. Kiedy byłam już prawie na dole, postawiłam niefortunnie nogę, wykręcając tym samym kostkę. Straciłam równowagę i sturlałam się na dół. Kamienie boleśnie obdarły całe moje ciało. Jęknęłam obolała, zamykając oczy.

Cholera. Moja noga. W sumie wszystko mnie boli, ale ona najbardziej.

Muszę wstać z tej ziemi.

Podniosłam się do siadu i zaczęłam niepewnie wstawać. Cóż, nie jest najgorzej. Dałam radę się podnieść. Postanowiłam, że do celu dobiegnę truchtem. Nie chcę robić z siebie ofiary losu. Kilkanaście metrów dalej widzę dom, w którym mieszkam, więc prawdopodobnie to już koniec.

Nawet trucht sprawia mi trudność. Cudem dobiegam do celu, ale na zewnątrz nikogo nie ma.

Wzruszyłam ramionami i sama weszłam do środka. Chyba nikogo tym nie zdenerwuję, w końcu sami mnie tu chcą, więc to ich problem. Nie będę czekać, aż ktoś do mnie przyjdzie. Muszę się umyć.

Zamknęłam za sobą drzwi i starałam się podążać trasą, którą wcześniej szłam na 'trening'. Kiedy tylko zrobiłam kilka kroków zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Moja twarz jest cała czerwona, a na dodatek błyszcząca od potu. Znajdują się na niej też liczne obdarcia. Na policzku ciągnie się czerwona kreska, aż do żuchwy. Moje włosy związane w kucyk są potargane. Pojedyncze kosmyki opadają na moją twarz. Jeśli chodzi o moje ciało to cały dres jest brudny, a spodnie porwane w kilku miejscach. Z mojego kolana sączy się krew. Czuję zmęczenie moich mięśni.

Cudownie zaczęłam, czyż nie?

Powoli wchodzę po schodach. Ból, który w tym momencie czuję, jest ogromny. Pojedyncza łza wyciekła z mojego oka, kiedy ustałam na bolącą mnie nogę i przeniosłam na nią zbyt duży ciężar.

Ja chcę wrócić do swojego domu.

Poniekąd rozumiem sytuację, w której się znajduję. Kilka godzin w samotności utwierdziło mnie w fakcie, że powinnam tu zostać. Jednak nie zmienia to faktu, że czuję się tu nie dobrze. Co prawda mam dach nad głową, lepsze standardy niż u siebie, własną łazienkę i naprawdę dobre jedzenie, ale co z tego skoro jestem sama. Nie mam tu nikogo. Czuję się nieswojo. Otaczają mnie nieznane stworzenia, których mimo wszystko się boję. Czuję, że jest coś dziwnego między mną a William'em, ale nie wiem co.

O wilku mowa. Dosłownie.

Podczas moich przemyśleń, wpadłam na coś twardego, a tym czymś okazał się wcześniej wspomniany wilkołak. Spojrzał na mnie, jakby nie dowierzając. Zmarszczył brwi, tym samym dając mi do zrozumienia, że nie przejdę dalej.

- Przepraszam, że na ciebie wpadłam. - powiedziałam. Jedyne o czym teraz marzę to prysznic i łóżko. Jestem tak cholernie zmęczona.

- Co się stało? Zapach twojej krwi czuć w całym domu głównym. - powiedział, przyglądając się mojemu ciału.

Cholera. On czuje takie rzeczy?

- To nic takiego. Przepuść mnie. Muszę się umyć. - powiedziałam ledwo stojąc na nogach.

Nie chciałam pokazać mu jak słaba jestem. Może kiedy uda mi się osiągnąć to czego chce, to będę mogła wrócić do domu?

- Jerry miał tylko z tobą biegać i zapewnić ci bezpieczeństwo. Wyciągnę z tego konsekwencje. - powiedział jakby zły, ale nie ochodzi mnie to w tym momencie.

- To nie jego wina. Spadłam z jakiejś skarpy i tyle. Koniec tego tematu. - powiedziałam wymijając go. Czułam na sobie jego palący wzrok.

- Cholera, ty kulejesz. Załatwię lekarza - powiedział po raz kolejny zastępując mi drogę - wezmę cię. - rzekł, po czym niespodziewanie złapał mnie pod kolanami i podniósł. Poczułam jak moja twarz rumieni się. Mimo wszystko sytuacja jest dość krępująca, kiedy tak atrakcyjny mężczyzna niesie cię do pokoju. Czuję się przy nim jak jakaś ofiara losu.

- To nic takiego. Nie potrzebuję lekarza. - powiedziałam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Najbardziej bolesna prawda jest taka, że uczucie kiedy Will mnie dotyka, jest cholernie przyjemne. Poczucie bezpieczeństwa, ciepło, jego przyciągający zapach i te cudowne iskierki przepływające przez moje ciało. Przez chwilę miałam nawet wrażenie jakby moje rany bolały mniej, ale to jest już chyba mój wymysł.

Po kilku sekundach chlopak posadził mnie na łóżku, kucając przede mną. Nachylił się nade mną i zaczął oglądać moją kostkę, a potem również dotykać. Przysięgam, że jego dotyk łagodzi ból. Nie wiem co tu się dzieje, ale to dość fascynujące, a za razem dziwne. Jest jakimś magikiem i leczy dotykiem?

- Charlotte, twoja noga jest spuchnięta. - powiedział patrząc prosto w moje oczy.

- Kiedy dotykasz... - westchnęłam zastanawiając się, czy powinnam to powiedzieć - wtedy boli mniej. Jesteś jakimś czarodziejem? - zapytałam zaciekawiona, na co usta chłopaka rozciągnęły się w szczery uśmiech.

- Kiedyś ci to wytłumaczę. Teraz to byłoby dla ciebie za dużo, ale możesz być pewna, że zdecydowanie nie jestem czarodziejem - zaśmiał się siadając obok mnie - bardzo dobrze, że tak na ciebie działam, ale mimo wszystko lekarz jest potrzebny.

- Nic mi nie będzie. Naprawdę. - powiedziałam patrząc na swoją nogę.

- Bez dyskusji. Weź prysznic, a potem pójdziemy do lekarza. - powiedział.

- Jasne, panie Alfo. - powiedziałam przedrzeźniając go, na co tylko pokręcił głową.

You Are My WeaknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz