7. Niewyparzony język.

60 4 0
                                    

- To nic takiego. Powinno przejść po dwóch lub trzech dniach. Dam ci tylko maść. Staraj się oszczędzać tę nogę. - powiedział lekarz po dokładnym obejrzeniu mojej kostki. Tylko Will ma super moce leczenia dotykiem, zdecydowanie. Stwierdziłam to, bo dotyk lekarza sprawiał mi ból.

Z początku myślałam, że wszystkie wilkołaki tak mają, ale chyba jednak nie.

- Dopilnuje jej. - powiedział Will, na co tylko przewróciłam oczami.

- Poradzę sobie. Nie jestem dzieckiem, tym bardziej twoim - odpyskowałam przyjmując maść, którą podał mi lekarz - do widzenia. - powiedziałam, po czym wstałam z miejsca i wyszłam z pomieszczenia.

- Powinnaś dostać karę. - powiedział brunet przyciskając mnie do ściany, tuż obok drzwi do gabinetu lekarza. Poczułam jego ciepły oddech.

- Za co? - zapytałam, prowokująco patrząc prosto w jego oczy.

- Za twój niewyparzony język - odpowiedział unosząc mój podbródek - powinienem ci go odgryźć. - nasze usta dzielą milimetry. Czuję jego oddech na swojej twarzy. Cholerna podświadomości, dodatkowo kusi, by zbliżyć się jeszcze bardziej.

- Ale tego nie zrobisz. - powiedziałam stanowczo, drocząc się z nim.

- Jesteś tego pewna? - zapytał, cały czas nie zmniejszając odległości między nami.

- Oczywiście. - podświadomie położyłam dłoń na jego karku.

- Chcesz się przekonać? - po raz kolejny zadał pytanie, na co kiwnełam głową. Chłopak bez zastanowienia przywarł do moich ust swoimi. Z początku byłam lekko zdziwiona jego ruchem, ale oddałam pocałunek. Był on namiętny, ale za razem czuły. Brunet mocniej objął moje ciało, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Jego język wkradł się do mojej buzi. Pocałunek stał się głębszy. Zrobiło mi się gorąco, kiedy przygryzł moją wargę, a potem stało się coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Jego zęby delikatnie zacisnęły się na moim języku. Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając.

- Nie odgryzłeś. - powiedziałam cwanie.

- Bo twój język może przydać się jeszcze do moich korzyści. - odpowiedział z łobuziarskim uśmiechem.

- Jakich? - zapytałam od razu, z początku nie rozumiejąc, o co mu chodzi, ale kiedy zrozumiałam jakie 'korzyści' miał na myśli, na moje policzki wkradły się rumieńce.

Później nie działo się już nic ciekawego. Odprowadził mnie do pokoju, a ja w końcu mogłam się położyć i pomyśleć.

Ja przy tym chłopaku tracę rozum. Wtedy nie zastanawiam się nad konsekwencjami swoich czynów. Jest bardzo atrakcyjny i przystojny, ale czy jest to powód, żeby przestać myśleć w jego towarzystwie? Nie!

A dlaczego to robię? Nie wiem.

Nie rozumiem czemu się tak dzieje. Ciągnie mnie do niego. Cholera.

Ja nie powinnam pozwolić mu się pocałować. Nie znamy się. Tak w sumie to mimo wszystko on mnie uprowadził i nic go nie wytłumaczy, nawet to, że muszę się przemienić w wilka. Kurde. Co ja robię?

William Pov'

- Jakie są statystyki? - zapytałem mojego bety, David'a.

Wysoki blondyn spojrzał na mnie, a potem zaczął wertować kartki. Przetarł twarz dłonią, widocznie zmęczony pracą.

- Ciężko powiedzieć. Wiedźmy ciągle się przemieszczają. Tropiciele mają je na oku, ale to nie wystarczy. Nie mamy jak ich podejść. Walka z nimi trzema, może okazać się trudniejsza strategicznie niż z inną watahą. - powiedział podając mi kartki.

- Nie mamy dużo czasu. - westchnąłem podchodząc do mapy wiszącej na ścianie.

- Jedyne, co może uchronić Charlotte to jej wilk. One prędzej czy później znajdą sposób, by swoimi klątwami, ściągnąć ją na swoją stronę. - westchnął.

Prawda jest taka, że walka z wiedźmami jest ciężka dla wilkołaków. Może jesteśmy silniejsi, ale co z tego skoro one mają tak nieokiełznaną moc. Potrafią przeczuć, że coś się dzieje, mają wizje, rzucają klątwy. Im do walki wystarczy głowa, ich myślenie.

Najgorsze jest to, że jako swój cel upatrzyły moją Charlotte. Moją mate. Chcą wykorzystać jej słabego wilka i wyciągnąć go z niej. Nie mogę pozwolić na to by coś się jej stało.

- Jeśli tej dziewczynie coś się stanie, to cała wataha na tym ucierpi. Oni już przyzwyczajają się do tego, że przyszła luna jest blisko. - powiedziałem, dokładnie przyglądając się cholernym kartkom. Starałem się znaleźć jakąś lukę.

- Cholera, może to błąd, że ją tu przywieźliśmy. Mogliśmy zabrać ją w mniej oczywiste miejsce, gdzie nikt z watahy by jej nie czuł. - powiedział David. Na jego słowa poczułem, jakby chłopak nie do końca rozumiał, czym jest więź mate. Przecież doskonale wie, z czym się ona wiąże i co wtedy czujemy, bo ma już swoją przeznaczoną - Amber.

- Nasz dom to najbezpieczniejsze miejsce dla niej. Z resztą dobrze wiesz, że oszalał bym, gdyby Charlotte była gdzieś daleko. - powiedziałem zrezygnowany.

- Cóż w takim razie ustalmy, że musimy cały czas szkolić Charlotte, bo od tego zależy nasze życie - westchnął - zauważyłeś coś u niej, jakieś cechy wilkołaka?

- Ona czuje więź. Jak sama przyznała, łagodzę jej ból, a kiedy jesteśmy bliżej, nie potrafi się odsunąć. - powiedziałem dumny. Cieszą mnie nawet takie szczegóły.

- Hm, to już lepiej niż stu procentowy człowiek. Gdyby wilk nie był aktywny w żadnym stopniu, to dziewczyna nie reagowała by na więź w ogóle - odpowiedział - idę spisać raporty strażników na granicach. Potem jeszcze porozmawiamy. - wstał z fotela i wyszedł z pomieszczenia.


*******

Wiem, że krótki, ale zawsze coś. Szykujcie się na porządną dawkę emocji!

You Are My WeaknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz