- Cześć księżniczko. - obudziła mnie Amber.
- Dlaczego budzisz mnie o - spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie - godzinie szóstej? Jest sobota. - powiedziałam zawiedziona, po czym przykryłam swoją twarz poduszką.
- Z tego co wiem to twoja kostka jest już zdrowa, więc idziemy pobiegać. Dobrze Ci to zrobi. - powiedziała.
- No dobra, już wstaję. - zrzuciłam poduszkę na ziemię, po czym przetarłam oczy i już po chwili stałam na nogach.
Ubrałam się w czarne, sportowe legginsy, bluzę z kapturem w tym samym kolorze i białe adidasy. Włosy związałam w wysoki kucyk i byłam gotowa do wyjścia.
Kiedy zeszłam na dół okazało się, że prócz Amber będzie ze mną też Suzan i jakiś mięśniak, który jest prawdopodobnie ochroniarzem. W sumie może będzie raźniej? Gorzej jak będzie biegł za nami i patrzył na nasze tyłki. To bardzo prawdopodobne.
Po szybkim powitaniu z Suzan i zapoznaniem z ochroniarzem, którego imię już zapomniałam, zaczęliśmy biec. Tempo było spokojne, dziewczyny na szczęście nie dały mi wycisku, miejmy nadzieję, że mój trening nie skończy się jak ten ostatni. Już nawet nie ważna byłaby ta kontuzja, ja nie zniosłabym kolejnej wizyty u lekarza, wraz z Willem.
Ostatnio dużo myślałam na temat relacji z wcześniej wspomnianym osobnikiem. Powinnam trzymać go na dystans, odsunąć się i jak najbardziej to możliwe - odizolować. Ograniczę się do minimum kontaktów z nim i będzie dobrze.
To co między nami jest, musi się skończyć, on miesza mi w głowie. Nie lubię znajdować się w niejasnej sytuacji, a w takiej właśnie jestem. Nie wiem, na czym stoję, oraz jakie zamiary w stosunku do mnie ma Will, a opcji może być wiele. On jest wilkołakiem, tu wszystko działa inaczej. Ma nawet inne poglądy. Czasem, przez to, że jest a
Alfą, czuję do niego słabość, uległość i wiem, że muszę okazać mu szacunek. W tym domu on jest takim jakby królem. Jego wyższość i władza, trochę mnie odrzuca. Jest po prostu pępkiem świata, a ja muszę się do niego dostosować. Wszyscy mu się ukłaniają i nie widzą poza nim świata. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mną rządzi. Nie mogłabym z nim nic zbudować. Bo jest toksyczny, oni wszyscy są. Jak można być zazdrosnym o przyjaciela? Ostatnio rozmawiałam trochę więcej z dziewczynami i opowiadały mi o zazdrości w wilkołaczych związkach. To jest jakiś kosmos. Jeśli tworzy się z kimś związek to ufa się tej osobie w stu procentach, a nie sprawdza na każdym kroku, przez to przecież można oszaleć, popaść w jakąś paranoję i obsesję. Okropieństwo. Jeśli się komuś nie ufa, to się z tym kimś nie powinno być, prawda? Przynajmniej takie jest moje zdanie. Pragnę mieć mężczyznę, z którym stworzę zdrowy związek, prawdziwie się zakocham i nawet jeśli na naszej drodze będą jakieś przeszkody, to razem je pokonamy. Marzenia. Tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się to osiągnąć.- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytała Suzan, nie przerywając biegu. Przecież nie powiem, że myślę o jej bracie.
- Zastanawiam się nad tym, jak wyglądają wasze imprezy. - wymyśliłam coś na zawołanie.
- Dziś się przekonasz. - odpowiedziała uśmiechnięta. Jej głos nawet przez chwilę nie był złamany, mimo przebiegnięcia już kilku kilometrów, dziewczyna nie pokazuje po sobie oznak zmęczenia. A ja? Ja jestem już zdyszana.
- Ja raczej nie przyjdę. - odpowiedziałam szczerze. Miałam unikać kontaktu z Will'em, a to będzie pierwszy krok.
- Słucham? Dlaczego? - tym razem wtrąciła Amber.
- Bo uważam, że nie jestem kimś bliskim dla William'a. Myślę, że powinniście spędzić ten dzień razem, jako rodzina, wataha, a ja do niej nie należę - westchnęłam - z resztą nie lubię za bardzo imprez.
- Chyba sobie żartujesz, Charlotte! - Suzan była na tyle oburzona, że przystanęła w miejscu. Zmuszona byłam zrobić to samo - nie kłam. Dobrze wiemy, że lubisz chodzić na imprezy, przecież z jednej z nich zabrał cię Will - pokręciła głową zawiedziona - a jeśli chodzi o naszą rodzinę, to ty jesteś w niej od urodzenia.
- Musisz przyjść, nie ma nawet innej opcji. Will napewno się ucieszy, jeśli będziesz. - dopowiedziała Amber.
- No dobra, możemy już dalej biec? - zapytałam, chcąc uciąć niewygodny temat. Dziewczyny wymieniły międzysobą spojrzenia i zgodnie pokiwały głowami. Jestem prawie na sto procent pewna, że powiedziały coś do siebie telepatycznie.
Po skończonym treningu udałyśmy się do domu głównego. Rozeszłyśmy się po pokojach.
Wskoczyłam pod prysznic. Gorące strumienie wody, rozmasowały moje obolałe mięśnie, a zapach kokosowego szamponu oplótł ciało. Ubrałam się w jasne jeansy levis'a i obcisłą, czarna bluzkę z dekoldem w literę V. Ułożyłam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i wypryskałam perfumami. Postanowiłam się jeszcze zrelaksować na swój sposób, tak więc otworzyłam okno i z największą przyjemnością odpaliłam papierosa. Oparłam się łokciami o parapet, przyglądając się widokowi za oknem. Kiedy wypaliłam już połowę trucizny w bletce, zauważyłam kogoś przechodzącego pod moim oknem. Musiał to być Will w własnej osobie. Zatrzymał się i spojrzał prosto na mnie. Z bezradności wypuściłam dym z ust, po czym uśmiechnęłam się i wesoło do niego pomachałam. Mężczyzna tylko pokręcił głową i wszedł do domu głównego.
Po kilku minutach postanowiłam udać się do jadalni. Burczało mi już w brzuchu, a więc był to odpowiedni moment by zjeść śniadanie.W sali byli już prawie wszyscy, łącznie z Panem Alfa. Kiedy tylko zobaczył moją osobę, zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy. Jego mina była ciężka do odczytania. On cały jest tajemniczy. Zgaduję, że jest zły na mnie za te papierosy i zawiedziony po ostatniej rozmowie. Jednak jest on dziwnie spokojny, pewnie nie chce psuć sobie humoru w urodziny.
Postanowiłam jeść normalnie, tyle ile potrzebuję. Nie boję się już wilkołaków, tak więc nie wstydzę się jeść, ale nie będę wpychać w siebie tyle, ile nakazuje mi Will. Najem się i wyjdę.
Chwilę później dołączyły do nas Suzan i Amber, dzięki czemu poczułam się bardziej komfortowo. Czas posiłku miną nam przy luźnych rozmowach, czasem udzielał się nawet sam Will, ale nie mieliśmy ze sobą bezpośredniego kontaktu. Na szczęście.
Po skończonym śniadaniu, dziewczyny pierwszy raz zabrały mnie do sali bankietowetowej, w której mają odbywać się dzisiejsze urodziny. Miałyśmy zająć się dekoracjami. Tak naprawdę myślałam, że będzie to małe przyjęcie, ale patrząc na rozmiary sali - wcale tak nie będzie. Ta sala pomieści conajmniej dwieście osób.
Prócz nas, kszątała się tu też służba. Ustawiali oni stoły, scenę, stanowisko dj'a oraz przynosili napoje i inne przekąski, które nie zepsują się do wieczora.
Zaczęłyśmy pompować balony helem. Kolory przewodnie to czerń i srebro, co podkreśla piękny, granatowy wystrój sali. Balony pięknie zawisły pod wysokim sufitem, upuszczając długie wstążki nad naszymi głowami. Na stołach, które ustawione zostały w trzy rzędy, ułożyłyśmy srebrne bieżniki oraz kolorowe lampeczki. Nad parkietem zawisła kula dyskotekowa, nocą będzie pięknie odbijać różnokolorowe ledy.
Zadowolone z efektu końcowego, poszłyśmy szykować siebie na imprezę.
CZYTASZ
You Are My Weakness
Lupi mannariWilkołak? To ta postać z horrorów tak? Życie Charlotte wyglądało dość schematycznie. Szkoła-praca-dom. Wszystko zmienia się, kiedy dziewyczynę zaczyna ktoś lub coś śledzić. Jak poradzi sobie z mroczną i okrutną rzeczywistością? FRAGMENT z książki:...