rozdział 5

326 21 20
                                    

Jeszcze przez kilka dni miałam tych zgredów przy sobie. Jednak nadszedł dzień w którym się rozstajemy. Najbliższy termin spotkania mamy na sierpień, by uczcić urodziny tych co do tego czasu będą mieć swój dzień. Niby tylko 2 miesiące jednak ciężko wytrzymać bez krzyków, śmiechów czy nawet płaczu tych kochanych osobników.

Jako iż po urodzinach zostali wszyscy miałam trochę rundek na lotnisko i z powrotem. Że też nie mogli mieć samolotów o tej samej godzinie. Wtedy na spokojnie wyjęłabym busa (oczywiście białego) i wywiozłabym ich do docelowego miejsca.

Brytyjczycy byli pierwsi, jednak jak się okazało byli podzieleni na dwie grupy. Jedni mieli lot wcześniej o ok. godzinę. Po powrocie z pierwszego objazdu trzeba było jechać z drugim by zdążyli.

Reszta towarzystwa loty miała bardziej pod wieczór i też podzieleni byli na dwie grupy. Muszą mi oddać za paliwo, takie drogie teraz. Sześć złotych. Kto to widział. A jeszcze pamiętam jak kiedyś było po trzy-coś. To były czasy. Jednak wracając, mieliśmy jeszcze sporo czasu do wybycia reszty. Ten czas spędziliśmy u mnie oglądając na netflix'sie koreańskie seriale. (teraz mam opseszyn na punkcie koreańskich seriali i polecam "my name"~a)

Gdy nadszedł czas odwozu pierwszej grupy zapakowałam wszystkich do czterokołowca i ruszyłam w podróż. Wyrzuciłam ich z auta, pożegnałam się czule i odjechałam. Zostali jeszcze ostatni w tym Clay z Dristą. Ich też od razu zawiozłam. Po drodze musiałam wstąpić na Orlen, (płacą mi~a) zatankowałam cały bak, bo w końcu kto bogatemu zabroni. I odwiozłam te moje małe kruszynki na lotnisko.

Mój pasek zmęczenia był już żółty więc nie idąc na lotnisko pożegnałam się w aucie i prędko ruszyłam w stronę miejsca zamieszkania.

Będąc już w mym milusim domku ruszyłam w stronę lodówki po napój niskoprocentowy, a następnie ruszyłam na kanapę z celem obijania się jak każdy stary oglądając ukrytą prawdę. Coś podpowiedziało mi że zasnę z piwkiem w łapie i wyleje je, więc zapobiegając temu wypiłam wszystko na raz.

Leżąc i oglądając naprawdę się wciągnęłam. Ten odcinek był w stylu stary poszedł, stary przyszedł z dziesięcioma kredytami. Miało to swój urok bo było naprawdę interesujące. Jednak gdy zaczęła się reklama postanowiłam iść spać do pokoju bo byłam pewna że zasnę w ciągu tych 20 minut.

Jak postanowiłam tak zrobiłam i pogrążyłam się w śnie. Następnego ranka wstałam o dziwo wyspana a co za tym idzie szczęśliwa. W sumie to drugie może się łączyć też ze snem. Zjebanym snem. W skrócie był tam mój crusch z dzieciństwa który bił się z Tabalugą jednak przyszedł ten wielki bałwan i kazał zrobić kucyka pony przedstawienie z elementem poloneza. Jednak to nie koniec bo się okazało że po drugiej stronie sceny moja polonistka z podstawówki miała ślub z Mickiewiczem. Co Słowacki przerwał zgłaszając sprzeciw krzycząc że to on powinien mieć welon. Ostatecznie był trójkąt i Pitagoras został księdzem.

No czego moja wyobraźnia nie wymyśli.

Po wyjściu z ciepłego łoża, zaścieliłam je i poszłam się przebrać. Oczywiście były to dresy, walić to że było z 25°C. To jest nie ważne. Następnym krokiem było śniadanie. Zanim stwierdziłam co chce mój żołądek zdołał w tym czasie mieć zawody z akrobacji bo zrobił z kilka fikołków z gwiazdami i saltami. Więc wybrałam jogurt z musli. Mega super pożywne śniadanie gdzie jogurcik miał tylko 6% owoców.

Po spałaszowaniu wyrzuciłam łyżeczkę do kosza a pojemnik do zlewu i poszłam do ubikacji. Wychodząc z pomieszczenia dopiero teraz zauważyłam że na szafce przy wejściu brakuje wazonu. Ciekawe gdzie się podział? Chyba zapytam na serwerze discord bo nie nie mam pojęcia.

_______________________________________

Drim es em pe🤏🏻🙄

Marene:
Mogę wiedzieć gdzie przeteleportowaliście mój wazonik?
*Zdjęcie pustej pułki*

Friends for ever [Dream X oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz