rozdział 11

242 10 10
                                    

Minęło dwa tygodnie i tego właśnie dnia postanowiono mnie wypisać. Oczywiście pod warunkiem ciągłego odpoczywania. Zalecono mi także częste obserwowanie rany by w przypadku pogorszenia jak najszybciej zareagować.

Wraz z ostatnimi wynikami podano mi papiery do wypisu. Jako pełnoprawna obywatelka wypełniłam je samodzielnie i przedzwoniłam do Clay'a z informacją że mogą już po mnie przyjechać. Czekałam aż w końcu po godzinie zjawili się chłopcy. Neil zebrał moje rzeczy, zaś Dream pomógł mi w wstaniu i późniejszym poruszaniu się. 

W recepcji przekazałam papiery i wyszłam po raz pierwszy na świeże powietrze od długiego czasu. Przeszliśmy do auta jednak ja dziś kierować nie mogłam, zresztą jak przez kolejne tygodnie. Rozłożyłam się na tylnych siedzeniach, bo kto by chciał cisnąć się z przodu. Droga minęła spokojnie, zamieniliśmy kilka zdań gdy ja obserwowałam zanikające za oknem budynki. 

Podjechaliśmy pod dom, a na podjeździe stało auto mamy. Załamana bo Clay mi nic nie powiedział, wyszłam z auta opierając się o nie oczekując pomocy. Gdy ją dostałam podążyłam do środka. W trójkę przeszliśmy do salonu a ja od razu opadłam na kanapę zamykając oczy.

Po chwili otworzyłam je i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na drugiej mniejszej kanapie siedział Matt z mamą a tuż obok mnie Joe i Clay. Za to Neil zajął fotel. Nie wiedziałam jak ich nie zauważyłam przy wejściu. Przywitałam się a ci wstali i mnie wytulili. Kocham grupowe przytulasy. 

Zastanawiało mnie tylko to dlaczego nie ma tata. Wyszłam na głupią pytając bo przecież mamy końcówkę lipca a co za tym idzie żniwa. Aż mnie naszła chęć pojeżdżeniem kombajnem. Dowiedziałam się także iż zostaną jeszcze na trzy dni, a potem zostaje ze mną Clay do puki będzie mógł. I tu też pojawił się problem. Powiedziano mi iż jak chłopak będzie musiał wracać ja albo przenoszę się do rodziny albo lecę z nim i tam szukam mieszkania czy coś. A to wszystko dlatego iż ponoś mój oprawca był na mnie nasłany i grozi mi niebezpieczeństwo.  

Bardzo kochałam moje ówczesne mieszkanie jak i miasto. Miałam blisko do rodziny, a domek był na tyle duży by pomieścić znajomych przylatujących do mnie. Zaproponowałam iż Neil może ze mną zostać i będzie ze mną nawet mieszkaj, jednak to było nie możliwe gdyż ten znalazł prace w Kanadzie i wylatuje za dwa tygodnie. W sumie dokładnie to za 11 dni. 

Z jednej strony chciałam być blisko rodziny jednak mieszkanie z nimi mnie zniechęcało. Po pierwsze nie chcę obciążać rodzicielki a po drugie te zgredy zawracały by mi głowę i bym nie miała spokoju. Jest jeszcze trzecia rzecz nie mogłabym grać w nocy z znajomymi mieszkającymi w innej strefie czasowej. 

Z drugiej strony mieszkanie w Stanach mnie przerażało. Zwłaszcza moje przeliczanie każdej ceny na złotówki i marudzenie że jest za drogo. Można się przyzwyczaić jednak co kroć kiedy tam byłam zawsze bawiłam się w mnożenie razy cztery. Może i miałabym bliżej przyjaciół ale rodzinki już nie. 

Cóż ja pocznę, tego nie wiem. Mam jeszcze dziewiętnaście dni. Jednak jednego jestem pewna. Domku nie sprzedam mimo iż nawet nie miałabym tu wracać. Może tu nawet coś opętać, jakaś zwierzyna zamieszkać ale nikomu nie oddam. 

Wypiliśmy wspólnie herbatkę rozmawiając. Mamita dobra kobieta posprzątała mi w domu mimo iż jej broniłam. Siedzieliśmy dale tym razem oglądając jakieś bzdety. Moje oglądanie nie potrwało długo, bo zachciało mi się siusiu. Wstałam i próbowałam iść jednak na marne.

- Gdzie chcesz iść?- Zapytała zatroskany zielonooki

- Załatwić potrzeby, możesz pomóc mi dojść?- grzecznie poprosiłam.

Chłopak wstał, chwycił mnie pod ramię i ruszyliśmy w stromę toalety. Weszłam tam sama zostawiając go przed drzwiami. Załatwiłam to co musiałam i myjąc ręce w koszyczku na pralce zobaczyłam podpaski. Teraz mi się przypomniało o istnieniu tego zła. Ciekawe czy miałam podczas śpiączki, głupie a takie mało oczywiste.

Friends for ever [Dream X oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz