- Mogę wejść? - spytał.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - powiedziałam. Chciałam uniknąć konfrontacji między nim, a Luke'iem. Zamykałam drzwi, jednak jego noga mi przeszkodziła.
- Musimy porozmawiać. - zaakcentował ostatnie słowo.
- Calum - westchnęłam. - Wchodź.
Nie miałam ani ochoty, ani siły na kłótnie z brunetem. Powolnym krokiem udałam się w stronę salonu, gdzie na kanapie siedział rozwalony blondyn. Za mną podążał Cal. Niestety czas drogi z przed pokoju do salonu wynosił niespełna minutę, więc zanim się obejrzałam, byłam już na miejscu.
- Co on tu do chuja robi? - krzyknął Luke, wstając gwałtownie z białej kanapy.
- Zostaw nas samych. - powiedziałam cicho. Starałam się zignorować wcześniejszy wybuch chłopaka i zachowac spokój. Wiedziałam, że krzyk tu w niczym nie pomoże.
- Po co? Żebyście mogli się bzyknąć po raz kolejny? - Luke nie przestawał krzyczeć, ba robił to coraz głośniej. Miarka w tym momencie się przebrała. Czy on uważa mnie za dzwikę, która śpi z różnymi kolesiamy na prawo i lewo? Myślałam, że chociaż trochę mi ufa, a tymczasem zachowuje się jak zazdrosny dupek.
- A nawet jeśli to co? Przecież nie jesteśmy razem. Teraz łaskawie wyjdź, bo to nie twoja sprawa. Nie będziesz mi mówił z kim mam rozmawiać, a z kim nie. Nie jestem twoją własnością i nigdy nie byłyła. - rzekłam. Luke wpatrywał się we mnie w osłupieniu. Nawet nie mrugał. Po prostu stał. Z jego wyrazu twarzy można było wyczytać ból. Zraniłam go, wiedziałam o tym. Ale on przesadził, definytywnie przegiął.
- Nie słyszałeś Hemmings? Wyjdź. - odparł z nutką kpiny w głosie Calum, tym samym przypominając mi o swojej obecności. Luke nie mówiąc nic zabrał swoją kurtkę i wyszedł z domu, wcześniej trzaskając drzwiami.
- No to porozmawiajmy. - bąknęłam. Usiadłam na kanapie. Brunet powtórzył moją czynność, siadając zdecydowanie zbyt blisko mnie. Przesunęłam się w lewo.
- Przykro mi z powodu straty rodziców. - powiedział
- Nie potrzebuję spółczócia. Do rzeczy Calum. - pogoniłam go.
- To co zdarzyło się między nami... - zaczął, ale ja mu przerwałam.
- To był błąd.
- Nie Vicky to było wspaniałe. Potwierdziło tylko moje uczucia do ciebie. Kocham cię, kocham z całego serca.
O cholera. On mi właśnie wyznał miłość. Nie chcę go ranić, jest takim słodkim chłopakiem, nie chcę mu złamać serca.
- Możemy spróbować ze sobą? Wiem, że ty tez cos do mnie czujesz. - powiedział.
Ma rację. Tylko co czuję? Czy to możliwe żebym kochała go i Luke'a jednocześnie? Czy można zakochać się w dwóch osobach? Nie tego jest za dużo.
- Cal, nie jestem jeszcze gotowa na związek. - odpowiedziałam. To była prawda. Nie jestem gotowa na związek, nawet z blondynem. To wszystko mnie przerasta. Najlepiej zostanę pieprzona singielką, tak będzie najlepiej.
- Poczekam na ciebie.
~*~
Pierwsza samotna noc w pustym domu była okropna. Przez pół nocy nie spałam, moje myśli zaprzątał Calum i Luke. Ta dwójka mocno namieszała w moim życiu. Kiedys byłam zwykłą szarą dziewczyną chodzącą do liceum, a teraz jestem zwykłą szarą dziewczyną, w której kocha cię dwóch przystojnych chłopaków. Najgorsze jest to, że nie potrafię wybrać. W tym momencie opcja zostania starą panną z kotami wydaje się naprawdę atrakcyjna.
Równo z budzikiem otworzyłam oczy. Idę do szkoły, po raz pierwszy od wypadku rodziców. Minęły już dwa tygodnie. Nie mogę w to uwierzyć, już od czternastu dni nie ma ze mną moich rodziców. Jestem katoliczką, dlatego wierzę, że znajdują się w niebie i z tamtąd mnie wspierają.
Ostatni raz się przeciągnęłam i wyszłam z łóżka. Otworzyłam szafę, ze względu na moją żałobę założyłam czarne rurki i tego samego koloru bluzkę na ramiączkach. Na stopy naciągnęłam czarne conversy. Szybko wykonałam poranną toaletę i wyszłam z domu, wcześniej go zakluczając. Na podjeździe stał juz samochód Emmy, do którego od razu wsiadłam.
- Vicki. - Em uściskała mnie przyjaźnie. Nie dowiary, że nie widziałam jej tyle czasu, strasznie się stęskniłam. - Jedziemy na śniadanie?
Siedziałyśmy w mcdonaldzie zajadając się sałatkami. W samochodzie opowiedziałam przyjaciółce o wydarzeniach z ostatnich tygodni. Niczego nie pominęłam. Rozwawiałyśmy o rodzicach, a później o chłopakach.
- Musisz się dowiedzieć kokgo kochasz Vicki. To nie możliwe żebyś kochała dwóch jednocześnie. - rzekła blondynka, grzebiąc widelcem w swojej sałatcę.
- To nie takie proste, narazie sobie daję spokój, jestem singielką która będzie korzystała z życia. - zaśmiałam się
- No to jest nas dwie. - odparła Em spószczając wzrok. Wpatrywałam się w nią, oczekując wyjaśnienia, które zaraz otrzymałam. - Zerwaliśmy z Ashtonem.
- Dlaczego? - wydawało mi się, że byli idealną parą.
- Po prostu nie pasowaliśmy do siebie. - powiedziała cicho. - Chodźmy, bo się spóźnimy do szkoły.
Wiem, że rozdziału nie było długo, ale nie miała weny, dosłownie ze mnie wyparowała. Na szczęście wróciła c: U góry macie gif z Vicky.
Komentujcie, bo uwielbiam czytać wasze komentarze *.*
W ramach przeprosin macie dłuższy rozdział, który pisałam godzinę.
Ale się porobiło...