Z dedykacją dla mojej kochanej świty aka wtajemniczonych w pewną akcję. Bez Was to opowiadanie (które swoją drogą jest cholernie spontaniczne) by nie powstało, pozdro <3
――――――――――――Niespokojnym krokiem chodziła w kółko, nie mogąc ustać w miejscu. Inni ludzie na przystanku spoglądali na nią niczym na obłąkaną, tak jakby nie zdążyli już się przyzwyczaić przez te dwa lata. Zresztą w ten sposób się właśnie czuła codziennie rano – niespełna rozumu, przeżywając coś tak banalnego, jak zwyczajny dojazd do szkoły.
Wybiła 7:21, autobus punktualnie zatrzymał się przed czekającymi na niego osobami. Eliza przejechała dłonią po swoich rudych włosach w nerwowym geście, po czym weszła do pojazdu. I znowu to samo: pilnowanie każdego kroku, posunięcia, maniacka kontrola nad każdą częścią ciała i każdym mięśniem. Nad wszystkim, nie swoim umysłem. Momentami zachowanie dziewczyny przypominało zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
Idź prosto, zachowuj się normalnie, jeszcze trochę, czujesz jej wzrok, wiesz, że się patrzy, ale nie odwracaj się teraz, zachowuj się normalnie, chwila... dobra, już możesz, ale dalej zachowuj się, do cholery, normalnie – podpowiadały jej natrętne myśli, których polecenia oczywiście wypełniała z największą dokładnością.
W rzeczywistości trwało to zaledwie parę sekund i polegało na przejściu kilku metrów, zajęcia siedzenia, wymieniając w międzyczasie zwyczajne dzień dobry z nauczycielką, którą kojarzyła między innymi właśnie z autobusu, ze szkolnego korytarza i z plotek. A jednak te parę sekund z samego rana sprawiało, że dzień stawał się w pewien sposób kompletny. Nie potrafiła i nawet nie chciała tego wyjaśniać.
Usiadła w rzędzie po przeciwnej stronie, dwa miejsca dalej. Markowska jak zawsze siedziała sama, było to niezmienne nawet wtedy, gdy autobus był przepełniony. Tak jakby każdy bał się do niej zbliżać. Na nikogo nigdy nie spoglądała, z nikim nie rozmawiała, a już tym bardziej się nie uśmiechała. Eliza była swego rodzaju wyjątkiem i mimowolnie zaczęła to zauważać, lecz resztkami sił powstrzymywała się od dorabiania sobie w głowie do tego niedorzecznych – jak to ona je określała – historii.
Piętnaście minut jazdy spędziła na czytaniu swoich notatek, powtarzając przed kartkówką z chemii, tym samym próbując zająć czymś swoje myśli, ale z tyłu głowy nadal mając wiadomo co i wiadomo kogo. Choć przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy, trochę ją to męczyło.
Zanim wysiadła na przystanku pod szkołą, odczekała chwilę. Markowska zawsze wychodziła pierwsza i szybkim krokiem szła do budynku – to była jedna z pierwszych rzeczy, które Eliza zauważyła. Znała tyle szczegółów, że samą ją to nieraz przerażało, a jednak znajomość tych wszystkich detali była bardzo przydatna. Przecież nie chciała wylądować z NIĄ w jakiejś niezręcznej sytuacji, mimo że nic takiego nie miało szansy się nawet wydarzyć. Czasami zachowywała się tak, jakby miała coś na sumieniu i pomimo nieustannego powtarzania sobie, że wszystko dzieje się tylko w jej głowie, potrafiła o tym zapomnieć.
Gdy kobieta zniknęła z jej pola widzenia, rudowłosą ogarnęło coś w rodzaju ulgi, ale też i niedosytu. Na szczęście te odczucia przychodziło jej o wiele łatwiej dusić i kontrolować niż tę cholerną, emocjonalną mieszankę, którą przeżywała w jej obecności. Poszła więc zajmować się swoimi sprawami, czekając, aż poranne wspomnienia gdzieś się ulotnią, by potem powrócić po południu, jak to miały w zwyczaju.
– Siema! – przywitała się z Nadią, swoją przyjaciółką, która chodziła do klasy równoległej.
– No hej – odparła tamta, z załamania opuszczając ręce, w których trzymała plik kartek. – Wściekli się z tymi sprawdzianami, kurwa.
CZYTASZ
7:21
RomanceNie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normalnie ― dopowiadała druga. ― Albo chociaż sprawiaj pozory. Tegoroczna maturzystka Eliza Piasecka nie spodziewała się, że w ostatniej klasie li...