Rozdział 18

920 47 4
                                    

– Grzesiek to był dobry facet, tylko trochę się pogubił.

Tę, jak i wiele innych opinii na temat swój i swojego zakończonego już dawno małżeństwa Aurelia usłyszała od osób, które możliwie najmniej wiedziały o niej i jej życiu, jednak z jakiegoś powodu rościły sobie prawo do wypowiadania się o owych kwestiach najśmielej.

– Zresztą młodsza się już nie robisz, a chyba nie chcesz być sama do końca życia – padła kolejna nieproszona uwaga. 

Zebrała w sobie ostatnie pokłady samokontroli, by tylko nie powiedzieć czegoś nieprzemyślanego, co mogłoby zaburzyć i tak już napięte relacje z rodziną widzianą raz do roku albo rzadziej.

– Czy ciocia, aby na pewno nie myśli, że to trochę za wiele jak na tematy przy stole wigilijnym? – zwróciła uwagę wymownie, choć jeszcze w kulturalny sposób.

– Co poradzisz, próbuję cię tylko uświadomić o ważnych rzeczach, zanim będzie za późno.

– Myślę, że w moim wieku posiadam już taką świadomość.

Spojrzała na swojego syna, który po kryjomu wymieniał z kimś wiadomości, trzymając telefon pod stołem. Poza komentarzami, że wyprzystojniał, oraz pytaniami o szkołę i powodzenie u płci pięknej, raczej uniknął większych nieprzyjemności wynikających z zupełnego braku taktu u dalekich krewnych.

Temu to dobrze.

Uwagę Markowskiej przykuło nagłe szczekanie psa. Niewielki maltańczyk skakał na drzwi, jakby nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej bez wyjścia na dwór.

– Anita, idź z psem – otrzymała polecenie jakaś kuzynka, o której Aurelia może kiedyś słyszała, a w gruncie rzeczy widziała pierwszy raz na oczy.

Nastolatka w wieku Tomka równie co on niezainteresowana całą rodzinną uroczystością spędzała ją w ten sam sposób, co chłopak. Dziewczyna o raczej niesympatycznym spojrzeniu, mocno pomalowana, o perfekcyjnie prostych, rozjaśnianych niemal do bieli włosach i ubrana w markowe rzeczy. Pomimo w pełni polskiego pochodzenia matki słabo mówiła w tym języku, gdyż urodziła się i przeżyła całe swoje życie w Niemczech, skąd też przyjechała większość rodziny.

– Nie trzeba, ja pójdę – odezwała się Aurelia, widząc idealną okazję do odetchnięcia od tego towarzystwa. – Chętnie się przewietrzę.

Anita uśmiechnęła się do niej w geście podziękowania, co przy jej przerysowanych brwiach wyglądało aż nienaturalnie. Ta natomiast założyła psu obrożę i czym prędzej opuściła mieszkanie, zapewniając, że za chwilę wróci. W rzeczywistości jednak wiedziała, że chwila ta potrwa co najmniej godzinę.

Przechodząc obok przystanku autobusowego znajdującego się niemal pod samym blokiem, w którym mieszkała, przyszło jej na myśl wspomnienie sprzed trzech tygodni.

Nawet teraz mi się przypominasz.

Poirytowana ludzkim nietaktem zupełnie nie miała głowy do roztrząsania dylematów, których doświadczała za każdym razem, gdy tylko pomyślała o Elizie. A jednak taka właśnie myśl choć nieznacznie, ale wciąż w pozytywny sposób wpływała na jej samopoczucie. Przewróciła oczami, na moment zdając sobie sprawę z rzeczywistości.

A może by tak raz zapomnieć o realiach?

Jej przemyślenia zaczynały schodzić na ciekawe tory. Zadawała sobie dużo pytań co jeśli, dochodząc do wielu ciekawych wniosków, których wcześniej nawet nie chciała brać pod uwagę. Zagłębianie się w zazwyczaj niechętnie uczęszczane zakamarki własnego umysłu okazało się bardzo interesującym zajęciem na wigilijny wieczór. Odpłynęła w nie tak bardzo, że nie skupiła się nawet na obranym przez siebie kierunku. Zaśmiała się cicho, kiedy znalazła się przy ławce, na której swego czasu dochodziło do przeróżnych dialogów z przypadkowo napotkaną uczennicą klasy matematyczno-fizycznej. Taka sugestia ze strony podświadomości.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz