Rozdział 33

600 53 14
                                    

― Laska, może już wystarczy? ― Nadia delikatnie, aczkolwiek stanowczo przytrzymała nadgarstek Elizy chcącej sięgnąć po kolejny kieliszek.

Rudowłosa spojrzała się na przyjaciółkę z wyrzutem i wyrwała jej rękę, po czym uniosła do ust kolejnego szota. Ledwie przełknęła zabarwioną na jaskrawy, tandetny róż zawartość, będącą w istocie tanią wódką rozcieńczoną z sokiem i udekorowaną barwnikiem spożywczym. Jej ciało wydawało się bronić przed dalszym jego wyniszczaniem, lecz ona wytrwale dążyła do zapomnienia, zaprzeczając wszelkim prawom, jakie kiedykolwiek dotyczyły ludzkiego organizmu.

― Ostatnia kolejka ― odrzekła. ― Muszę to wszystko przetrawić.

Aparat mowy zawodził ją już na tyle, że ostatnie zdanie musiała powtórzyć jeszcze dwa razy, by wiązanka dźwięków brzmiała jakkolwiek zrozumiale. Drugą przeszkodą w dogadaniu się była chałowata, tak jak kolor ostatniego wypitego szota, muzyka wybrzmiewająca w miejscowym barze. Większość obecnych tu osób była spoconymi mężczyznami, których większość kobiet unikałoby na ulicy po zmroku. Nadia martwiła się, że gdyby coś się stało, w takim stanie nie będą miały jak się obronić.

― Trawienia wystarczy. Zbieramy dupę.

― Nie pierdol ― zaśmiała się Piasecka. ― Tylko chlej.

Czarnowłosa wypiła dwa ostatnie szoty prawie że za jednym razem, tylko po to, by choć o te dwa tandetne kieliszki zmniejszyć jej ryzyko utraty przytomności.

― Wezwałam nam Ubera. Jedziemy do ciebie, u mnie są starzy i dzieciarnia w domu i wyjdzie nam taniej ― powiedziała.

― Dobra, kurwa, afterek bez tych dziadów, zajebiście.

Chwiejnym krokiem, podtrzymywana przez względnie trzeźwą Nadię, wyszła przed bar, gdzie czekał już na nie oznakowany jako taksówka samochód. 

― Chuj, nie zdążę zajarać. ― Wraz z tymi słowami porzuciła nieudolne próby wygrzebania z kieszeni swoich Cameli. 

Przybysz nie odpowiedziała. Pomogła tylko jej wsiąść do pojazdu. Kierowca Ubera z dużą dozą sceptycyzmu popatrzył na Elizę.

― Tylko żeby mi nie obrzygała tapicerki ― burknął.

― Pan nie wierzy w moje ukryte talenty! ― oburzyła się rudowłosa.

― Prędzej straci przytomność ― odparła Nadia, która również nie mogła nadziwić się tym, jak wiele wypić mogła Piasecka bez oczywistych konsekwencji dla układu pokarmowego.

Na imprezach nikt nigdy nie widział jej nad toaletą.

Śniady mężczyzna nie przejmował się okrągłymi znakami drogowymi z liczbami wewnątrz czerwonego obramowania i jechał niemal sto kilometrów na godzinę po zabudowanym. Widocznie z pijanymi ludźmi miał nieciekawe doświadczenia, lecz chcąc nie chcąc, byli oni podstawą jego zarobku.

― Kurwa na chuj tu tyle schodów? ― narzekała, kiedy wreszcie znalazła się na klatce.

― Bo tyle zrobili... ― odparła umęczona już tą podróżą Nadia.

― Dobre! ― śmiała się w niebogłosy. ― Jezu wreszcie... ― Wyjęła z kieszeni kurtki klucze i dała przyjaciółce, wiedząc, że walka z zamkiem może zająć jej za dużo czasu.

Mieszkanie, ku jej uciesze, było puste. Sama już przestała orientować się, kiedy jej rodzice wyjeżdżali, gdzie, a co najważniejsze ― do kiedy. Zresztą była to ostatnia rzecz, jaką przejmowała się w obecnej sytuacji. Właściwie nie martwiła się teraz niczym. Liczyło się szybkie, choć chwilowe i mało skuteczne znieczulenie, a potem doprowadzenie się do stanu względnej używalności, by dalej móc uczestniczyć w wyścigu szczurów na najwyższych możliwych obrotach.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz