Rozdział 20

1K 66 11
                                    

Wigilia nowego roku, jedynie nieco ponad trzydzieści minut zostało do północy. Ci, którzy jeszcze nie potracili przytomności na skutek zatrucia alkoholem, czy innymi substancjami, bawili się i świętowali w najlepsze. Przez cały wieczór słychać było pojedyncze strzały, których to częstotliwość nasilała się wraz z upływem czasu do nieubłaganie zbliżającego się pierwszego stycznia.

Państwo Piaseccy, którzy dziś wyjątkowo postanowili spędzić noc w domu, co chwilę wchodzili do pokoju swojej córki, niejako depcząc jej prywatność, a już na pewno pragnienie świętego spokoju. Muzyka wybrzmiewająca z telewizora, tandetna, choć przeplatana starymi, dobrymi polskimi hitami dobiegała zza ściany, swą głośnością przebijając się przez ciężkie brzmienia odtwarzane w pokoju Elizy. 

Jej zajęciem wieczoru były próbne arkusze maturalne z rozszerzonej matematyki popijane trzymaną pod stołem wódką. Melancholia wiążąca się z dzisiejszą datą, jak i zwyczajną tęsknotą, czy kumulacją myśli krążących wokół różnych kwestii, nie dawała pokonać się w inny sposób niż ten możliwie najbardziej klasyczny.

– Wtedy sinus będzie... że co kurwa? Jak kurwa piętnaście? A jebał to pies... – myślała na głos.

Wpisała treść aktualnie rozwiązywanego zadania w przeglądarkę, by znaleźć jego wyjaśnienie, jednak straciła już zdolność do skupiania się na nauce. Może przez wypity alkohol, a może przez to, że męczyła się z tym już szóstą godzinę. Raz jeszcze popatrzyła to na kartkę, to na monitor, po czym zrezygnowana zamknęła laptopa i wzięła słuchawki z biurka. Przed wyjściem z pokoju wypiła jeszcze duszkiem pozostałą połowę mieszanki wódki z colą o dość mocnym stężeniu tego pierwszego.

Liczyła, że domownicy nie będą zawracali jej głowy podczas chwili, w której musiała przejść do drzwi wyjściowych i się ubrać, jednak dziś szczęście najwidoczniej nie sprzyjało jej nawet przy tego typu drobiazgach. Że też sznurowanie tych cholernych glanów musiało tyle trwać.

– Gdzieś idziesz? – spytała matka Elizy, chwiejnie podchodząc do dziewczyny.

Kobieta oparła się o ścianę i zaśmiała z czegoś bliżej nieokreślonego, wiadomego tylko jej. Jakiejś zamroczonej alkoholem myśli.

– A no idę.

– Dlaczego nigdy nie chcesz z nami spędzać czasu? – zapytała głosem pełnym wyrzutów, które to w ciągu sekundy zdążyły zastąpić jej pijacką wesołość.

No i się kurwa zaczyna.

Rudowłosa jednak ukróciła tę rozmowę w chwili jej rozpoczęcia, zwyczajnie ignorując zadane pytanie. W interakcjach z rodzicami miała jedną, stalową zasadę: nigdy nie wchodzić w dialog rozpoczynający się w ten sposób, jeżeli chce się uniknąć wzajemnego wytykania sobie najmniejszych gówien. Zwłaszcza teraz nie miała na to humoru.

– Szczęśliwego, czy coś. Nie wiem, kiedy wrócę – rzuciła z najwyższą obojętnością, przed tym, jak zamknęła za sobą drzwi.

Znów poszła przed siebie, bez konkretnego celu i planu na spędzenie tej wyjątkowej nocy. Przede wszystkim przytłaczało ją przemijanie, choć dzięki wypitej wcześniej wódce było ono o wiele łatwiejsze do zniesienia. Przechodząc obok przystanku, poczuła impuls, który kazał jej odwrócić się w jego stronę, jak zresztą za każdym razem.

No tak, zawsze ten jebany autobus...

Wiele nie myśląc, weszła do pojazdu. Nawet nie zastanawiała się, w jaki sposób wróci później do domu. Zresztą tam i tak niewiele było do roboty, a pójście spać przez jeszcze długi czas nie byłoby możliwe, więc uznała, że może w centrum będzie działo się cokolwiek ciekawszego.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz