Siódma dwadzieścia jeden. Styczniowy mróz podobnie do mózgu Piaseckiej nie cechował się litością. Krążyła po przystanku, paląc papierosa i starając się wyszarpać choć trochę ukojenia. Znów promieniowała niepokojem, lecz tym razem domieszkę ekscytacji towarzyszącą jej w takich sytuacjach kilka miesięcy temu zastępował desperacki strzępek nadziei.
Przyjechał. Zebrała się w sobie i weszła do środka. Choć pamiętała, jakim wyzwaniem było dla niej przejście kilku kroków po szarej, zabłoconej podłodze, nie wiązało się to nigdy z takim emocjonalnym ciężarem. Każdy krok stawiała mechanicznie, zmuszała się do niego z całych sił. Jedynym niezmiennym towarzystwem były wytwory pracy umysłu, którym było coraz bliżej do miana pełnoprawnych głosów.
Mamy przerobiony ten temat. Kwestia powrotu do wprawy. Nie zdradzaj się z niczym, panuj nad sobą. Nie pokazuj po sobie, że jesteś rozpierdolona, nie chcesz wyglądać żałośnie.
Mogło się wydawać, że wszystko wróciło do punktu wyjścia.
Nie potrafiła powstrzymać się przed jednym, krótkim spojrzeniem będącym jedyną rzeczą, na którą mogła sobie teraz pozwolić. Uniosła wzrok, starając się uchwycić widok siedzącej kobiety i doszukać się w jej oczach czegokolwiek, co mogło dać jej nadzieję. Aurelia odpowiedziała jej tym samym. Ciepło rozlało się po jej ciele. Przecież dalej tkwiły w tej sytuacji razem.
Siłą powstrzymywała się, by tak jak zawsze nie usiąść na miejscu obok, wręcz przeznaczonym, zarezerwowanym tylko dla niej. Minęła ją, rzucając krótkie dzień dobry, jak gdyby znały się tylko powierzchownie. Jak uczennica i nauczycielka. Zacisnęła pięści i z trudem usiadła gdzieś dalej, bezbłędnie trzymając przy tym fason, choć ścisk w klatce piersiowej był nie do wytrzymania.
Chyba będę musiała się przerzucić na inny autobus.
Jak na złość umysł podsuwał jej chwile wspólnie spędzone z kobietą, która teraz lodowatym spojrzeniem przyglądała się temu, co działo się za oknem. Tak blisko, a tak daleko.
Ty, Eliza, zawsze byłaś dla mnie kimś więcej niż dziewczyną z tłumu. Tylko tyle ci powiem.
Z całych sił wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, by przenieść uwagę na ból fizyczny. Zwiększyła głośność słuchanej muzyki, starając się nie spoglądać w stronę Aurelii i panować nad umysłem.
Przecież wszystko się ułoży, a ty już przeżywasz jak jebnięta. Jeszcze ściągniesz na siebie coś tym pierdoleniem. Kurwa, a może w horoskop zajrzę. Nie, stanowcze nie. Dzisiaj planety mają współpracować, bo ja tak mówię i chuj. Manifestacja, czy coś.
Autobus zatrzymał się pod otwockim liceum. I znów jak na początku roku ― Markowska wyszła pierwsza, Eliza odczekała. Choć z bólem serca, zachowywały odległość. Sposób, w jaki chodziła Aurelia, był wyjątkowo ociężały, a jej tempo zdecydowanie wolniejsze niż zwykle. W Piaseckiej zaś ponownie przebudziła się dogłębna potrzeba obserwacji i analizy.
Czyli nie spała.
― Kurwa, żyjesz? ― spytała ją Nadia, kiedy ta po swoistych torturach pojawiła się w szkole.
― Stoję o własnych nogach. Zajebisty wyczyn, nie? ― rzuciła Piasecka.
― Czaję... Coś się wczoraj wyjaśniło?
― Wyjaśni się dopiero dzisiaj, ale tak jak mówiłaś, zrobimy z niej idiotkę przed dyrkiem. Jezu, a po lekcjach próbna matma, zajebię się kurwa ― jęknęła załamana.
― Przecież ty to rozjebiesz. Ja zresztą też.
― Ta, rozjebię, o ile wysiedzę tyle na tym gównie. Ale to jeszcze nic, jutro muszę przyjść trzeźwa na próbny angielski. To będzie, kurwa, wyczyn!
CZYTASZ
7:21
RomanceNie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normalnie ― dopowiadała druga. ― Albo chociaż sprawiaj pozory. Tegoroczna maturzystka Eliza Piasecka nie spodziewała się, że w ostatniej klasie li...