Rozdział 42

627 51 23
                                    

Tego dnia maturzyści pochylą się nad egzaminem dojrzałości ― rozległ się głos z telewizora. ― Niemal trzysta tysięcy absolwentów szkół średnich zmierzy się dzisiaj z językiem polskim.

Eliza jak na szpilkach chodziła po mieszkaniu i co chwilę sprawdzała, czy na pewno wszystko ze sobą wzięła. Powiedzieć, że się denerwowała, to jak nic nie powiedzieć. Z jednej strony czuła ekscytację wstępem do nowego etapu życia, na który tak bardzo czekała, z drugiej jednak świadomość, że każdy popełniony błąd na egzaminie mógł być dla niej jak wyrok, dławiła wszelkie pozytywne odczucia.

Sprawdziła jeszcze raz ― woda, kilka długopisów, dowód, repetytorium do poczytania w autobusie i czarny turmalin, na wypadek, gdyby ktoś miał wobec niej złe intencje (a zdawała sobie sprawę, że po szkole chodziło wiele takich jednostek). Zdobyła go w sklepie ezoterycznym we Wrocławiu. 

W delikatnym makijażu czuła się, jakby była naga, lecz stres przed podstawowym polskim nie dawał jej się nad tym zastanawiać. W białej koszuli, jak nie ona, marynarce i spodniach od garnituru (na szczęście już czarnych) wyszła z pokoju i nawet odświętnie coś rano zjadła. 

― Powodzenia, nie dziękuj! ― krzyknęła matka Elizy, gdy ta opuszczała mieszkanie.

― To nie dziękuję! ― zaśmiała się i zamknęła za sobą drzwi.

Rzadko się nie kłóciły, gdy rozmawiały ze sobą o poranku dłużej niż minutę. Poza perspektywą podejścia do egzaminu przesądzającego o jej przyszłości aura dnia była lekka. To była jej pierwsza od lat tak ciepła na duchu wiosna. Wsiadła do autobusu i spojrzała na miejsce, na którym zawsze siadała Aurelia. Uśmiechnęła się sama do siebie. Jak na zawołanie ― przyszła wiadomość.

Aurelia: Kop w dupę na szczęście ;)

I dzień nagle stał się piękniejszy.

Może się, do cholery, zaczyna wreszcie układać? ― myślała, patrząc w szybę, zamiast w repetytorium, by w ostatniej chwili zapamiętać jeszcze kilka motywów do rozprawki.

Wysiadła przystanek wcześniej, by jeszcze zdążyć się przejść, zapalić i posłuchać muzyki. Włączenie Zamigotał Świat było jak akt rytualny mający na celu przyniesienie szczęścia. A niech tak będzie ― pozwoliła sobie na przesądność. Chwila odprężenia umysłu przed trzygodzinnym intensywnym wysiłkiem.

A wspomnienie tej dziwnej nocy z dramatycznym zakończeniem, gdy po raz pierwszy miały z Aurelią tak intensywne telepatyczne, duchowe doznania, dawało jej więcej ciepła niż majowe słońce.

― Co ty w takim dobrym humorze? Spacerek się udał? ― zagaiła ją Nadia, przysiadając się do niej na ławce pod salą gimnastyczną.

Wiekowy mebel chwiał się za każdym razem, gdy tylko ktoś na niego usiadł, a jednak służył wiernie kolejną dekadę. Naprzeciw stali ludzie z byłej już, na szczęście, klasy Piaseckiej i tylko w nieporadnych próbach zachowania dyskrecji spoglądali w jej stronę, podczas dyskutowania o przewidywaniach, która lektura pojawi się na egzaminie i przeciekach z województwa podlaskiego. 

― A weź. O maturze myśl, nie o moich spacerkach ― odgryzła się, choć przywołane wspomnienie na nowo rozjaśniło jej aurę.

― Odezwała się! Poważna maturzystka a pewnie myśli o tym, co jej Alyonka naopowiadała. ― Nadia celowo wspomniała imię, by nie budzić podejrzeń tą wymianą zdań.

Eliza tak bardzo próbowała się po tych słowach nie roześmiać! Przyjaciółka z Wrocławia była jej idealną przykrywką. Cholernie żałowała, że dziewczyny z biol-chema wcześniej nie podsunęły jej nieświadomie tego pomysłu. Może gdyby te kilka miesięcy temu miała alibi w postaci fikcyjnego związku, obyłoby się bez części nieprzyjemności. Sama „przykrywka" natomiast niemal padła ze śmiechu, gdy usłyszała o tym pomyśle. Co prawda ich przyjaźń była dosyć zażyła, jednak o żadnej dwuznaczności nie było w niej mowy.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz