Rozdział 14

935 54 11
                                    

Po wydarzeniach pokroju tego sprzed dwóch dni Eliza zawsze czuła się dziwnie, wracając do szkoły. Niepewność, jak teraz będzie zachowywała się wobec niej Markowska, należąca do osób raczej średnio przewidywalnych, przeplatała się z lekkim stresem wiążącym się z codziennym widywaniem jej w autobusie. Pomimo wszelkich zaistniałych sytuacji, dziewczyna wciąż odczuwała za każdym razem tak samo silne emocje w tym krótkim, prostym i w ogóle niewykraczającym poza wszelkie normy momencie. To, w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy, akurat w całej sytuacji się nie zmieniło.

Weź się nie wyjeb, ogarnij dupę. Jeszcze chwila, dobrze, bądź przez tę chwilę ogarnięta. Idzie dobrze, ja pierdolę, jej oczy... ogarnij się, idź, dobra, już zaraz.

– Dzień dobry – powiedziała, dokładnie tak jak każdego innego dnia, od ponad dwóch lat.

– Dzień dobry, Eliza – odparła tamta, uśmiechając się.

Ruda usiadła, oparła się o szybę i wróciła do swojej pełnej analiz głowy.

Użyła mojego imienia, spojrzała się tak jakoś inaczej, a może mi się wydaje, chuj wie. Patrzyła się już, jak wchodziłam. O chuj. A mowa ciała? Kurwa, nie pamiętam. Lecz się, Piasecka, jesteś pierdolnięta, lecz się, ogarnij się. Dobra, ale jest dobrze, zajebiście jest, tak. Spokój, opanowanie.

Pokonując odcinek drogi prowadzący z przystanku do budynku szkoły, doszła do wniosku, że bez tego codziennego, porannego przerycia sobie głowy na dobry początek dnia, byłoby po prostu nudno.

– Ja pierdolę, ale mi serce nakurwia – zaczęła, gdy tylko zobaczyła się na korytarzu z Nadią.

– Coś nowego? – zaciekawiła się brunetka.

Poszły w stronę łazienek, jak zawsze rozglądając się na każdym kroku. Dobrze zdawały sobie sprawę, że rozmawianie na ten temat w szkole było nierozsądne i kiedy to robiły, musiały się mocno pilnować. 

– A gdzie tam, to co zwykle. – Machnęła ręką w odpowiedzi na to pytanie. – Piętnaście minut jazdy w napięciu i posyłania sobie dziwnych spojrzeń z przyczajki.

– Naprawdę nie gadałyście ani nic? – zdziwiła się.

– No coś ty.

– No co ja, co kurwa ja – prychnęła. – Weź ty w końcu do niej zagadaj w tym autobusie.

– Ta, a potem taki Błachowiak, czy inny mądry przylezie do mnie z pierdoleniem, że ona się w stosunku do mnie jakoś inaczej zachowuje – odparła, przedtem razem z Nadią dokładnie sprawdzając, czy nikogo nie było w kabinach.

– A od kiedy cię pierdolenie tych debili w ogóle obchodzi? – drążyła temat Przybysz wciąż bez krzty litości, wyjmując z plecaka kosmetyczkę i stając przed lustrem.

– Czuję się z tym niekomfortowo, a plotki w tej szkole rozchodzą się jak pojebane.

– Pierdolisz, laska... – zaczęła przemawiać przyjaciółce do rozumu, lecz urwała swoją wypowiedź już na początku, gdy usłyszała głośne kroki dobiegające z zewnątrz.

Sama nawet nie pomyślała, by próbować rozpoznać, do kogo one należały, lecz do natychmiastowego zorientowania się o tym wystarczyło spojrzenie na rudowłosą i jej reakcję. Ta akurat znała ów dźwięk aż za dobrze i nie pomyliłaby tych kroków z niczyimi innymi. W panice tak jakby przyłapana na gorącym uczynku próbowała znaleźć jakiś normalny temat w odmętach swojego umysłu, aby tylko nie wzbudzać wątpliwości swoim zachowaniem, co oczywiście przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego.

Dziewczyny odruchowo odwróciły się w stronę drzwi, dostrzegając w nich Aurelię Markowską, już na wejściu posyłającą im dziwne, jak i zdezorientowane spojrzenie. 

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz