12.W krainie snów i marzeń

996 51 19
                                    

Dziewczyna świdrowała go wzrokiem.Czy to kolejna sztuczka.Nie.To on. Zaniosła się spazmatycznym szlochem.
- Clary. Spokojnie.Jestem .Tu.Przy tobie. To ja.Zaufaj...- rzuciła się w jego otwarte ramiona. W jaki sposób on mógł być prawdziwy? Ten dotyk, wygląd ...i zapach. Objął ją mocniej bojąc się ,że ona zniknie.

-Nie zostawiaj mnie tu,nie zostawiaj mnie samej! Nie chcę się budzić! Nie mogę tam wrócić! Jace....

-Ciiiiii- pogłaskał ją po plecach. Niestety,nie mógł spełnić jej marzenia. Nie była w jego zasięgu.

-Jace. Simon żyje .I Amatis.I dobry Jonathan . I Max.

-Clary, co ty pleciesz?Max?- spytał z niedowierzaniem.

-Zły Jonathan chciał,żebyś tak myślał ,że oni nie żyją.Są cali i zdrowi. Ale Jordan...- znowu zaczęła płakaċ.Jace czuł radość i gniew- nie mógł jej pomóc.Sowjemu sercu.

Zrobił coś,czego się nie spodziewał.Pocałował ją.

-Poniosło.Wybacz....

-Mógłbyś jeszcze raz?- od razu wpił się w nią z żarliwością. Nadal nie potrafił uwierzyć,że to ona. Tyle dni żałoby ,tęsknoty i cierpienia. Ile razy los dał mu upust? Rozluźnił się ,gdy splotła palce w jego włosach. Jęknęła czując, gdy on z łobuzerskim uśmiechem wpił się w jej szyję. Po tylu dniach męki i żałoby mogli wreszcie cieszyć się sobą. Namiętność ich pocałunków rosła niczym ogień,który wkrótce miał stać się pożarem i siać zniszczenia.
Guzik po guziku rozpięła jego koszulę i westchnęła z podziwem. On -muskularny,silny,piękny...A ona? Chuda jak patyk ,wygłodzona,w ogóle nie pociągająca.

-Coś się stało?- spytał , jakby obawiał się, że ona już tego nie czuje.Jej serce zamarło. Skrzywdziła go?

-Pocałuj mnie- szepnęła,aby nie przeciągać tego. Znowu poczuła żar jego ciała, smak ust i ten zapach...Tak ,to był Jace.Jej Jace.

Kiedy jego palce powędrowały nieco pod koszulkę, straciła na sobą panowanie. Oderwała się od niego i z całych sił uderzyła łokciem w jego policzek, a później gwałtownie się odsunęła na kilka metrów. Wtedy zdała sobie sprawę z tego,co zrobiła. Jace siedział zaskoczony, przytrzymywując dłonią policzek.

-Clary?

***
Cicho,Izzy...Użyłaś runu bezszelestności i zwinności. Po prostu musisz dojść do swojego pokoju....

-Isabela Lightwood. Wytłumacz się,czemu wracasz o tak nieprzyzwoitej porze?

Szlag,pomyślała dziewczyna. Teraz musiała stawić czoło swoim rodzicom. Z drugiej strony, co ma do stracenia ,oprócz szlabanu?

-Masz dzięsięć minut- odezwała się jej matka.

-Prawdopodobnie znowu szlajałaś się ze swoim nowym chłopakiem.To przykre ,że ten chłopiec cię kochał.

-I dla ciebie zrzekł się spokojnego świata przyziemnych ,gdy ty wodziłaś innych chłopców ruchem malutkiego palca.Ranisz serca ,Isabel. Myślałam,że lepiej cię wychowaliśmy.

-Zostawcie ją.Ona nic nie zrobiła- Alec stanął przy siostrze.

-Milcz.To nasza sprawa.

-Właśnie.Nasza! A to ,że kocham Magnusa,a nie jakąś panienkę nie oznacza,że odeszłem od rodziny.

-Co ty wygadujesz?

-On ma rację,tato- odezwała się w końcu Izzy- Nie nawidzicie go za to ,że jest gejem.A mnie ,bo Simon był kiedyś wampirem!I wiecie co? Kocham go! Na tyle , by zaryzykować spotkanie z anielicą śmierci! Zostałam otruta naparem mandragory,a Cisi Bracia leczyli mnie. Ledwo wyszłam z cytadeli,po umowie z Jocelyn i Tessą! Ale nie! Wy wiecie wszystko lepiej! Mam was dość.Idę spać.Alec?

-Ja też nie mam ochoty z wami rozmawiać-odezwał się ,idąc za siostrą-Czasami chciałbym mieć rodziców jak dawniej. Poza tym,Maks żyje ,więc możecie przestać się nad nami znęcać.

Lightwoodów to zdziwiło.Chcieli zapytać o szczegóły,jednak usłyszeli głośny trzask drzwi.

-Co my zrobiliśmy?- spytała

***
-Śpisz?- spytał Jonathan

-Już nie-mruknął Maks.

Leżeli w błogiej ciszy. Wszyscy spali.Clary również.Kiedy wróciła,płakała i cała trzęsła się jak osika.Kilka razy spytali ,co jej dolega,ale ona wydawała się,jakby duszą była gdzie indziej. Simon usiadł przy niej i w końcu razem z Amatis zasnęli.

-Maks?- znowu się odezwał.

-Tak?

-Czy Clary...jest szczęśliwa?

-Raczej była.-odparł-A co ci do tego?

-No wiesz...Jest moją siostrą.Ciekawi mnie to Po za tym-dodał- nigdy nie miałem szansy z nią porozmawiać o tym. Od dziecka więzili mnie.

-No tak.-mruknął.

-Boisz się mnie?

-Cóż....Twój sobowtór o mało mnie nie zabił.Nie ufam ci i tyle.

-Może z czasem zmienisz przekonanie-odparł

-Może.

-Opowiedz coś jeszcze o niej.

-Hm...Clary była szczęśliwa. Opiekowała się nią Joelyn...

-Mama...-wymówił to słowo z czcią -Co u niej?

-Poczekaj.Jeszcze nie skończyłem o Clary.-uśmiechnął się.

-Ok.Wybacz.

-Spokojnie.W końcu,mamy przed sobą całą noc...

I wten sposób Maks przez całą noc opowiadał o wszystkich-Clary,Jace'ie ,ich związku, jego rodzicach,Mai, Alecu, Jocelyn,Luke'u,ale najdłużej oni rozmawiali o Isabel.

***
-Odejdź.Nie chcę cię skrzywdzić.-Clary była przerażona. Stracić Jace'a?

-Nie ,póki nie powiesz,co się stało.Mamy całą noc.

Clary zakryła twarz.Wiedziała ,że przegra.Był zbyt uparty . Jej łzy lały się strumieniami. Chłopak objął ją,aby dodać jej otuchy,jednak to pogorszyło sprawę.

-Jace, możesz mnie znienawidzić,brzydzić się mną,ale ja nadal kocham ciebie. Sebastian...on jest nikim...

-Spokojnie...Wszystki będzie do...

-Nie.Nic już nie będzie dobrze.-spojrzała mu w oczy- Jace, Sebastian mnie skrzywdził.A ja nie mogłam się mu sprzeciwić.

-Pobił?-jego oczy zapłonęły furią.

-Nie w tym sęk.On mnie dotykał .

###

Witam.Oto na szybko stworzony rozdział. Ale to nie jest w tym momencie istotne ,więc wróćmy do rzeczywistości,czyli....świąt!!!! ^^

Życzę wam wesołej Wielkanocy, dużo prezentów i rodzinnego ciepła.

Ally ^^

Dary anioła. Miasto  powstania zła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz