15

34 2 0
                                    

Pov Ann

Poranek, 19 Grudnia. Właśnie wstałam, obudził mnie promień słońca, przedzierający się przez okno. Pobudka niczym z romantycznego filmu. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Reszta dziewczyn już wyszła z dormitorium, pewnie poszły do pokoju wspólnego, tylko Anastasia spała smacznie, zawinięta w kołdrę jak mumia. Szkoda że nie wstała, z nią jedyną się dogaduje jeśli chodzi o dziewczyny z dormitorium, a chciałam teraz z kimś pogadać. Reszta dziewczyn z pokoju - czyli Ruth, Emily i Sophia - wydaje się miła, ale jakoś nie mogę znaleźć z nimi wspólnego języka. Oprócz Anastasi przyjaźnię się jeszcze z Hamiltonem, starszym o dwa lata chłopakiem z mojego domu, z którym oboje tak samo mocno kochamy Boże Narodzenie, co nas ze sobą zapoznało, Larą, Lily i... To w sumie tyle. Znaczy, jest jeszcze Al, ale z nim wymieniłam tylko parę zdań na korytarzu, lub podczas posiłku w wielkiej sali. Chciałabym się z nim zaprzyjaźnić, i mam nawet na to dzisiaj szansę. Wczoraj po południu spotkałam się z Larą i Lily w pokoju życzeń, Lara powiedziała że mają pomysł, żeby jutro (czyli dzisiaj) spotkać się na błoniach z Albusem i Scorpiusem. Nie dość, że pogadam trochę więcej z Albusem, to poznam Scorpiusa. Tak więc będzie to niczym warzenie dwóch eliksirów w jednym kociołku. Trochę dziwnie to zabrzmiało.

Weszłam do pokoju wspólnego w piżamie, prawie nikogo tam nie było oprócz trzech pierwszoroczniaków gadających strasznie skrzekliwie. Podziękowałam za to w duchu, bo nie chciałam żeby ktoś ze starszych klas widział mnie ubraną w milutką piżamę jednoczęściową. Usiadłam na fotelu przed kominkiem, a na kolana wskoczył mi mój czarny kotek. Wabi się Rubeus. Głaskałam go i przypatrywałam się portretowi Helgi Hufflepuff, w błogiej nieświadomości która jest godzina. Z zamyślenia wyrwał mnie skrawek rozmowy trzech chłopców siedzących obok mnie.
- Ej, Jack, nie spóźnimy się na śniadanie? - zapytał kolegów jeden z nich.
- A która jest godzina? - odpowiedział pytaniem Jack.
- 10:34! - powiedział kolejny, na co Jack pisnął i wszyscy pobiegli do wielkiej sali.
Zrobiło mi się ich trochę szkoda, ale w końcu byłam sama w pokoju wspólnym. 10:34, czyli mam jeszcze dużo cza... Zaraz zaraz, wcale nie tak dużo, przecież umówiliśmy się na 11:00! Po tym, jak sobie to uświadomiłam, pobiegłam szybko na górę ubrać się i uczesać włosy. Poszło mi szybko, na szczęście umiem włączyć 5 bieg. Może nie wyglądałam jakoś świetnie, ubrałam się w jasnozielony sweter i niebieskie dżinsy, a włosy miałam upięte w niedbałego kucyka. Prawie bym zapomniała o naszyjniku, który kiedyś podarowała mi Lara, i którego noszę przez cały czas pobytu w Hogwarcie. To mój taki wyraz hołdu i szacunku dla tego miejsca i naszej przyjaźni. Pewnie trochę to ckliwe, ale dla mnie całkiem ważne. Zgarnęłam szybko naszyjnik, i zapinałam go w biegu.

Kiedy biegłam po schodach z powrotem na dół, wywaliłam się, co znacznie opóźniło moje przyjście na śniadanie. Wyszłam z tego upadku z mocno czerwonym zadrapaniem na dłoni, ale plus był taki, że nic oprócz tego mnie nie bolało, dalej mogłam biec i na szczęście nie zgubiłam naszyjnika którego jeszcze nie udało mi się zapiąć. Narzuciłam na siebie płaszcz i szalik w barwach mojego domu. Przy wychodzeniu z pokoju wspólnego, przelotnie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, i zorientowałam się, że zostało mi 10 minut, więc zaczęłam już sprintować do wielkiej sali. Wbiegłam tam na ostatnie 5 minut. Lary, Lily, Scorpiusa ani Albusa już tam nie było. Podbiegłam do talerza z tostami który leżał na długim stole, rozciągającym się przez ponad pół pomieszczenia. Chwyciłam dwie kanapki, i zaczęłam marszobiegiem iść na błonia. Czułam się jak profesor Snape za życia, kiedy krocząc szybko, powiewała za mną niby peleryna, czyli mój płaszcz.
Mieliśmy spotkać się przy wejściu do pierwszej cieplarni. Idąc w stronę umówionego miejsca, zauważyłam trzy postacie, to znaczy, że nie tylko ja się spóźniłam. Na szczęście.
- Heej! - zawołałam do przyjaciół, którzy byli odwróceni plecami do mnie i patrzyli się w zakazany las. Lily jako jedyna mnie usłyszała, i chyba powiedziała reszcie żeby się odwrócili.
- Czeeść - odpowiedziała mi Lara, kiedy już do nich doszłam - Gdzie Scorpius?
- Skąd mam wiedzieć? - odpowiedziałam zdziwiona.
- Nie było go w wielkiej sali? - przyłączył się do rozmowy Albus - Gdy wychodziliśmy, mówił, że tylko gdzieś pójdzie i niedługo się do nas dołączy.
- Może tak właśnie będzie. Przecież musi przyjść. Po prostu trzeba jeszcze trochę na niego poczekać - powiedziała Lily, i wymieniła z resztą porozumiewawcze spojrzenia, na co Lara uśmiechnęła się lekko.
- Zmieniając temat. Nie zgadniesz z kim moja malutka siostrzyczka idzie na bal - powiedział Albus. Ktoś nasunął mi się na myśl.
-Mil? - zgadywałam, a nikt się nawet nie odezwał - Chodzi mi o Hamiltona.
- Skąd wiedziałaś? - spytała Lily, kiedy wszystkich nagle olśniło.
- Ostatnio coś wspominał... Och, to naprawdę świetna wiadomość, ale ja też tak strasznie bym chciała iść z wami na ten bal! Co prawda nie mam żadnej sukienki godnej bożonarodzeniowego balu, ale to chyba nie aż taki problem - popatrzyłam przypadkowo na Larę i znowu wymienili we trójkę porozumiewawcze spojrzenia. Tym razem wszyscy się lekko uśmiechnęli, nawet Albus. Wszyscy oprócz mnie oczywiście. Co oni knują?
- Chodźmy znaleźć jakieś przyjemne miejsce obok jeziora. Mam kocyk i jedzenie, więc możemy urządzić piknik. A no i Ann, mam herbatkę miętową w termosie - powiedziała z uśmiechem Lara, gdyż obie uwielbiałyśmy taką herbatę.
- Ach Lara jesteś niesamowita, o wszystkich pomyślisz! - odparł Albus, i od razu się zaczerwienił tak samo jak ta rzeczona niesamowita krukonka. Odczułam satysfakcję bo teraz to ja mogłam wymienić spojrzenie z Lily, ponieważ obie gorliwie liczyłyśmy na to, że Lara i Albus w przyszłości się zejdą.
Pochodziliśmy chwilę wzdłuż brzegu jeziora, aż Lily wypatrzyła idealne miejsce, w cieniu wielkiej wierzby. Rozłożyliśmy kocyk, a Albus, lekko speszony poprzednim wybuchem emocji, powiedział że pójdzie poszukać Scorpiusa, bo nadal do nas nie przyszedł. Lara przytaknęła z milczeniem, rumieniec jeszcze nie zszedł z jej twarzy. Kiedy Albus już zniknął, zaczęłyśmy z Lily typowe dla nas zadawanie pytań i rozmawianie o takich sytuacjach.
- Uuu Lara chyba się komuś spodobałaaaś - zaczęła Lily.
- I to w dodatku nie na żartyy.
- On mnie tylko zaprosił na bal. Nie przesadzajcie - powiedziała zawstydzona dziewczyna.
- Jeśli on cię tylko zaprosił to ja zostałam zaproszona przez księcia z bajki
- Ja chciałabym żeby ktokolwiek mnie w ogóle zaprosił... - wyznałam. Nadal było mi trochę smutno że nie idę na bal, ale to przecież nie koniec świata, więc dodałam jeszcze: - Ale teraz przecież nie mówimy o moich rozterkach, tylko o rozkwitającej miłościi.
- Żadnej rozkwitającej miłości - próbowała zaprzeczać Lara.
- Mhmmmm - powiedziałam chórem razem z Lily. Czasami tak robiłyśmy, nawet zdarzało się że idealnie w tym samym momencie.
- Ach Lara, wiesz jak fajnie byłoby mieć przyjaciółkę w rodzinie?
- Dziewczyny, naprawdę, stop. Zaczynacie mnie przerażać mówieniem tego samego - odzyskała pewność siebie krukonka. Wtedy powiedziałam:
- O patrz, Albus idzie - Lara odwróciła się szybko, a tam nikogo nie było. Na początku myślałam, że się pogniewa i nie da mi się napić herbaty (czego bardzo nie chciałam), ale na szczęście tylko mimowolnie się uśmiechnęła - Sprawdzałam cię.
Nagle Lily zaczęła rozprawiać nad tym, że nie ma w co się ubrać na bal, a ja z Larą oczywiście dodałyśmy do tego trzy grosze. Gadałyśmy i gadałyśmy, aż nasz kocyk przemókł i musiałyśmy go wysuszyć. Na szczęście Lara jest do przodu z materiałem, i użyła zaklęcia nieprzemakalnego na kocyk. Nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje. Usiadłyśmy na kocyku znowu, aż faktycznie w końcu przyszedł Albus.
- O, hej Albus! - powiedziałam znowu.
- Tym razem mnie nie nabie... - zaczęła krukonka, ale przerwała gdy usłyszała głos brata Lily.
- Hej, znalazłem Scorpiusa.
- Yyyy... No hej. Przepraszam za to spóźnienie. Jaa... - jąkał się Scorpius. Lily, Lara i Al patrzyli na niego w wyczekiwaniu, tacy jakby spięci i podekscytowani. Nie rozumiem czym się mogli ekscytować. Tym że ktoś się spóźnił?
- Siadajcie - przerwałam mu i dodałam z jak najbardziej pocieszającym uśmiechem- I nie musisz się tłumaczyć.
Po moich słowach faktycznie usiedli na kocu. Al zdziwił się, że jest suchy, na co Lily powiedziała że to dzięki wiedzy Lary, i już było blisko żeby znowu dał się ponieść emocjom, ale niestety do tego nie doszło. Zjedliśmy trochę, a Lily po skończonym posiłku powiedziała, że musi gdzieś pójść. Po chwili wróciła, w jej dłoniach było pełno śnieżek.
- Ataak! - krzyknęła i zaczęła nas nimi obrzucać.
- Ej! To niesprawiedliwie! Nie mam rękawiczek! - powiedziałam ze śmiechem.
- Ostatnio to ćwiczyłam, poczekaj. Accio rękawiczki! - Lara próbowała mi pomóc, ale po dłuższej chwili nic się nie stało - No cóż, może kiedyś się uda.
Wtedy coś świsnęło i nagle rękawiczki znalazły się w jej dłoni.
- Jest! Proszę bardzo - powiedziała wręczając mi rękawiczki - A teraz policzymy się z Lily.
Ulepiłyśmy trochę śnieżek, i zaszłyśmy przyjaciółkę od tyłu, kiedy walczyła ze swoim bratem. Lara podeszła do nich, a ja rzuciłam w jej plecy, i cała trójka poszła na mnie. W między czasie dołączył się Scorpius, który próbował w nich rzucać, tak, żeby oni nie rzucali w niego, ale w końcu zostaliśmy otoczeni przez resztę. Wszyscy się śmiali, a ja ze ślizgonem upadliśmy na śnieg, zbombardowani ogromną ilością śnieżek. Nie mogłam przestać się śmiać, wręcz zwijałam się ze śmiechu na śniegu. Scorpius śmiał się trochę mniej niż ja, chociaż i tak bardzo mocno. Leżeliśmy tak przez chwilę, nasi przyjaciele poszli chyba posprzątać po pikniku, bo przestali w nas rzucać kilka minut temu.
- Ach, to chyba była najmocniejsza bitwa na śnieżki w jakiej uczestniczyłam - oznajmiłam z uśmiechem leżąc obok Scorpiusa.
- Taaak, u mnie też - powiedział jeszcze trochę rozbawiony - Ann, bo ja cię no... Chciałem cię... Spytać o coś.
Czekałam w milczeniu aż zada to pytanie, i w końcu to zrobił.
- Wiesz bo jest... Znaczy będzie... Ten no i... - wziął głęboki wdech - Czy może chciałabyś balować z pójściem na mnie... Pójść na mnie z balem...
- Tak. Bardzo - uśmiechnęłam się. Odwzajemnił to, natomiast w jego uśmiechu kryła się ulga.
Poszliśmy do przyjaciół, a oni jednak nawet nie zaczęli sprzątać pikniku, wręcz przeciwnie, jedli w najlepsze. O nie. Albus pił moją-nie moją miętową herbatkę! Kiedy się do nich przysiedliśmy, znowu we trójkę zaczęli patrzeć z oczekiwaniem. Wymieniłam ze Scorpiusem spojrzenia, a on się naprawdę leciutko uśmiechnął, i po prostu zaczęłam pić herbatę jak gdyby nigdy nic. Lara i Lily wróciły do rozmowy, chociaż jeszcze chwilę mi się przypatrywały, tak samo jak on. Nagle Albus zdał sobie sprawę że pewnie zaczął się już obiad i wszyscy poszliśmy do wielkiej sali. Faktycznie, na stołach leżały już różne misy i talerze z jedzeniem, a pomieszczenie było zapełnione dziesiątkami uczniów. Przysiadłam się z dziewczynami do stołu chłopaków, żeby trochę z nimi pogadać. Zaskoczyło mnie to, że mamy tyle tematów do rozmowy. Na obiad zjadłam tylko dwa naleśniki bo najadłam się na pikniku.

Po obiedzie, umówiłam się z Larą i Lily, że spotkamy się w pokoju życzeń. Poszłam tam od razu, ponieważ nie miałam co ze sobą zrobić, a strasznie lubiłam ten pokój. Od 6 grudnia był świątecznie udekorowany. Przy pufach na których zwykle siedziałyśmy były rozłożone lampki, a na stoliczku pojawiły się ostatnio pluszowe krasnale. Cały pokój pachniał piernikami i lasem. Był niesamowity. O dziwo, Lara też przyszła wcześniej, ale czekałyśmy jeszcze na Lily żeby oficjalnie zacząć pogaduchy. Kiedy ta w końcu przyszła, usiadła na pufie i prosto z mostu zapytała:
- To Scorpius cię w końcu zaprosił czy nie?
- Lily! - skarciła ją niczym profesor McGonagall Lara.
- O co chodzi Lara? Po prostu się spytała.
- No taak, ale miała się nie pytać od razu, tylko... Znaczy...
- Czy wy spiskowaliście żeby Scorpius się mnie zapytał czy pójdę z nim na bal? - nagle wszystkie ich spojrzenia i uśmiechy zaczęły się ze sobą łączyć.
- A zapytał? - spytała energicznie Lily, ale ja czekałam na ich odpowiedź
- No doobra, Al się zgodził bo chciał pomóc przyjacielowi, a my chciałyśmy uszczęśliwić ciebie no i to miała być taka mała niespodzianka - kiedy Lara to powiedziała, jakieś ciepełko zaczęło mi się gromadzić w sercu.
- Ochh dziękujeeeeee - powiedziałam i je przytuliłam.
- Nie ma sprawy.
- Przejdźmy do sedna. Zaprosił czy nie?!
- Tak, tak, zaprosił, ale...
- Uuuuu - powiedziały dziewczyny.
- Co jest, zaczynam rozumieć twoje przerażenie Lara. Chodzi mi po prostu o to że... No nie wieem, lubię go i tak ten no ale...
- Zawsze w niego wierzyłam - szepnęła ni stąd ni z owąd Lily - A sukienka?
- W tym rzecz. Nie mam żadnej, a rodziców nie chce prosić, ciągle wydają pieniądze na miliard moich książek.
- Może twoja mama uzna że skoro jakiś chłopak się tobą zainteresował, to kupi ci jakąś piękną sukienkę - podsunęła Lara.
- Mam szczerą nadzieję, że tak nie będzie. Chociaż chciałabym mieć w co się ubrać - wyznałam.
- A tak w ogóle Lily, mama ci już odpisała na sowę?
- Tak, zapomniałam wam powiedzieć. Odpisała, a nawet już przysłała mi sukienkę. Jasnoróżowa, bardzo mi się podoba - powiedziała z uśmiechem, który jej zrzedł, po tym, jak zobaczyła moją minę - Och, skąd możemy wytrzasnąć tobie sukienkę?
- Chciałabym wiedzieć.
- Chyba już pora kolacji - zastanowiła się Lara.
- Niee na pewno nie, przecież nie przesiedziałyśmy tu tyle czasu - Lily powiodła wzrokiem za jakimś zegarem - O, no dobra, trochę posiedziałyśmy, jest 16:50, nie wiem jakim cudem, ale to jeszcze nie pora na kolację.
- Widocznie w pokoju życzeń czas upływa szybciej.
Pokój życzeń, pokój gdzie jest wszystko czego potrzeba. Pergaminy, pufy, ubrania...
- No przecież! - krzyknęłam, czym sama się zdziwiłam.
- Ja naprawdę nie chce umrzeć na zawał, ale chyba taki mnie czeka przez was los! - powiedziała Lara.
- To jest pokój życzeń. Życzeń.
- Aha, i co w związku z tym?
- Tu jest przecież wszystko czego nam potrzeba - powiedziałam, a do dziewczyn powoli docierało to na co wpadłam.
- To znaczy, że znajdziemy tu...
- Sukienkę! - zawołała z radości Lily.
I tak się właśnie stało. Wstałyśmy z puf, i weszłyśmy głębiej do pokoju, a już po chwili znalazłyśmy starą szafę. Otworzyłam ją, a tam wisiała na wieszaku piękna, żółto - biała sukienka. Miała naszyty pasek z żółtych kwiatów, i dołączony naszyjnik z pereł. Dół miała z falban powoli przechodzących z koloru żółtego do białego. Bardzo mi się spodobała, to była najładniejsza sukienka jaką widziałam w życiu. Zdjęłam ją z wieszaka i złożyłam ją w kosteczkę. Chciałam od razu pobiec do dormitorium i schować ją w walizce. Lara chyba wiedziała co czuję, bo powiedziała:
- Idź do dormitorium. Spotkamy się na kolacji - przytaknęłam i pomknęłam przez pokój.

Przechodząc przez drzwi w kształcie beczki na malutki korytarz prowadzący do dormitorii, zaczęłam się zastanawiać czy ta sukienka będzie na mnie pasować, ale skoro była w pokoju życzeń, to tak właśnie powinno być. W dormitorium zastałam Ruth i Emily, rozmawiające o kosmetykach. Przywitałam się z nimi, i poszłam włożyć sukienkę do kufra. Zmieściła się idealnie. Poszłam do pokoju wspólnego, a tam zastałam Hamiltona i Anastasię rozmawiających o słuszności szklanych bombek na choince. Nie wiedziałam, że się dogadują, ale z chęcią przyłączyłam się do ich rozmowy. O odpowiedniej porze, wybrałam się do wielkiej sali na kolację. Kiedy przyszłam, moi przyjaciele siedzieli już we czwórkę przy stole ślizgonów. Kolacja minęła przyjemnie, tym razem to Lara o mały włos nie skomplementowała Albusa. A niech to.

Leżałam już w łóżku i myślałam o dzisiejszym dniu. O Larze i Albusie. O balu. O tym, że z dziewczynami pewnie razem będziemy się do niego przygotowywać. O mojej sukience. I o Scorpiusie.

Hehe pewnie się nie spodziewaliście innej perspektywy co? Obdarzam was jakże długim i cudownym rozdziałem pisanym przez AnnScameny (wcale nie nazywa się jak Ann z Lary).

Lara Kan| Tajemnica założycieli HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz