40

12 1 0
                                    

Do finału dostały się dwie drużyny. Nie było zaskoczeniem, że jedną z nich była Bułgaria. Była w finale w 1994 i wygrała mistrzostwa z 2014 roku. Jednak nowością była druga reprezentacja. Polska. Drużyna była w podobnym składzie co 8 lat temu, ale tym razem z dużo większym doświadczeniem. Na pozycji szukającego pozostał Władysław Wolfke. Dwóch na trzech ścigających było z drużyny Goblinów z Grodziska, a obrońca i trzeci ścigający z nowopowstałych Gdańskich Grotów. Jeślibym wracała do Polski to chciałabym po Hogwarcie spróbować się dostać do drużyny z Gdańska.

Na wielkim polu państwo Potter i James za pomocą różdżek rozłożyli magiczny namiot. W środku było obłędnie. Z zewnątrz takie tycie, a w środku niczym wielki dom tylko z materiałowymi ścianami. Po pozostawieniu rzeczy postanowiliśmy się rozejrzeć i szybko odnaleźliśmy stanowisko dla kibiców. Jako, że nikt nie jest bardzo przywiązany do Bułgarii (pan Potter jest w pewnym sensie, znając prywatnie ich szukającego, Viktora Kruma, który swoją drogą ma po tych mistrzostwach przejść na emeryturę w wieku 45 lat) to cała ekipa ze względu na mnie i Ann  zrobiła sobie polskie flagi na policzkach, a ja i Ann dodatkowo zakupiłyśmy kapelusze z merchu. Każdy z młodych też zainwestował w omnikulary. Byłam bardzo podekscytowana. Szczególnie tym że to właśnie mój kraj będzie grał o tytuł Mistrza Świata.

Okazało się że przy wejściu na stadion były polowe barki z przekąskami. Jako wielka miłośniczka kupiłam sobie duży popcorn, a gdy zobaczyłam że z Trzech Mioteł zostało sprowadzone piwo kremowe to je też sobie wzięłam. Potem była najgorsza część. Wchodzenie po schodach. Wszystko spoko, loża VIP, najlepszy widok, ale czemu tak wysoko i bez żadnej windy czy innego łatwiejszego sposobu niż chodzenie.

Gdy udało się dotrzeć na górę, ze względu na słabą kondycję, byłam ze straszną zadyszką. Moje kompetencje do sportów i wyczynów i tak wzrosły odkąd trenuje quidditcha. Usiedliśmy na naszych miejscach, ja byłam pomiędzy Ann i Lily. Trzeba było przyznać że widok był nieziemski. Teraz tylko czekaliśmy na oficjalne rozpoczęcie meczu. Byłam ciekawa jakie maskotki ma Polska i czy u Bułgarii nadal są wile. Miałam nadzieję że zostały zbanowane 28 lat temu. Nie chciałabym żeby się jakieś wypadki wydarzyły przez ich czar. Podzieliłam się moją opinią z przyjaciółkami, a one się zgodziły.
- Tak, ale słyszałam od taty, że podobno będą wile tylko z zaklęciem zmniejszającym działanie czaru- powiedziała Lily.
- Jak tak to w porządku- zaraz po moich słowach rozpoczęły się różne dźwięki z melodią trzymającą w napięciu. Zaraz miało się zacząć.

Zgodnie z tym co powiedziała Lily maskotkami Bułgarii były wile. Wciąż wzbudzały zachwyt u płci przeciwnej, ale bez obsesji. Zaskoczył mnie pomysł Polaków. Znaleźli dwójkę animagów orłów i zaprezentowali układ synchroniczny w powietrzu z biało-czerwonymi fajerwerkami. To było widowisko miłe dla oka.

Następnie mecz się rozpoczął. Gra była bardzo dynamiczna. Po 5 minutach Bułgaria zdobyła pierwsze 10 punktów, jednak Polska nie pozostała dłużna i w kolejne 7 minut zyskała 20 punktów. Pałkarze też prowadzili szybką rozgrywkę. Nawzajem próbowali trafić w drużyny przeciwne lub odbijać tłuczki jeśli któryś leciał w stronę ich zawodników. Złoty znicz pozostawał nie złapany. Drużyny Bułgarii i Polski co chwilę zdobywały kolejne punkty, ciężko było mi nadążyć.

Po godzinie wynik wynosił 160:150 dla Bułgarów. Każdy "gol" wywoływał u mnie emocje.
- Czemu się tak trzęsiesz?- zapytała mnie Lily ze śmiechem.
- Nie wiem, nie wiedziałam, to z emocji pewnie- mówiłam szybko.
Nagle była pierwsza ingerencja szukających. Viktor Krum zanurkował za złotą kuleczką, a Wolfke zaraz za nim. Oglądałam to z zapartym tchem. Domyślałam się, że zaraz Krum wykona swój popisowy zwód Wrońskiego (odczuwałam dumę, że jest to nazwane po Polaku). Obserwowałam co zrobi Władysław Wolfke. Przecież to prawie było pewne że się rozbije o ziemię. Krum już był coraz niżej i równo w tym samym czasie obaj szukający skierowali się ku górze. Mentalnie strzeliłam sobie w twarz. Skoro autorem zwodu Wrońskiego był Józef Wroński, polski szukający, to logiczne że w polskiej reprezentacji uczą szukających i wykonywania tego, i unikania. Spojrzałam na wynik. 280:300. Było bardzo dobrze, ale jeśli Krum złapie znicz to i tak przegramy. Ponownie zwróciłam wzrok ku szukającym. Teraz Wolfke był z przodu. Było tak blisko. Powtarzałam sobie w głowie "no dalej!". Polska mogła wygrać mistrzostwa świata i to w Quidditchu. Od 2014 roku dopóki następne Mistrzostwa się nie skończą już jesteśmy mistrzami w siatkówce. Którą także chętnie śledzę. Jeśli chodzi o sympatię to to taki mój mugolski odpowiednik quidditcha. Powróciłam myślami do gry. Znicz robił jakieś dziwne wygibasy chcąc zmylić szukających, a pałkarze starali się trafić w tego drugiego. Na prawdę nagle podgrzała się atmosfera. Jakaś mucha mi usiadła na obiektywie i nic przez nią nie widziałam. Postanowiłam opuścić omnikulary żeby ją przegonić i tak właśnie zrobiłam. Wtedy zaczęły się wielkie wiwaty. Zrozumiałam że gra się zakończyła, a ja tego nie widziałam. Nawet nie wiem kto wygrał. Spojrzałam na Ann, a ona na mnie i z wielkim uśmiechem mnie przytuliła.
- WYGRALIŚMY!!!- krzyczała próbując przekrzyczeć tłum. Ja zaczęłam wtedy piszczeć i skakać razem z nią, a w tym momencie rozległ się głos komentatora.
- Polska wygrała Mistrzostwa Świata w Quidditchu!
Byłam szczęśliwa jak nie wiem co. Czułam się jakbym to ja osobiście wygrała. Na dole członkowie obu reprezentacji podawali sobie dłonie i dziękowali na mecz.

Wracaliśmy do namiotu, a ja i Ann nawet można powiedzieć że tanecznym krokiem. Fakt że tylko my aż tak świrowałyśmy oczywiście nie oznacza, że reszta się nie cieszyła. Potterowie także mieli entuzjastyczne podejście do wyniku ale oczywiście to nie był ich kraj więc nie byli aż tak przywiązani.

W namiocie państwo Potter zgodzili się na małą prywatną imprezkę i siedzenie do późna. Jak żałowałam że nie miałam żadnych magicznych portali społecznościowych gdzie mogłabym wstawić coś z tego na relacje. Czułam wielkie szczęście, którego nic nie mogło zniszczyć. W pewnym momencie usłyszeliśmy komunikat żeby wszyscy z pola namiotowego zebrali się w jakimś tam miejscu którego nie usłyszałam. Tak więc poszliśmy. Była tam mała scena gdzie stanął jakiś czarodziej.
- Ile spośród was jest czarodziejami o co najmniej jednym rodzicu mugolu?- rozpoczął tajemniczo. Razem z Ann wzruszyłyśmy ramionami i podniosłyśmy ręce razem z resztą mugolaków lub pół-krwistymi.- Czy kiedykolwiek marzyliście o telefonie który nie psułby się w większym skupisku magii, a wy moglibyście z niego korzystać bezpiecznie dla społeczności czarodziejów?- tłum entuzjastycznie potwierdził, a ja pokiwałam głową.- Prezentuję wam... MagPhone'a. Wygląda jak pierścionek, prawda? Jednak wystarczy tchnienie magii, a pojawia się w pełni działający hologram telefonu. Ma dwie opcje korzystania w ustawieniach. Manualną i różdżkową. Korzystając z pierwszej opcji można hologram złapać w ręce, a "ekran" reaguje na dotyk. W opcji różdżkowej hologram wyświetla się prosto z pierścienia, a wasza różdżka jest niczym kursor. Drodzy czarodzieje nieznający mugolskich pojęć. MagPhone będzie hologramową opcją komunikacji i rozrywki reagującą na dotyk bądź magię różdżki. Jest to najnowszy wynalazek, którym zaraz zachwyci się cały świat. Informacja dla pierwszej grupy czarodziejów, za pomocą magicznego pobrania IP jest możliwość synchronizacji MagPhone'a z waszym telefonem. Przypuszczam że większość z was jest zainteresowana zakupem. A więc pierwsze dwieście osób może dostać swojego MagPhone'a już dziś od ręki za jedyne 100 galeonów!- zakrztusiłam się słysząc te słowa. ILE?? przecież to jest 10 tyś złotych.- Pierwsze sto osób natomiast dostanie zniżkę 50%. Jeśli ktoś nie zdąży kupić dzisiaj, nie martwcie się! Można u mnie składać zamówienia w cenie 120 galeonów- czarodziej zakończył swoją reklamę i zaczęła się ustawiać kolejka. Było mi trochę przykro. Dosłownie maksymalnie godzinę temu pomyślałam że coś takiego by się przydało a teraz mnie na to nie stać.
- Wiesz Lara, tylko tydzień temu miałaś urodziny więc mogę wykorzystać trochę swoich wpływów i jakby mi została zaproponowana bardziej przystępna cena to może mógłby to być dodatkowy prezent- odezwał się pan Potter.
- Nie przecenia pan swojej sławy, panie Potter?- zażartowałam.- Bardzo dziękuję, ale nie. Niżej niż 40 galeonów na pewno by nie zszedł nawet gdyby pan był w pierwszej setce. A to nadal dla mnie za dużo. Wątpię żeby rodzice się dołożyli mi żebym miała jak oddać a to też za drogo na prezent.
- Przyjmij coś choć raz- niespodziewanie usłyszałam głos Albusa. Na chwilę się zacięłam, bo zobaczyłam drugie dno tych słów.
- Tak się składa że przyjęłam bilety na te mistrzostwa- odpowiedziałam po namyśle pewna siebie.
- Ale nasz tata je dostał za darmo! To nie to samo, przyjmij normalny prezent.
- Uważasz, że prezent od twojego ojca nie był odpowiedni tylko dlatego że nie włożył w to pieniędzy?
- Nie to miałem na myśli- widziałam że był zmęczony tą wymianą zdań, ja z resztą też byłam.
- Dobra nieważne- skierowałam się z powrotem do taty Lily.- Jeśli pan nalega i nie byłoby to za duże obciążenie to byłoby to bardzo miłe i byłabym stokrotnie wdzięczna- powiedziałam z małym dyskomfortem, że ktoś ma mi kupić coś tak drogiego.

Po nie więcej niż 10 minutach pan Potter wrócił z uśmiechem. Niósł 5 małych opakowań.
- Zapłaciłem za nie tyle co normalnie za 1 więc uznałem, że każdy z was dostanie. A twoje Ann urodziny będą za 3 tygodnie więc to będzie przyspieszony prezent.

Cała ekipa z mojego pokolenia zaczęła testować i konfigurować wynalazek z widocznym uśmiechem na twarzy.

Widocznie się rozpisałam. 1500 słów. Ale musiałam tu to wszystko wcisnąć żeby móc ruszyć dalej. A dalej będzie chyba najciekawiej. Do następnego.

Lara Kan| Tajemnica założycieli HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz