37

10 2 0
                                    

Wzrok każdego z uczniów w sali skierował się ku mnie. Ja zaskoczona wstałam i opuściłam klasę. Kiedy weszłam do gabinetu McGonagall, dyrektorka wskazała miejsce na przeciwko niej. Usiadłam.
- Mam do ciebie, panno Kan, kilka pytań dotyczących tej... jak jej tam było... Plagi
- Rozumiem- uspokoiłam się nieco, bo to oznacza że nic złego nie zrobiłam, ale tylko nieco, bo mimo wszystko ten temat wywołuje u mnie dreszcze.
- Czy mogłaby panienka opisać... lub narysować- pewnie przypomniała sobie jak często mnie przyłapuje rysującą na lekcjach- jak dokładnie ta postać wyglądała?
- Myślę że tak, ale potrzebowałabym chwili.
- W porządku, proszę mi dostarczyć szkic do końca tygodnia jeśli to możliwe. Chciałabym też się dowiedzieć co dokładnie mówiła do ciebie- poprosiła McGonagall.
Wytężyłam pamięć i odpowiedziałam:
- Z tego co wywnioskowałam, nazywano ją Plagą świata czarodziejów i żyła około...1100 lat temu. Z powodu klątwy wszyscy o niej zapomnieli, a ona zamieniła się w kota. Klątwę rzucił ktoś z rodu Ravenclaw, ale nie jedna z założycieli Hogwartu. Nie mam pojęcia dlaczego teraz akurat mogła opuścić postać kota i być sobą. Skądś mnie znała, ale ja ją widziałam po raz pierwszy w wizji z atakiem. Posługiwała się magią bezróżdżkową i niewerbalną nawet przy trudniejszych zaklęciach. Chyba to jedyne co wiem, co mi zdradziła.
- To bardzo ciekawe, ponieważ 1100 lat temu Hogwart był dopiero co wybudowany lub w trakcie budowy. Wszakże nieznana jest dokładna data powstania tej szkoły.
- Myśli Pani, że za klątwą mogłaby stać Szarą Dama?
- Nie wiem, jednak to niewykluczone. Mogłabyś spróbować z nią porozmawiać? Wiem, że to ciężkie nawiązać z nią kontakt, ale chociaż mogłaby panienka spróbować.
- Dobrze. Czy to wszystko?
- Wydaje mi się, że tak. Możesz już iść.

Poszłam w okolice wieży, w której znajdują się dormitoria krukonów. Pochodziłam w te i wew te i w końcu ujrzałam ducha, którego szukałam. Nie wiedziałam jednak jak ją zaczepić aby jej nie spłoszyć. Postać jednak sama się odwróciła i tak stałam praktycznie oko w oko z Heleną Ravenclaw (praktycznie, w końcu to duch)
- Kim jesteś?- zapytała z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jestem Lara Kan. Mogę z tobą porozmawiać?
- Wydajesz się mi dziwnie znajoma, jakby bliska, mimo wszystko wiem, że nigdy wcześniej cię nie widziałam.
- Ty Heleno z kolei kojarzysz mi się z postacią ze snów, ale wiem, że to nie ty. Muszę cię jednak zapytać o inną osobę, która niestety istnieje nie tylko w moich snach, ale też na jawie.
- Nie wydaje mi się bym mogła pomóc, lecz w porządku, pytaj.
- Nie znam jej prawdziwego imienia, ale nazywano ją Plagą- Szara Dama dziwnie się poruszyła.- Podobno ktoś rzucił na nią klątwę 1100 lat temu. Ktoś z twojego rodu.
- 1100 lat temu już nie żyłam, jednak byłam duchem od niedawna. Sądzę że nie więcej niż 30 lat. Znam imię, które wypowiedziałaś, klątwa zapomnienia nie działa na duchy. Dlatego osoba, bliska mi, która rzuciła klątwę, wobec duchów użyła zaklęcia, przez które nie mogą mówić o wiedzy, którą powinni zapomnieć. Nie mogę też wspomnieć o osobie, którą jakimś cudem w tobie wyczuwam.
- We mnie?
- Teraz już wiem kim jesteś i kim byłaś, ale niestety nie mogę ci tego w żaden sposób wyjawić.

Szłam do pokoju z miną wyrażającą "what.the.fuck" i przetwarzałam to wszystko. W głowie miałam jednak pustkę i jedno wielkie "co się właśnie wydarzyło". Czyli wszystkie duchy będące martwe tyle co Helena lub dłużej wiedzą co się dzieje ale nie mogą o tym powiedzieć? No to super. Wzięłam z dormitorium potrzebne mi rzeczy i fragment pergaminu. Usiadłam przed kominkiem i zaczęłam rysować. Ostatecznie uznałam, że efekt dobrze się prezentuje (i mnie przeraża) oraz, że mogę oddać rysunek profesor McGonagall następnego dnia na transmutacji. Podczas rysowania trochę się rozluźniłam. Akurat gdy skończyłam zaczepili mnie bliźniacy Scamander i trochę z nimi pogadałam. Później już w moim pokoju opowiedziałam Cornelii o tym co się odwaliło. Ona w końcu nie licząc dyrektorki jako pierwsza się dowiedziała o istnieniu Plagi kiedy jeszcze nie wiedziałam kim jest. Podzieliła moje zdezorientowanie.

Jak na mnie poszłam serio szybko spać, bo prawie od razu po kolacji. Dzięki temu jednak byłam wyspana bardziej niż zazwyczaj gdy mam na pierwszą godzinę. Po ogarnięciu się spakowałam do torby na książki rysunek przedstawiający Plagę i poszłam na śniadanie. Na śniadaniu siedziałam normalnie przy stole Ravenclaw razem z Cornelią, jednak dosiadł się do nas nie kto inny jak Dain. W poniedziałek na eliksirach okazało się że potrafię ignorować fakt że mu się podobam jednak już zawsze będę mieć to gdzieś z tyłu głowy.
- Chcecie iść na błonia po lekcjach?- zapytał nas chociaż patrzył na mnie.
- Niestety mam trening. W tym semestrze mamy we wtorki i czwartki- odpowiedziałam szczerze.- Ale jak chcecie możecie iść beze mnie. Spotkamy się we trójkę innego dnia.
- Nie mogee, coś czuje że jutro Flitwick może z zaklęć pytać, a nie jestem przygotowana kom-plet-nie.
- Dobra to faktycznie innego dnia.

Kiedy wszyscy weszliśmy do sali od transmutacji, podeszłam do profesor McGonagall i podałam karteczkę z rysunkiem. Zaczęła mnie trochę boleć głowa ale było do wytrzymania.

Ból mimo że się nie pogarszał to pozostał aż do końca lekcji i przed treningiem nadal nie mogłam się go pozbyć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ból mimo że się nie pogarszał to pozostał aż do końca lekcji i przed treningiem nadal nie mogłam się go pozbyć. Utrzymywałam jednak że jest zbyt słaby by wziąć na to jakiś lek. Na treningu zjawiłam się chwilę po czasie. Wskoczyłam na miotłę i podleciałam do reszty drużyny. Okazało się że w zasadzie nic mnie nie ominęło więc po prostu słuchałam ustaleń. Ustawiliśmy się na miejsca i zaczęliśmy trenować. Ja jak zwykle ze złotym zniczem, do którego już trochę czułam przywiązanie. Pałkarze mieli dzisiaj jakoś więcej roboty niż zwykle, bo tłuczki okazały się wyjątkowo upierdliwe względem mnie. Ja się bawiłam ze złotą kuleczką w berka a oni pilnowali by agresywne piłki mnie nie zabiły. Po dłuższym czasie jednak tłuczki przybierały na prędkości i na sile. Nie podobało mi się to.
- Ktoś to zaczarował czy jak?! Jeśli to ktoś z was by nas zmotywować to nieśmieszny żart!- krzyknęłam w powietrze do drużyny. Jednak wszyscy się zaklinali że nic nie mogą zrobić i że to nie oni. Jak uroczo - pomyślałam sobie z ironią. Problem narastał w szczególności gdy jeden z tłuczków  z ł a m a ł  pałkę gdy pałkarz próbował po raz kolejny piłkę odbić w przeciwną stronę ode mnie. W tym momencie chyba kapitan uznał że lepiej żebym oberwała odłamkiem niż całością, ponieważ posłużył się zaklęciem niszczącym. I może faktycznie gorzej by było umrzeć od dwóch nawalających cię tłuczków jednak nie powiem, spadnięcie z miotły przez rozpadnięcie się tłuczka na kawałki nie było najprzyjemniejszym przeżyciem.

Dzięki wielkie historie_lyczusia za pomysł na wątek bo bym tego nie skończyła. Może niedługo ruszę dalej, nie zmienia to faktu że wyczekuję już 4 roku.

Lara Kan| Tajemnica założycieli HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz