Rosemary
Koniec października
Uporczywie walczyłam z szalikiem, który cały czas się odwiązywał i lądował na mojej twarzy. Silny wiatr sprawiał, że ledwo utrzymywałam prosty tor. Zresztą otaczający mnie przechodnie mieli podobną sytuację. Mogłam wrócić do domu autem, razem z Douglasem, ale po zajęciach uznałam, że pójdę na spacer. Wydawało mi się, że jest na tyle słonecznie, że będzie to przyjemność. Oczywiście nie mogło być tak łatwo.
Zrezygnowana pchnęłam drzwi od mijanej kawiarni. Miałam tylko nadzieję, że będą miejsca. Zachęcona korzennym zapachem weszłam do środka, rozglądając się. W lokalu panował już jesienny nastrój, który wywoływały dekoracje. Poczułam za plecami obecność swoich ochroniarzy. Ci pojawiali się wtedy, gdy Douglas znikał. Na uczelni natomiast byłam tylko ja i mój udawany chłopak, który wzbudzał sympatię innych ludzi i sprawiał, że studenci nie mieli oporu, by do nas podchodzić.
– Rosie – usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się, trzymając w ręce szalik i mój wzrok padł na roześmianą twarz Allison. Zaskoczona wyciągnęłam ramiona, by przytulić siostrę.
– Hej. Co tu robisz? – Pocałowałam ją w policzek.
– Byłam w biurze z Lily. Potem poszłyśmy zrobić zakupy.
Zajrzałam zza jej plecy. Rzeczywiście Liliana siedziała przy stoliku i uśmiechała się do mnie pogodnie, rękoma obejmując filiżankę.
– Mogę do was dołączyć? Wpadłam na kawę, bo zmęczyłam się walką z wiatrem. Nie lubię jesieni. To jest fakt, o którym powinnaś wiedzieć.
– Rozumiem. Chcesz się jeszcze czymś podzielić? – Położyła dłoń na sercu i spojrzała na mnie z udawaną troską.
– Tak, mam dość nauki. – Opadłam na krzesło przy stoliku. – Cześć, Lily.
– Cześć, kochana. Wyglądasz, jakbyś nie spała. Coś się stało?
Pokręciłam głową, rozpinając płaszcz. Szczerze nie pocieszało mnie to, że każdy widział moje zmęczenie. Wydawało mi się, że dość dobrze je kryłam.
– Nie spałam. Zdaję egzamin za egzaminem, ale wiecie ile tego jest? – Westchnęłam, poprawiając spinkę, która podtrzymywała moje włosy. – Dlaczego chciałam studiować medycynę? Allison, dlaczego?
Siostra chwyciła mnie za rękę i wydęła usta.
– Nie wiem, może spadłaś z łóżka, jak byłaś mała, stąd te dziwne decyzje. Nie przejmuj się. To minie. Nie musisz mieć samych piątek, pamiętaj.
– Oooo, dziewczyno, ja chcę zaliczyć. O piątkach nie myślę – zapewniłam ją.
– W razie co Gabriel może ci coś wytłumaczyć – pocieszyła mnie.
– Dzięki, Gdzie sprzedałaś dzieci? – spytałam i podniosłam się, biorąc do ręki telefon.
– Są z babcią i dziadkiem.
– Rozumiem. Idę po kawę. Chcecie jakieś ciasto?
Obie pokręciły głowami. Ochrona usiadła dwa stoliki dalej. Przestałam ich zauważać. W Waszyngtonie było ich zdecydowanie więcej. To, za co byłam wdzięczna, to za przestrzeń jaką miałam na uczelni, dzięki czemu mogłam rozmawiać z innymi. Stanęłam przy ladzie i czekając w kolejce, wybrałam czekoladowy, wegański sernik i latte na mleku owsianym. Baristka uśmiechnęła się do mnie ciepło, ale w żaden sposób nie potraktowała mnie inaczej. Całe szczęście.
CZYTASZ
Mirror: palący wybór. Tom 3|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}
DragosteMiałeś wybór, podjąłeś decyzję. Mogliśmy zaprzestać, oboje znaliśmy konsekwencje. Rosemary i Douglas nigdy nie mogli mieć szansy. Ich związek byłby zbyt wielkim zamieszaniem. Córka prezydenta i o wiele starszy... właśnie, kto? Dla mediów biznesmen...