DOUGLAS
Nad Nowym Jorkiem zachodziło słońce. Jak zwykle w porze zimowej zbyt wcześnie, by się nim nacieszyć. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu, zapinając guzik marynarki. Chłodny dreszcz przeszedł przez całe moje ciało. We Francji było zdecydowanie mniej mroźnie. Niezadowolony otworzyłem drzwi auta i podałem Rose rękę, by mogła bezpiecznie wysiąść i się nie poślizgnąć.
– Cieszę się, że wróciliśmy dzień wcześniej – westchnęła, z rozmarzeniem spoglądając na dom Allison i Gabriela. – Stęskniłam się za nimi.
– Wiem, Rosie. Dzień przed powrotem na uczelnię to idealny plan na nadrobienie czasu. – Objąłem ją w talii. Przylgnęła do mnie ubrana w puchową kurtkę i uśmiechnęła się szeroko. – Idziemy, bo zmarzniesz.
– Chyba ty – odparowała i ruszyła w stronę rezydencji.
Zabrałem z bagażnika prezenty i dogoniłem ją.
– Kiedyś musimy odwiedzić moich rodziców – rzuciła przez ramię.
– Poczekaj, będę miał wtedy akurat złamaną nogę. Nie mogę. Przykro mi.
– Idiota.
Wzruszyłem ramionami, otwierając przed nią drzwi.
– To cały ja.
Niestety wizja spotkania Clarków była okropna, ale spotkanie było nieuniknione. Nasz układ przestał być sztuczny i powinni znać prawdę.
Weszliśmy do domu Cardinów, w którym już od progu było głośno. Bliźniaki biegały po salonie, krzycząc do siebie i bawiąc się. Westchnąłem, ściągając Rosemary płaszcz z ramion. Lubiłem dzieci, ale ich krzyki były męczące.
– Rose! – Allison zbiegła ze schodów i rzuciła się siostrze na szyję.
Tuliły się dobre pięć minut. Spojrzałem na kuzyna, który właśnie wyszedł z gabinetu. Uśmiechnął się, więc nie miał złych wiadomości. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Podałem mu rękę, witając się z nim.
– Dobrze was widzieć – stwierdził Gabriel. – Sytuacja jest opanowana.
– Powiedzmy. – Wzruszyłem ramionami, przypominając sobie, kto stał za całą ukartowaną dramą. – Chciałbym z tobą porozmawiać. Możemy teraz?
– Tak, chodź do gabinetu.
Ruszyłem za Gabrielem korytarzem do pomieszczenia, w którym odcinał się od rodziny. Miał na głowie wszystkie sprawy i nie zazdrościłem mu. Trzymanie ręki na pulsie, jeśli chodziło o dostawy, długi, rozmowy z innymi rodzinami i spinanie tego, przerastało mnie. Na szczęście był jeszcze Vincent, który był w tym wszystkim opoką.
– Jak wyjazd? – Gabriel łypnął na mnie, siadając za biurkiem.
Rozłożyłem się w skórzanym fotelu.
– Dobrze. Za dobrze. Clark nie będzie zadowolony, że z układu zrobiłem romans, ale trudno. Za późno już na zmiany.
– Traktujesz ją poważnie?
– Nie pytaj mnie o to. Przecież znasz odpowiedź – odparłem surowo i zacisnąłem szczękę.
– W porządku. O czym chciałeś rozmawiać?
Zmiana tematu jeszcze bardziej mnie zdenerwowała, ale wiedziałem, że poruszenie tej kwestii muszę mieć za sobą. Zacisnąłem palce na nasadzie nosa, wzdychając cicho.
– Chodzi o Vanessę. Muszę się z nią zobaczyć.
– Już ją trochę nastraszyliśmy, nie wiem, czy jest sens to rozdrapywać.

CZYTASZ
Mirror: palący wybór. Tom 3|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}
רומנטיקהMiałeś wybór, podjąłeś decyzję. Mogliśmy zaprzestać, oboje znaliśmy konsekwencje. Rosemary i Douglas nigdy nie mogli mieć szansy. Ich związek byłby zbyt wielkim zamieszaniem. Córka prezydenta i o wiele starszy... właśnie, kto? Dla mediów biznesmen...