rozdział 2 - first step.

2.2K 174 52
                                    


Douglas

Miała ładne nogi. Nie wyglądała jak nastolatka, chociaż była dalej maleńka w porównaniu do mnie. Za dużo uwagi poświęcałem tej dziewczynie. Ale co się napatrzę, to moje...

– Douglas, do cholery, mówię do ciebie! – Wkurzony głos Gabriela sprawił, że musiałem oderwać wzrok od Rosemary, która poruszała się na parkiecie, tańcząc do hitu Britney Spears.

Przeniosłem wzrok na kuzyna i zmarszczyłem brwi.

– Coś tam bełkoczesz pod nosem, mów głośno, czego chcesz – odparłem, poprawiając marynarkę.

Gabriel spiorunował mnie wzrokiem.

– Przestań się gapić na młodą. Wyjdź przed hotel, bo zebrało się tam trochę mediów. Odgoń ich. Nie chcę szumu. Policja najwyraźniej nic sobie z tym nie robi – rozkazał.

Skinąłem głową, nie podważając jego polecenia. Wyszedłem z głównej sali hotelu i udałem się do lobby. Stali tam nasi ludzie, którzy monitorowali obiekt od wewnątrz i zewnątrz. Wsunąłem dłoń do kieszeni spodni i stanąłem obok Maximiliana.

– Jak długo stoją tu paparazzi? – spytałem, patrząc młodego żołnierza, którego sam szkoliłem.

– Od jakiejś godziny. Policja sobie z nimi nie radzi. Gabriel chciał, żebyś ty do nich wyszedł.

– Wiem, co chciał Gabriel. Dlaczego nie powiadomiłeś mnie wcześniej?

– Bo myślałem, że skoro po...

– To nie myśl – przerwałem mu i wyszedłem z hotelu.

Uderzyło we mnie chłodne powietrze. Zmarkotniałem, nie lubiłem takich wieczorów. Nonszalancko, może trochę zblazowany, zbiegłem po schodach i przedarłem się przez ochronę oraz policję. Dopadli do mnie dziennikarze, wymachując mikrofonami i aparatami. Była to garstka ludzi, których bardzo łatwo mogłem stąd wykurzyć.

– To prywatne przyjęcie – oświadczyłem spokojnie. – Lepiej będzie, jeśli opuścicie ten chodnik i nie będziecie tutaj czatować, jak hieny.

– Czy Gabriel wziął ślub? – padło pytanie, zaraz kolejne i kolejne.

Zirytowany złapałem za dyktafon jednego z fiutów, który nie rozumiał, co do niego mówiłem i wrzuciłem go do kanalizacji. Złapałem go za fraki i odsunąłem na bok.

– Posłuchaj mnie, gnido dworska, nie obchodzi mnie, ile ci płacą. Jeśli zaraz ty i twoi koledzy nie znikniecie stąd, nie dożyjecie jutra. Zrozumieliśmy się? – wysyczałem cicho.

Policja za mną nic z tym nie zrobiła, zresztą pewnie mnie nie słyszeli. Chłopak pokiwał nerwowo głową, jakby dopiero teraz dotarło do niego, z kim ma do czynienia. Odepchnąłem go na tyle mocno, że potknął się o krawężnik.

– No to wypierdalaj.

Z przyjemnością patrzyłem, jak spanikowany prosi kolegów, aby się zbierali. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dobre przyjęcie zawsze powinno obejmować dramę. Tylko na to czekałem. Może chciałem wyciągnąć broń i zabawić się, ale dałem sobie spokój. Odeszli, a ja spojrzałem na jednego z policjantów.

– Bez. Mediów. Trudno zapamiętać? – warknąłem mu w twarz i udałem się do środka.

Tak, czułem się zajebiście bezkarny. A oni o tym wiedzieli.

Wszedłem przez podwójne drzwi na salę i zderzyłem się z rozpędzoną Rosemary. Podniosła głowę, na moment na mnie spojrzała i zaraz pobiegła przed siebie. Zdezorientowany rozejrzałem się, stojąc w miejscu. W moją stronę szedł jej ojciec, z nieciekawym wyrazem twarzy.

Mirror: palący wybór. Tom 3|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz