3.

30 4 0
                                    

,, Czwarta nad ranem, może sen przyjdzie.. " Stare dobre małżeństwo - pomyślałam. - Ja też miałam być żona, a czuje się jak gówno, dosłownie i w przenośni- myśli nie dawały mi spokoju.
Tej nocy nie zmrużyłam oka, Łukasz wrócił późno, śmiem rzec, że nad ranem. 

- Ale piękna pogoda - powiedziałam patrząc w okno - chodź maluszku, idziemy na spacer.
Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy oraz słuchawki i ulubioną książkę. Wyszłam.... Tak po prostu bez żadnego cześć,nie mówiąc gdzie idę. Zresztą on im tak nie kwapił się, aby mnie o cokolwiek spytać. No tak bo właśnie w taki sposób działał, niby go nic nie interesowało a później były już tylko same awantury.

Chwilę później dotarłam do pobliskiego parku, był tam mały staw w którym pływały kaczki a nawet czasem łabędzie, znajdowało się też miejsce na ognisko, ogrodzone i zamykane na klucz, dosyć fajny plac zabaw dla dzieci w różnym wieku, ławki i oczywiście miejsce na piknik. Tak wiele przyjemności w jednym miejscu. Mimo, że był mały , to jakoś nie było tłoczno.
- Lubię tu przychodzić - pomyślałam.
Wyciągnęłam chustę, przykryłam nią siebie i pierworodnego, który  miał ochote na późne śniadanie.
Oddaliśmy się bliskości mama i dziecko.
Po chwili ssania piersi, Maksiu zasnął, odbiło mu się i włożyłam go do wózka, a ja sama mogłam się zrelaksować.
Bylam tak skupiona na książce, że nie zwracałam uwagi na to co się dzieję dookoła mnie, wiadomo patrzyłam co chwilę na synka, ale to nie to samo, to odruch bezwarunkowy. Podleciał do mnie pies - na moje oko, to kundelek, nie za duży, ani też jakaś miniaturka wydawał się bardzo przyjazny, pogłaskałam go a on z wdzięczności pomerdał ogonkiem, zakręcił się w kółko i padł między moimi nogami. Rozglądałam się po parku, ale w zasięgu wzroku nie zauważyłam nikogo, szukającego psa.
- znajdzie się twój właściciel, zobaczysz- powiedziałam do psiaka i wróciłam do ksiazki.
- Rudi! Rudek! - usłyszałam zza pleców głos mężczyzny-  Rudi no! Gdzie jesteś? - na coraz głośniejsze wołanie pies nie bardzo chciał reagować, ale podniósł się leniwie i patrzył w stronę mężczyzny.
- Przepraszam, to pański pies ? - zwróciłam się do średniego wzrostu bruneta, o niebieskich oczach.
- Tak, a właściwie to nie. - odparł
- Eee? Chyba nie rozumiem. To pański pies? - zapytałam zdezorientowana
- mojego brata, opiekuję się nim na czas jego nieobecności - podrapał się speszony po głowie. - dziękuję, że go Pani przypilnowała
- Właściwie to nie ma za co, sam mnie wybrał - zaśmiałam się. - przepraszam muszę już iść, zrobiło się późno.
- oczywiście. Do zobaczenia.

Nawet nie wiem kiedy, ten czas tak zleciał, po drodze  przewinęłam Maksa, zaszłam jeszcze do warzywniaka, żeby móc ugotować zupę, miałam okropną ochote na krupnik. Kupilam też pampersy i kilka innych rzeczy w markecie i powolnym krokiem wracałam do domu.

- No nie... To są jakieś jaja chyba - zaczęłam przerzucać wszystkie rzeczy w torebce- nie mam kluczy - mówiłam sama do siebie.
Zadzwoniłam domofonem- cisza, dzwonię drugi raz - znowu cisza. Wyciągnęłam telefon i dzwonię do Łukasza. Jeden sygnal, drugi, trzeci 
- No już odbierz ten cholerny telefon- mówię pod nosem. - nie odebrał.. Usiadłam zrezygnowana na ławce przed blokiem, zobaczyłam, że podjechał samochód przeprowadzkowy - jak mi się poszczęści to może wprowadza się ktoś u nas pod 6  - pomyślałam. I miałam rację podszedł mężczyzną, zadzwonil Domofonem i drzwi się otworzyły
- uratowana - wrzasnęłam - proszę mi przytrzymać drzwi- poprosiłam i weszłam do klatki z wszystkimi tabołami .
Klatka byla nawet spora, zawsze wózek zostawiłam przed drzwiami, mieliśmy też windę. Więc nacisnęłam przycisk i czekałam. Zjechała w dół a z niej wysiadł, wysoki przystojny mężczyzna.

- No nie wierze - wydukałam
- O proszę, proszę- wyszczerzył się Kacper pokazując szereg białych zębów.
-Teraz mi nie uciekniesz- dodał po chwili
- aj, oddam ci oczywiście pieniądze i przepraszam. - opuściłam głowę a mały zaczął straszenie plakac
- Daj spokój nie chodzi mi o żadne pieniądze. Zaczekaj chwilę proszę. - pobiegł do mężczyzny powiedział mu kilka słów i wrócił  - Daj te siatki - zabrał mi zakupy z rąk i wskazał na winde
- dziękuję - powiedziałam wchodząc do windy i biorąc małego na ręce
- I znów mi dziękujesz - zaśmiał się - wszystko w porządku? Wiesz ta sytuacja, nie byla zbyt przyjemna - mówił to nieco zmieszany
- Em tak tak, ja już pójdę- zaczęłam naciskać na drzwi windy żeby się szybciej otworzyły.
- Anka! Co się dzieję? - złapał mnie za nadgarstek a ja spanikowałam i łzy poleciały mi po policzkach- czy? Czy on cię bije?! - oczy powiększyły mu się dwukrotnie.
- Nie chce o tym rozmawiać, nie mogę. - zabrałam mu zakupy z ręki, wrzuciłam do wózka i podbiegłam do drzwi
Stukałam, Pukałam w nie i waliłam ale na próżno. Nikt nie otwierał. Słychać było muzykę, ale on tak czasem robił zapominał wyłączyć i wychodził może nawet nie zauważył, że nas nie ma.
Usiadłam po turecku na klatce, przytuliłam synka i śpiewałam mu piosenki, po chwili usłyszałam dźwięk otwieranej windy.

- No nie... Co jest? Dlaczego tutaj siedzicie - wysiadł z windy Kacper
- Tutaj jest ciszej i spokojniej- wzruszyłam ramionami
- Masz mnie za kompletnego idiote czy jak? - kucnął naprzeciw mnie
- To nie tak.. - nie chciałam na niego patrzeć- wstydziłam się. Mężczyzna wstał i otworzył drzwi od swojego mieszkania. No tak on mieszkał pod 6, a my pod 5.  Wskazał ręką na drzwi - wejdźcie - dodał
- Nie nie, nie mogę
- Dlaczego?
- Nie powinnam.
-A dlaczego tutaj siedzisz?
- Zapomniałam kluczy?
- Ty mnie pytasz czy odpowiadasz? - zaśmiał się
- sama nie wiem.
- Dobra chodźcie, nie marudź.

Weszłam do mieszkania, nie miał za dużo mebli, ale była kanapa.
- mogę przewinąć tutaj małego? - spytałam
- jasne - uśmiechnął się- rozgość sie, choć nie mam tu za dużo rzeczy, ja muszę wrócił na dół. Poradzisz sobie?
- Tak tak, dziękuję  - popatrzyłam na niego. Miał taki szczery uśmiech. Dawno nie widziałam takiego ze strony mężczyzny. 
Przeszłam się po mieszkaniu z Maksem na rękach, aż w końcu opadlam na kanapie bawiąc się w hopsa hopsa.
Kacepr z innymi kilka razy wchodzili j wychodzili, nosząc pudła i meble.

- Chyba twój facet wrócił- odezwał się do mnie. - był na dole
- kurde muszę szybko stąd wyjść. - zaczęłam w pośpiechu opuszczać mieszkanie mężczyzny.
- ej spokojnie
- nie ty nic nie rozum... - nie zdążyłam dokończyć kiedy z windy wysiadł Łukasz, gdy zobaczył mnie w innym mieszkaniu, a obok stojącego Kacpra, tego Kacpra co widział dzień wcześniej w kawiarni wpadł w szał, zaczął przewracać kwiaty z parapetu, rzucił wózkiem... A ja wtuliłam synka mocno w klatkę piersiową i zacisnelam oczy. Nagle przede mną stanął Kacper.
- Co ty odpierdalasz człowieku?! - napiął mięśnie i zakrył nas swoim ciałem.
- Spjerdalaj - wysyczal przez zęby.
- Rodzice nie nauczyli szacunku do kobiet? - gdy Łukasz to usłyszał, z całej siły uderzył Kacpra pięścią w twarz, ten oczywiście chciał zareagować i oddać mu, ale nie zdążył, narzeczony siła zaciągnął mnie do mieszkania...

Matczyne serce Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz