To nie będzie kolejna,piękna historia o miłości jak z bajki, być może nie będzie też dobrego zakończenia. Zdecydowanie za to mogę powiedzieć, że to opowieść prawdziwa.... o życiu..... o mnie.
Mam na imię Ania i chętnie zabiorę was do mojego świata. Zapewne tylko na chwilę , ale możecie się rozgościć. najpierw kilka słów o mnie :
Mam 20 lat, niedawno urodziłam ślicznego synka - dałam mu na imię Maks. Jest dla mnie całym światem. Ojciec dziecka? Jest... Gdzieś jest, ale nie jesteśmy już tak blisko jak kiedyś. Zrobiłam się dla niego mniej atrakcyjna, po porodzie przybralam trochę kilo( a stres na potęgę mi ich dodawał po dziś dzień) , wisiała mi skóra, większość czasu poświęciłam dziecku lub ogarnięciu mieszkania, żebyśmy nie żyli jak w chlewie. Ale to nie było wystarczające... Czułam się smutna, samotna i bardzo bardzo zmęczona.Maks spał w swoim łóżeczku, a ja postanowiłam, że w końcu zrobię coś dla siebie. Wzięłam pierwsza lepszą książkę, jaką miałam pod ręką, zrobiłam pyszną, gorąca herbatę i Usiadłam pod kocem na kanapie. Patrzyłam na synka i cieszyłam się tym widokiem. W końcu zadzwonił mój telefon.
- Tak słucham - powiedziałam pół szeptem.
- Co ty tak cicho? - odezwał się w słuchawce głos mojej przyjaciółki Karoliny
- Maksiu śpi. Co tam? -odpowiedziałam z uśmiechem
- A nic tak dzwonię sprawdzić jak ci się żyje.
- Karola a co mam ci powiedzieć jest beznadziejnie to nie tak miało to wszystko wyglądać.. - poczułam że łzy napływają mi do oczu.
- Dalej jesteś z tym patafianem?! -wrzasnęła
- Ciszej! No jestem. Co mam zrobić. Ja go kocham. Mamy razem dziecko pamiętasz?
- Pamiętam... Ale przecież ten chuj cię zdradza na każdym kroku. Powinnas już dawno go kopnąć w dupę .
- i co bym zrobiła, jakbym utrzymała siebie i dziecko.?- wypowiadając te słowa powoli zaczynałam płakać.
- Heloł! Masz jeszcze mnie o tym też zapomniałaś? Dobra muszę uciekać jutro zadzwonię. Ucałuj Maksia!
- No pa.Rozłączyła się.... I znów zrobiło się cicho i smutno w pokoju. Łukasza nadal nie było ( Bo tak nazywał się ojciec dziecka, mój narzeczony) . Kiedy zaczęłam czytać książkę do mieszkania wparował mężczyzna..
- Matko Boska Łukasz jak ty wyglądasz? - poderwałam się z kanapy - piłeś?
- No piłem. I co mi zrobisz? - odpowiedział podczas ściągania butów ( swoją droga, bardzo nieumiejętnie)
- Rany Julek! Z samego rana miałeś zawieść mnie z Maksiem do lekarza.
- Na chuj się drzesz? To pojedziesz autobusem też mi problem. - przetoczył się z przedpokoju do salonu - ach bym zapomniał, w plecaku są moje ubrania. Upierz je bo są mi potrzebne - powiedział wystawiając głowę zza futryny a po chwili runął na łóżko.
- co za pal.... - powiedziałam pod nosem - wdech i wydech. - poszłam do łazienki.Wyciągając jego ubrania zauważyłam szminkę na koszuli, ale udałam że tego nie widzę. ( tak tak, czasami tak się robi, myśląc, że to najlepsze wyjście z możliwych ale niestety to akurat gówno prawda) . Nastawiłam pranie, zrobiłam szybką kanapkę i wróciłam do pokoju w którym spał Maks, ja spałam z nim na kanapie, której nawet nie chciało mi się rozkładać. Nie chciałam się kłócić z Łukaszem, więc to było najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Chciałam przeczytać tą cholerną książkę, ale z każdym słowem łzy leciały po policzkach.
- co ja takiego zrobilam i komu, że mi się tak przytrafiło... ! - powiedziałam sama do siebie. Usłyszałam płacz synka.
- Ach no tak pora karmienia. Już mamusia idzie kochanie - przetarłam oczy, zamknęłam drzwi na klucz i wzięłam synka w ramiona.
CZYTASZ
Matczyne serce
Conto,,To nie będzie kolejna,piękna historia o miłości jak z bajki, być może nie będzie też dobrego zakończenia. Zdecydowanie za to mogę powiedzieć, że to opowieść prawdziwa.... o życiu..... o mnie. "