5.

27 4 0
                                    

Następnego dnia, zjadłam wczesny obiad, podziękowałam i wyszłam z ośrodka, do domu miałam spory kawałek a brak wózka i gotówki niczego mi nie ułatwiał. Gdy wchodzilam na osiedle dochodziła godzina 12 , zadzwonił mi telefon. To była moja mama, chciałam odebrać ale po dwóch sygnałach, zobaczyłam czarny ekran.
- No tak... Wyładował się - westchnęłam.
Bałm się wejść do mieszkania. Usiadłam na ławce tak, żeby widzieć co dzieje się przed klatką, ale żeby być w miarę daleko, Maks zaczął płakać, przykryłam go chustą i nakarmiłam.
- Dobrze synku, że ty nie rozumiesz co się dzieje - powiedziałam pełna smutku.
Przed blokiem spedziłam koło dwudziestu minut, nie wiedziałam czy mogę już iść do mieszkania czy nie. Przez cały ten stres nie spytałam nawet czy mam zmieniać zamki, czy on ma oddać klucze. No nic kompletnie. Po chwili zobaczyłam go jak wychodzi z klatki, w ręce trzymał torbę, taką specyficzną dużą torbę ze złota czachą, bardzo dobrze ją znałam, bo to ja mu ją kupiłam.
Ale bardziej niż widząc torbę, zasmucił mnie inny widok. Łukasz szedł za rękę z jakaś laską i śmiał się jak gdyby nigdy nic.
- A to palant - powiedziałam i ruszyłam pewnym siebie krokiem - I co głupia zrobisz? Jesteś za chuda w uszach - mówiłam sama do siebie i spowolniłam krok.
Kiedy upewniłam się, że odjechali, wyślizgnęłam się na klatkę.
- No i jesteśmy- popatrzyłam na synka. Szybko wsadziłam klucz do zamka, działo to na zasadzie, że gdy od środka wsadzony jest klucz to z zewnątrz nie otworzysz drzwi, nawet gdy masz drugi klucz. Pozwoliło mi to czuć się trochę bezpieczniej.
Ułożyłam synka na brzuchu na macie, poukładalam przed nim kontrastowe obrazki, podłączyłam telefon do ładowarki i usiadłam na ziemi.
Niby nic się nie zmieniło w mieszkaniu, ale tak naprawdę zmieniło się wszystko. Łzy napływały mi do oczu. Wstałam i zaczęłam przeglądać szafy, nie było jego rzeczy, nic pusto. Strasznie mnie to ruszyło. Zaczęłam płakać, głośno i prawdziwie. Przecież ja go kochałam, tak bardzo go kochałam.... Usiadłam koło ładowarki i wybrałam numer do mamy.

- Halo, no ile można do Ciebie dzwonić? Następnym razem będę dzwonić do Łukaszka.
- Cześć mamo... - westchnęłam
- Co ty taka jakaś mizerna? Chora jesteś? Byle byś nie zaraziła Maksia
- Nic mi nie jest mamo.. Miło, że pytasz. Co tam? - przewróciłam oczami. Mogę śmiało powiedzieć, że lepszy kontakt miałam z tatą, ale zmarł ponad rok temu, strasznie to przeżyłam. Jedyne co dawało mi szczęście to Łukasz i Maks
- A jesteśmy właśnie w Hiszpanii. Jak tu jest pięknie to ty nawet nie masz pojęcia. A jak gorąco!! - mama się ekscytowała
- Cieszę się, że Ci się podoba, a kiedy wracasz i w ogóle dokąd?
-Córcia wiesz jak jest, jeszcze nie wiemy kiedy wracamy.
- No dobrze a gdzie zamierzasz się zatrzymać? Chcecie coś wynająć czy co?
- Jak wynająć? Przecież możemy u Ciebie się zatrzymać na jakiś czas.
- No ty chyba żartujesz? - wściekłam się.
- Jak ty sie odzywasz do matki?! - wrzasnęła - odziedziczyłaś mieszkanie po ojcu, a ja co? Nic nie dostałam.... Coś mi się też należy chyba nie ?
- Byliście po rozwodzie, zdradziłaś go pamiętasz?
- No i ty tego błędu nie popełnij z Łukaszem, trzymaj się go ma świetna pracę i w ogóle jest jak spełnienie wszystkich twoich marzeń.
- Ta...
- Co ty tam mamroczesz?
- Nic nic mamo, muszę iść przewinąć Maksa.
- Ucałuj chłopaków paaa .!

- Pa - westchnęłam do telefonu. - co za kobieta, jak tata z nią wytrzymywał to ja nie wiem.

Weszłam do pokoju synka. - chodź poczytam ci coś - wzięłam go na ręce.
- Może dzisiaj poczytamy baśnie Braci Grimm. - położyłam go w łóżeczku, dostawilam krzesło i zaczęłam czytać.
Maks gaworzył, bawiąc się swoimi stópkami, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła, czułam lęk i niepokój, przez głowę przelatywało mi pytanie, czy ja aby na pewno zamknęłam drzwi na klucz. Wcześniej nie czułam takiego strachu jak teraz, tutaj nie chodziło już tylko o mnie...

Matczyne serce Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz