Nastał grudzień. Śnieg delikatnie prószył za oknami Hogwartu odziewając zieloną poświatę błoni białym puchem. Dni mijały w szybkim tempie. Harry ledwo otwierał oczy, a już musiał kłaść się spać.
Była sobota, szóstego dnia grudnia. Mikołajki. Prezenty leżały spakowane na łóżku dla wszystkich jego przyjaciół. Od dnia pierwszego zadania nie rozmawiał z Ronem. Nie cierpiał z tego powodu, wręcz przeciwnie. Zaczął darzyć sympatią ślizgonów, którzy pod przymusem Przysięgi Wieczystej poznali jego sekret.
Gdy emocje minęły po pierwszym zadaniu był wściekły na ojca. Jednak im więcej czasu z nimi spędzał był bardziej szczęśliwy. Nawet Hermiona była wciąż przy jego boku. Odsunęła się od rudzielca, a zaprzyjaźniła z uczniami z domu węża. Nawet oni przestali nazywać ją szlamą.
Gdzieś w głębi serca cieszył się z tego obrotu sprawy. Na kolanach leżał ostatni prezent do spakowania. Mimo wielu niesnasek, które miały miejsce chciał go wręczyć. Spoglądał z czułością na jedną z dwóch książek „Zapomnianych Eliksirów". Były tylko dwie takie pozycje. Jeden egzemplarz czekał by go wręczyć jako prezent, a drugi leżał w rodzinnej bibliotece w rezydencji Riddle'ów. Obok leżały pojemniki i fiolki z najrzadszymi składnikami. W tym łuski i jad Bazyliszka.
Transmutował chusteczkę w zielono-srebrne pudełko. Z czułością włożył zapomniany przez świat egzemplarz książki i wszystkie składniki. Pukanie do jego prywatnego dormitorium i cichy szept wydobywający się przez otwarte drzwi przywrócił go do rzeczywistości.
-Harry, jesteś już gotowy?- Hermiona cicho przymknęła za sobą drzwi. Uniósł spojrzenie na przyjaciółkę. W jego oczach pojawił się zachwyt. Miała na sobie szmaragdową sukienkę. Ołówkowy fason idealnie podkreślał jej figurę, a delikatny makijaż urodę, natomiast wyprostowane włosy tworzyły idealną całość.
-Tak. Tylko, że chciałbym zajść najpierw do profesora Snape, więc rozstaniemy się przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
-Nie ma problemu- uśmiechnęła się ciepło do chłopaka. Brunet spakował wszystkie prezenty i ruszyli w stronę lochu.
Stał przed obrazem, na którym widniała kobra królewska. Wejście do gabinetu profesora Snape. Nigdy nie korzystał z pozwolenia Mistrza Eliksirów na wejście bez jego poinformowania aż do dziś. Cichym syknięciem poprosił to fascynujące stworzenie o otwarcie wejścia. Przyłożył dłoń by poczuła sygnaturę jego magii.
Bezdźwięcznie obraz odsunął się ukazując wejście. Przekroczył próg, a ciche kliknięcie oznajmiło, że nie ma już odwrotu. Tak właśnie w tym momencie da pierwszy prezent swojemu profesorowi.
Nie żeby się stresował. Znalazł wszystko co tylko mógł by był to trafiony prezent. Jednak skąd ten lęk? Ściągnął pierścień Potter'ów. Chciał być sobą w każdym calu. Nie jakąś marną imitacją. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pod drzwiami do prywatnych komnat profesora. Pchnął je. Wściekłość zalała każdą komórkę jego ciała. Jego obsesja. Jego Mistrz Eliksirów stał w objęciach blondwłosego ślizgona. Imitacji jego marnego przyjaciela. Tęczówki barwy avady pokryły się czerwienią. Pałały chęcią mordu. W momencie gdy miał wyciągnąć różdżkę i posłać nieprzyjemną klątwę w swojego rówieśnika, srebrne oczy spojrzały na niego z iskierką szczęścia.
-Harry! Przyszedłeś po mnie? Chłopaki ci powiedzieli, że jestem u ojca chrzestnego w jego komnatach?
-W sumie...- cała złość wyparowała z bruneta. Jak mógł być tak głupi?- Chciałem porozmawiać chwilę z profesorem.
-Riddle!- syk Mistrza Eliksirów przeciął pomieszczenie niczym sztylety.- Twój pierścień...
-Malfoy zna prawdę. Jednak proszę nie zagłębiać się w szczegóły. To zbyt skomplikowane.- odpowiedziało mu jedynie skinienie głowy. Draco niepostrzeżenie ulotnił się z pomieszczenia zostawiając dwóch mężczyzn samych.
CZYTASZ
Bratnie Dusze
Hayran KurguUczniowie warzą eliksir Bratnich Dusz Pewnego dnia narodziła się miłość łącząc dwójkę ludzi, którzy stali po przeciwnych stronach barykady. Czy los nie zakpił z tej dwójki łącząc ich więzią Bratnich Dusz, gdy ona już dawno została obiecana innemu? ...