VI

2.3K 87 9
                                    

Erwin x Montanha

Jestem tym typem człowieka który uwielbia analizować innych. Choć "uwielbia" to złe określenie. Absolutnie złe, bo to było moje uzależnienie które niszczyło moje życie. Nieprzespane noce, tony kartek walających się po moim mieszkaniu i dziesiątki zużytych długopisów. Analizowałem każdego. Jego zachowania, ruchy, zmiany w postępowaniu. Najmniejsze iskry w oczach, drżenie dłoni, bądź szybszy oddech. Byłem chory na tym punkcie. Poświęcałem całe doby by rozpisywać się o nieznanych mi osobach, które przesłuchiwałem, lub widziałem w sklepie. Potrafiłem opisać z dokładnością jak ubrana była kobieta w spożywczaku kupująca ryżowe mleko. Jak przyglądała się produktowi i jak zareagowała gdy uświadomiła sobie że to ten właściwy. Jak się poruszała i jak jej dłonie nerwowo otwierały portfel, którego zamek przez chwilę się zaciął.

To była moja zmora. Największy koszmar i nie życzyłem go nikomu. Widziałem najmniejsze zachowania, które jakby się mogło wydawać, pomagały mi w mojej pracy, jednak było inaczej, bo zajmowały moją głowę na godziny. Nie miałem czasu na odpoczynek, bo gdy zaczynała się kolejna sprawa przestępstwa ja wciąż myślałem o poprzedniej. Pragnąłem spokoju którego mogłem zaznać tylko podczas snu którego praktycznie nie doświadczałem. Powoli zamieniałem się w Pastora, nieśpiącego tygodniami. Żałowałem marudzenia podczas przerw po obiedzie w przedszkolu. Wtedy biegałem uciekając przed wychowawczyniami które miały mnie pilnować. Energia mnie rozpierała, bo było tak cholernie beztrosko i tak bardzo za tym tęsknie.

Moje ciało wbijało się w niewygodny stolik na którym siedziałem. Palce wystukiwały rytm uderzając w zimne drewno, choć ja i tak nie miałem nad tym kontroli. Znów mnie pochłonęło. Znów analizowałem.

To jak szybko zdejmował swoją torbę. Jak jego żyły uwydatniły się na jego ręce gdy podnosił pasek trzymający torbę na jego ramieniu. Z gracją schylił głowę i przełożył materiał. To jak z ostrożnością położył ją na ziemi i to jak jego brwi drgnęły gdy zorientował się że materiał będzie brudny przez pył na podłożu.

Uwielbiałem jak zerkał na mnie swoim drapieżnym wzrokiem, choć przez chwilę delikatnie zamglonym przez to że był pogrążony w myślach. Jak jego źrenice w sekundę rozszerzały się kiedy na mnie patrzył. To jak jego oczy błyszczały zawsze wtedy gdy to robił. Wyglądał jak chytry lis patrzący na ofiarę, lub wrona gdy zobaczy coś błyszczącego i wartego jej uwagi. Na chwilę odrywał się od czynności które robił by spojrzeć w moje oczy i zawrócić mi w głowie. W tych sekundach powodował suchość w moim gardle i dziwne uczucie w brzuchu. Wtedy jego oczy rozświetlał ten charakterystyczny blask satysfakcji, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego co ze mną robił. Potrafił w sekundę zlustrować moją twarz i całe ciało, a potem uśmiechnąć kpiarsko gdy ujrzał moje zaczerwienione policzki, które próbowałem ukryć. Nienawidziłem, a zarazem uwielbiałem to jak przyciągający był. Potrafił bawić się ze mną kuszącymi spojrzeniami, doskonale wiedząc że czekam na więcej. Jego wargi rozciągały się w uśmieszkach, bo uwielbiał mnie prowokować i zarazem denerwować, a najgorsze było to że sam nie potrafiłem się odpłacić, bo za bardzo mącił mi w głowię. Nie potrafiłem się oprzeć, choć bardzo tego chciałem. Próbowałem oderwać wzrok od przyciągających złotych tęczówek, lub spróbować nie zareagować kiedy z uwielbieniem patrzył na moje ciało, lecz to nigdy się nie udawało. Nienawidziłem tego sukinsyna za to co ze mną robił i nienawidziłem też siebie że dawałem mu to robić.

Znów oderwał spojrzenie, a z jego oczu znikły te piękne iskry. Zadrżał kiedy spazmy przeszły jego ciało. Uniósł swoje ręce i umieścił dłonie przy guzikach swojej koszuli. Powoli obracał okrągłymi przedmiotami, w końcu przekładając je przez materiał, a ten rozsuwał się na boki ukazując więcej ciała. Doskonale wiedział że jak zaczarowany patrzę na tą czynność, więc droczył się ze mną i swoimi długimi palcami jeździł na około małych przedmiotów, zniecierpliwiając mnie i moje zapewne spragnione spojrzenie. Odpinał kolejne guziki, a czarna koszula odsłaniała coraz więcej wcześniej zasłoniętych miejsc. Widziałem jego obojczyki sprawnie pracujące, gdy zmieniał położenie swoich rąk. Moje kąciki ust drgnęły gdy zobaczyłem zaróżowione, okrągłe ślady na jego barkach, a w mojej głowię znów pojawiły się wspomnienia z paru nocy wstecz. Gęsia skórka pojawiała się na mojej skórze. Męczyłem się patrząc na jego powolne ruchy. Moje mięśnie były spięte, a szczęka zaciśnięta. Wyglądałem na głodnego wilka, patrzącego na kawałek świeżego mięsa, ale nie mogącego go złapać. Czułem się jak zwierzyna w zoo.

One Shoty - Zakszot {5city}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz