IX

1.9K 60 4
                                    

Grube liny mocno zaciśnięte na moich nadgarstkach raniły je. Czułem dyskomfort ramion. Odczuwałem też jak koniuszki palców robią się coraz bardziej zimne. Kolana również mnie bolały. Najpierw upadek na żwir przy ucieczce przed psami, a potem obicie ich o bruk przez brutalne popchnięcie. Byłem brudny, spocony. Przegrany.

Od paru tygodni prowadzimy otwartą wojnę. Strzelamy się, wysadzamy budynki i samochody. Przeszkadzamy w napadach i ich okradamy. Gonimy się po ciemnych uliczkach wieloma samochodami. Ustawiamy się w taktyczne miejsca by mieć dobre pozycje. Porywamy i wywozimy. Przeszukujemy i wypytujemy. Staramy się by wszystko miało dobry posmak. Odwozimy się do szpitali i nie przeszukujemy SIMek. Raz my ponosiliśmy porażkę, raz robili to oni. 

Los chciał że tym razem samotnie przemierzałem drogę. Słuchałem muzyki jadąc w miejsce wyczekiwanego spotkania. Chciałem w końcu zobaczyć te znajome twarze. Wiedziałem, że to nieodpowiedzialne by jeździć w pojedynkę. Naglę naokoło pojawiło się wiele aut. Szybko zorientowałem się, że nie są to znajome auta, a raczej te których sam powinienem unikać. Byłem na straconej pozycji, jednak nie poddawałem się bez walki. Próbowałem uciec gazując jeszcze mocniej. Rozpoczął się pościg. Byłem jak kawałek mięsa rzucony do wygłodniałych wilków. Nie miałem szans. W momencie w którym podniosłem telefon z fotela obok mój pojazd został spitowany. Uderzyłem w barierki. Pulsujący ból pojawił się w okolicach moich nóg, a pas spowodował zacisk na mojej klatce piersiowej. Ferrari stanęło. Nie zdążyłem zawiadomić nikogo. Po chwili z samochodów zaczęły wychodzić zamaskowane osoby. Jedyne co mogłem zrobić to się poddać. Tak też zrobiłem. Usłyszałem męski krzyk. Wysiadłem z rękami w górze. Zostałem sprawnie pchnięty na drzwi i związany. Nie skupiałem się na słowach jakie do mnie mówili. Nie obchodziło mnie czy wyzywają, pytają o innych czy szczycą się złapaniem jednej osoby w pięć aut. Niedługo po skrępowaniu moich rąk poczułem bezwstydne palce badające moje ciało w poszukiwaniu broni, lub innych rzeczy które były by dla nich przydatne. Patrzyłem pusto przed siebie. Moje porwanie musiało kiedyś nadejść. Jak przez mgłę do moich uszu dotarła informacja nieszczęśliwego mężczyzny o braku fantów. Zostałem chwycony za bolące już nadgarstki i gdy miałem być odciągany od pojazdu na wyświetlaczu telefonu pojawił się znany mi kontakt. "David od Kui" dzwonił by dowiedzieć się czemu spóźniam się na kod ósmy. W odległej części głowy wyobraziłem sobie jego ton i sarkastyczne pytanie co robię i dlaczego jeszcze nie dotarłem na miejsce. Miałem nadzieję że szybko domyślą się co się stało. Szarpnięto mną w stronę sultana. Nieostrożnie wepchnięto mnie do niego. Słyszałem śmiechy o tym dlaczego tak rozgadana osoba nagle siedzi cicho. W tamtym momencie zacząłbym słowotok który miałby na celu jak najbardziej ich zdenerwować, jednak tego nie zrobiłem. Milczałem pochłonięty we własnych, przytłaczających myślach.

Od niedawna miałem ciężki czas. Łatwo się denerwowałem. Krzyczałem, a potem tego żałowałem. Byłem niecierpliwy bardziej niż zwykle. Najprostsze głupoty powodowały mój gniew. Gdy byłem pytany o powód tego wszystkiego wściekałem się z braku wiedzy. Coraz częściej pozostawałem cicho. Widziałem te zmartwione spojrzenia uderzające wprost w moje złote ślepia. Zauważałem też to zdenerwowanie buzujące w innych po kolejnym moim wybuchu. Przepraszałem po czym robiłem to samo. Miałem zły, okropny czas i pragnąłem by jak najszybciej się skończył.

Wysoki brunet o piwnych oczach sterczał niedaleko mnie. Raz spoglądał na mnie, raz w swój telefon rzucający jasną poświatę na jego twarz. Lekki zarost dodawał mu lat. Nie kojarzyłem go, jednak mogłem stwierdzić że bez niego wyglądałby lepiej. Brunatne włosy zaczesane do tyłu sprawiały, że wyglądał jakby przesadził z ilością żelu. Zniecierpliwiony stukał po kolei każdym palcem w urządzenie po czym przewracał oczami. Czekał na informacje co ma ze mną zrobić. Ja natomiast czekałem na wypuszczenie mnie stąd. Ani ja ani on nie byliśmy zadowoleni z tej sytuacji. On zapewne dlatego, że miał lepsze rzeczy do robienia niż siedzenie ze mną w jakiejś śmierdzącej piwnicy, a musiał to robić ze względu na to, że był pewnie nikim innym niż chodzącą tanią siłą roboczą która nie miała nic do powiedzenia. Ja za to byłem wściekły przez parę powodów. Pierwszy był taki, że zostałem rzucony na szary, nierówny beton przez co obiłem swoje kolana i dodatkowo musiałem na nich klęczeć, co bardzo urażało moją dumę gdy widziałem spojrzenie z góry. Drugi był taki, że jeżeli stwierdziliby że chcą mnie przepytać to poprosiłbym o strzelenie w moją głowę, bo nie wytrzymałbym przesłuchania w którym zdania są wypowiadane w tempie porównywalnym do poruszania się ślimaka. Trzecim jednym z ważniejszych powodów był ten, że miałem plany które poszły się jebać.

One Shoty - Zakszot {5city}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz