XIV

1.7K 66 8
                                    

David x Carbonara

Srebrna Savanna niezdarnie ześlizgiwała się w dół góry. Z jej środka usłyszeć można było głośne jęki, wyzwiska i przekleństwa kierowane do kierowcy którym był nikt inny jak Erwin Knuckles. Całkowitym przypadkiem, wcale nie dlatego że złotooki chciał skrócić drogę, właśnie spadali z nie bardzo stromego, ale jednak zbocza. Każdy w pojeździe narobił sobie sporą ilości siniaków i zadrapań przez tą jakże przyjemną trasę. Jedni krzyczeli po siwowłosym a inni po prostu zostawali cicho godząc się ze swoim losem.

W końcu się zatrzymali. Odetchnęli równo gdy samochód bezpiecznie stanął. Poza większymi wgnieceniami i całkiem poważnym naruszeniem silnika brak było uszkodzeń. Pastor bez słowa ruszył dalej ze zmarszczonymi brwiami. Był zły że trasa którą tak długo, bo aż siedem sekund, kalkulował okazała się niesforna i nie tak wspaniale pomocna jak mu się wydawało.

- No cóż panowie, wyszło jak wyszło. Proszę na mnie nie podnosić głosu - odparł siwowłosy mimo tego że w aucie poza zdenerwowanymi wydechami nic nie wydawało dźwięku. No może poza jakąś częścią zderzaka która tarła o ziemie wytwarzając dziwny hałas.

Wciąż przemierzali drogę w dół. Zostało im niewiele do zjazdu z czego każdy podświadomie się cieszył. Po minucie zjechali w nieduży rów w ziemi. Był to teren pomiędzy jednym a drugim wzgórkiem. Można byłoby to nazwać naprawdę płytkim kanionem. Podążali wgłębieniem rozglądając się za oknem. Skałki obrośnięte były zielonym porostem. Gdzieniegdzie rosły pomniejsze kwiatki i małe krzaczki. Przypominało to bajeczne miejsce zupełnie jakby wyciągnięte z wprost z Shire do którego mieszkańców był porównywany Kui.

Z oczu Erwina zniknęły złe błyskawice a zamiast tego uśmiechnął się ciepło i uroczym, wręcz zakochanym spojrzeniem skanował teren na około. Niektórzy uważali że miał problemy z osobowością. Malutka rzecz potrafiła diametralnie zmienić jego emocje co przerażało innych.

- Kuiek, patrz jak tu ślicznie! Zrobimy tu kiedyś piknik? - zapytał ochoczo kierowca, a z tylnych siedzeń można było usłyszeć prychnięcie.

- Pewnie że tak - odpowiedział chcąc zadowolić małe dziecko. Knuckles wyszczerzył się ukazując swoje ostre kły. Zachowywał się jak malutki chłopczyk który zobaczył ogromnego lizaka i oddał mu całe serce.

- Suuuper. Kupimy jedzonko. Zjemy truskawki, brownie, burgery - wymieniał rozradowany, a po chwili na jego usta wpłynął żartobliwy uśmieszek. - Carbonare też możemy zjeść - mężczyzna o tym nazwisku spojrzał na złotookiego który głupkowato się do niego uśmiechał. Białowłosy przewrócił oczami z małym uśmiechem na ustach, a Laborant parsknął rozbawiony. Lubił swoje nazwisko a na żarty o nim jedynie prychał nie przejmując się. Od tak dziwny zbieg okoliczności że akurat trafiło mu się takie, ale jedno musiał przyznać. Danie to było naprawdę dobre.

- Fakt, możemy zjeść carbonare- mruknął cicho brunet siedzący przy oknie. Na jego słowa uśmiech zszedł Nicollo z twarzy, a on z szokiem spojrzał w stronę starszego który nie zaszczycił go swoim spojrzeniem. Zamiast tego wpatrywał się w ekran swojej komórki, ale gdy tylko poczuł, że młodszy na niego patrzy przez jego usta przebiegł cień uśmiechu. Carbonara zaczerwienił się lekko przez co zmuszony był obrócić się z powrotem do okna by zakryć zaróżowione policzki. Gilkenly nie powinien tak mówić zwłaszcza po tym do czego prawie wczoraj doszło. Białowłosy był zły że David mówi takie rzeczy w obecności innych. W końcu mogli się domyśleć. Heterochromik był innego zdania. Ich przyjaciele byli zbyt zajęci innymi sprawami by szukać podtekstów w ich słowach, zwłaszcza że powiedział to w formie żartu. 

Nieostrożnie wjechali na szutrową drogę. Cały pojazd przechylił się z boku na bok, ale wkrótce się ustabilizował i cała czwórka poza kierowcą odetchnęła z ulgą po ciężkich chwilach.

One Shoty - Zakszot {5city}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz