Grace bardzo spodobały się zajęcia z „rzeźby cukrowej”, było to coś podobnego do zajęć z ceramiki, na które czasami wraz z klasą z podstawówki chodziła za dziecka. Robili wtedy różne świąteczne ozdoby. Zawsze dobrze wspominała czasy z 1-3 klasy, kiedy to jeszcze miała przyjaciół i swoich rodziców. Sprawa jednak zmieniła się pod koniec zimowych ferii. Miała wtedy dziesięć lat. Dokładnie pamięta każde wypowiedziane przez mamę słowo i uderzenie pasem o stół przez tatę, znaczy, oby tylko o stół. Jej sytuacja domowa się z dnia na dzień pogarszała.
Jednego feralnego poranka, wszystko się zaczęło. Mama przestała pracować, a tata popadł w hazard. Wyżywanie się psychicznie, jak i fizyczne przez mamę, zaowocowało drobnymi siniakami na jej wtedy drobnym ciele. A na psychice pozostawiło niezasklepione rany.
Ojciec w kasynach przepłacał coraz to większe kwoty, gdy przychodził do domu, mruczał jedynie, że obiecuje, że następnego dnia coś wygra. Z biegiem czasu, przekształciło się to w rutynę. Spał do południa, jadł obiad, bił mamę i wieczorem wychodził do kasyna, aby wrócić po północy i rozbijać w mieszkaniu wszystkie wazony, a jak one się skończyły to, i niszczyć meble.
Mama zmęczona psychicznie już nie wytrzymywała. Jej "uspakajające" wieczorne spacery zaczęły ją bardzo irytować, bo to na jej barkach, spoczął los rodziny. Pierwsze dwa tygodnie wytrzymywała. W kolejnym było ciężej. A w czwartym jej stan psychiczny sięgnął dna. Pracodawca widząc, że nie daje rady i się nie wyrabia, zwolnił ją, zastępując kimś nowszym. Cały budżet rodziny runął. Matka zaczęła pić i znęcać się fizycznie nad małą Grace.
Komisja rodzicielska, zawiadomiona przez nauczycieli zaniepokojonych stanem dziewczynki, rozdzieliła całą rodzine, stawiając ją przed sądem. Wyrok zapadł jeden, jako iż Grace nie miała żadnej babci, została posłana do domu dziecka. Ojciec został wysłany na 10 lat do więzienia, a mamie zostały zabrane prawa rodzicielskie. Niestety, ale miała dobrego prawnika i nie poniosła większych konsekwencji, które normalnie by na nią czekały.
Mimo iż, kara ojca, cztery lata temu się skończyła, nie chciał pokazywać się na oczy córce, przynajmniej takie odniosła wrażenie, bo w żaden sposób się z nią nie skontaktował. Pomijając jej mamę, która od początku proponowała sądowi zostawienia jej pod opieką sierocińca.
— Wszystko dobrze? — Wyrwał ją głos z zamyśleń. — Wyglądasz jakbyś conajmniej zobaczyła żywego trupa. — Zapytał zmartwiony Willy Wonka.
— Tak, po prostu.. — Próbowała wytłumaczyć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów. — Po prostu. Po prostu zamyśliłam się. — Odparła nie siląc się już na inną wymówkę. Nie wiedziała czemu, ale nie mogła skłamać, jakby jakaś wielka, niewidzialna siła, blokowała te kłamstwo, które chciała powiedzieć.
Pan Wonka stanął przed blatem z jej przyborami do robienia rzeźb. Chwycił jedną laskę cukrową i dokładnie jej się przyjrzał z zachwytem w oczach. Grace odniosła wrażenie, że chciał zmienić temat.
— Jak na pierwszy raz, wyszła ci bardzo ładnie. — Stwierdził przerzucając wzrok na kobietę. Na co ta jedynie nieśmiało podniosła ramiona w górę.
-- Nie są idealne, ale i tak słabo wyszły. -- Mówiąc to, chwyciła inną laskę cukrową, podnosząc ją i pokazując wszystkie nieplanowane deformacje.
Mężczyzna jedynie się skrzywił, pokazując tym samym, że nie zgadza się z jej opinią.
-- Wiesz ile czasu zajęło mi dojście do tego etapu, na którym jestem? -- Spytał, jednym palcem wskazując na swoje "cukrowe ozdoby". Grace pokiwała głową przecząco. -- Całe życie, odkąd zacząłem się tym interesować. To wcale nie jest łatwe. A zwłaszcza, jeżeli robi się to pierwszy raz. Nawet nie wyrobiłaś jeszcze własnej skali do porównania. -- Wyjaśnił gestykulując dłońmi przy każdym słowie.
CZYTASZ
Lizakowe spojrzenie || Willy Wonka x Oc/Reader
FanfictionHej, jestem Willy Wonka! Tak, ten Willy Wonka. Mistrz oraz wytwórca najlepszej na świecie czekolady! Pewnie was ciekawi co tutaj robię. Można powiedzieć, że interesuje mnie ta książka. Ale nie, nie to mnie tu sprowadza. Po prostu chciałbym się z wam...