XII - Szczera rozmowa - XII

273 22 1
                                    

Zatkało ją, kiedy stanęła w miejscu, patrząc na ramię maszyny, przy której - bokiem do niej - stał Willy. Bez koszuli. Nagle cała poczerwieniała i to nie z zażenowania widokiem. O nie, co to, to nie. Mężczyzna był całkowicie w jej gustach. Idealnie, oczywiście bez przesady wyrzeźbiona klata. Kropelki potu spływały po jego czole, a krótkie włosy, były związane w kucyka, aby nie wchodziły na oczy.

-- Łał. -- wymknęło jej się. Brązowowłosy zdziwiony tym, że ktoś tu jest, odwrócił się w stronę dziewczyny.

Umpa Lump, dopiero teraz się zatrzymał i spojrzał w stronę, w którą patrzyła Grace. Na jego poważnej twarzy, znalazł się podstępny uśmieszek. Co prawda, nie było to celowe z jego strony, ale w fabryce u pracowników zdążyła się pojawić plotka, że Grace i Willy powinni być razem.

Dziewczyna dalej patrzyłam na mężczyznę, robiąc się coraz bardziej czerwona. Willy na domiar złego, po prostu tak stał i się nie ruszał. Nie tylko jego zdziwiła ta sytuacja, ale cisza, która jej towarzyszyła była bardzo krępująca, dlatego w końcu postanowił się odezwać.

-- Co tu robisz? -- spytał. -- Miałaś pójść do Umpa Lumpasów. -- pokazał ręką na jednego z nich i akurat był tu tylko ten, co ją tu przyprowadził.

-- U-um, właśnie mnie t-tu zaprowadzili. -- powiedziała jąkając się ze stresu. Ciągle patrzyła na mężczyznę, nie mogąc oderwać od niego swojego spojrzenia.

Wonka po chwili zrozumiał zaistniałą sytuację. Peter widocznie nie zdążył dostarczyć informacji innym. A mówił im, by zaczęli nosić krótkofalówki. Willy widząc, że Grace się na niego ciągle patrzy, przypomniał sobie, że ma na sobie tylko buty i spodnie.

-- Przepraszam, po prostu jest tu bardzo gorąco więc ściągnąłem koszule. -- powiedział chwytając wiszący obok ręcznik i wycierając spocone ciało.

-- To ja przepraszam, nie powinnambyła tutaj wchodzić. -- odpowiedziała dalej patrząc jak zachipnozowana w jego piękną klatkę piersiową.

Sam nie wiedział czemu, ale ta sytuacja mężczyźnie bardzo się podobała. Ta jej piękną twarz, która teraz przybrała odcień dojrzałego pomidora. Na samą myśl o tym owocu, przypomniała mu się chwila, w której ta cała Violet stała się dużą jagodą. Było w tym coś podobnego, w końcu pomidor jest bardziej mięsistą jagoda. Uśmiechnął się lekko i aby bardziej nie zawstydzać dziewczyny - choć podobało mu się to - ubrał koszulkę, którą wcześniej powiesił na wystającej róże.

Białowłosa dopiero teraz się otrząsnęła. Sama nie wiedziała co się z nią stało. W głębi siebie czuła, że Willy jej się podobał, ale normalnie by to zakryła. Stop, Stop, Stop! Nawet w myślach by to ukryła, a aktualnie myśli tylko o nim! Co z nią jest nie tak dzisiaj? Czyżby tak wpłynęła na nią decyzja Pani Makburk? Przecież straciła pracę, na której i tak szczerze jej nie zależało, ale jednak z czegoś musi opłacić rachunki za prąd, i mieć co jest.

-- W zasadzie, to właśnie skończyłem. -- powiedział Willy kierując się w jej stronę.

Kobieta przytaknęła głową w geście zrozumienia. Jej twarz powoli zaczynała nabierać normalnych kolorów. Ale mimo wszystko czuła, że właściciel fabryki też jest lekko zestresowany.

-- Co to za pomieszczenie? -- spytała chwytając pierwszą deskę ratunku, na uratowanie tej niezręcznej chwili.

-- To? To jest mix. Widzisz te wielki kotły? -- pokazał palcem na znajdujące się na oko 20 metrów od nich metalowe garnki. Kobieta spojrzała na wskazane przez niego miejsce i zwykłym mhn potwierdziła, że to widzi. -- W tych wielkich garach, mieszamy miazgę kakaową z innymi składnikami, co prawda największą rolę odgrywa wodospad, który swoją drogą, znajduje się dwie hale dalej, ale to właśnie tutaj czekolada przeżywa swój początek. Tak naprawdę najważniejszym elementem jest dobranie jak najlepszej jakości składników. Mleko, masło oraz mleko w proszku produkujemy tutaj, w fabryce. Mamy od tego osobną strefę. Miazga kakaowa, to nic innego jak odpowiednie.. -- spojrzał na dziewczynę, której wzrok wskazywał na to, że nie wie, o czym mówi. -- Ah, mógłbym tak gadać i gadać o tym, a opowieści nigdy nie miałyby końca. -- zaśmiał się nerwowo.

Grace jedynie co z tej paplaniny słów zrozumiała, że w tym miejscu powstaje czekolada. Na samą myśl o tej lepkiej substancji, przypomniało jej się, że mało rano zjadła, a zbliżała już się pora obiadowa, dlatego właśnie zaburczało jej w brzuchu.

Willy widząc, że kobieta jest głodna, zaproponował jej zjedzenie wcześniejszego obiadu, na co oczywiście przystała. Z jednej strony nie chciała się narzucać, a z drugiej... nie mogła skłamać, bo po samym jej wyglądzie można było stwierdzić, że nie je w nadmiernych ilościach.

Udali się do tej samej jadalni co dzień wcześniej. Willy jako gospodarz odsunął jej krzesło, a ona jak zwykle się zarumieniła. Mężczyzna poszedł na chwilę na tyły jadalni, by poinformować przysłowiowego "szefa kuchni" o wcześniejszych dwóch porcjach. Grace została chwilę sama. Zastanawiała się, czemu dzisiaj jest jakaś taka... inna, bardziej szczera. Jakby coś blokowało każde kłamstwo, o którym chociażby mogłaby pomyśleć. Było to dla niej dziwne i niecodzienne. Zazwyczaj ukrywała swoje emocje za maską obojętności lub szczęścia. A przy Willym.. nie była w stanie tych uczuć ukrywać. A zwłaszcza, gdy przypominała jej się sytuacja z pokoju, gdzie..

-- Zaraz przyniosą. -- jej przemyślenia przerwał Wonka, który, zdążył usiąść już na przeciw kobiety.

Siedzieli przy tym samym stole i w tej samej pozycji co wczoraj. Nic z otoczenia się nie zmieniło. Bo oprócz tego, że teraz obydwoje byli bardziej ze sobą zaznajomieni.

-- A poza fabryką, wszystko u ciebie w porządku? -- spytał chcąc zagadać kobietę pierwszym lepszym pytaniem.

Dobrze, w sumie to zwyczajnie. Nic się nie dzieje. A u ciebie? pomyślała, lecz powiedziała zupełnie co innego.

-- Fatalnie, zwolnili mnie z tymczasowej pracy i póki szef z kawiarenki nie wróci, nie mam czym płacić za czynsz. W dodatku ta cała Liz, nakłamała dyrekcji przedszkola, na temat tutejszego incydentu. -- wszystko, co leżało jej na sercu wypalała. Słowa leciały z jej ust, tak jak z karabinu a powaga ich brzmienia, cięła powietrze jak nabój.

Fioletowooki przełknął niesłyszalnie ślinę. Był zdruzgotany usłyszanymi słowami, ale nie to przykuło na początku jego uwagę najbardziej. Wyżaliła mu się, niekoniecznie z własnej woli. Niestety, ale jego przypuszczenia, które były tak mało prawdopodobne, że się spełnią, jednak były prawdziwe. Pewien związek chemiczny, o którym wcześniej tylko spekulował, że może istnieć, spowodował zablokowanie pewnej części mózgu, która odpowiadała za kłamanie. Kobieta nie była w stanie teraz skłamać. Lek mimo iż skuteczny, miał też swoje skutki uboczne. ## Miejmy tylko nadzieję, że to tylko na czas brania tabletek## pomyślał. Ale nie zaprzeczał tym sobie dłużej głowy.

-- To przykre. -- odpowiedział, zaglądając jej prosto w oczy. Dopiero teraz dostrzegł, że jej prawe oko jest pokryte jakąś lśniącą powłoką. ##Czyżby to była soczewka? ##

-- Przepraszam, nie chciałam zawracać co tym głowy. -- westchnęła spuszczając zażenowana twarz, tym samym przerywając ich kontakt wzrokowy.

-- Nie, nic nie szkodzi. A nawet mam na to radę. -- odpowiedział jej zbyt wesoły głos Willy'ego. Ewidentnie wpadł na jeden z genialniejszych pomysłów.

Grace spojrzała na niego zdziwiona. Nie chciała niczyjej pomocy. Od zawsze radziła sobie ze wszystkim sama, nigdy nie liczyła na czyjąś pomocną dłoń.

-- Mogę zatrudnić cię na ten czas w fabryce. -- zaprezentował swój genialny pomysł, czym bardzo zdziwił dziewczynę. --- Oczywiste się kwestie co byś robiła i finanse obgadamy byśmy na spokojnie. -- Willy mówiąc to,od środka czuł,jak rozrywała go pozytywną energia. Nie wiedział tylko czemu tak było.

-- Nie powinnam ci się narzucać. -- zaprotestowała kobieta. -- Poza tym to są moje problemy, powinnam rozwiązać je sama. -- pokręciła przecząco głową.

Na słowa kobiety, całe wewnętrzne szczęście Wonki wyparowało. Może jednak chciał, by kobieta go częściej odwiedzała? Może czuł się felernie, bo miał wyrzuty sumienia o to, że nieświadomie w kawiarence mu pomogła, a on nie wiedział jak się jej odwdzięczyć? Tego nie wiedział, w zasadzie prawie niczego nie był pewny, jeżeli chodzi o Grace. Ale wiedział, że coś, co głęboko w nim siedziało, nie pozwoli bezczynnie w tej sytuacji stać.

-- Spójrz na swoją sytuację. Potrzebujesz pieniędzy, prawda? -- spytał, a białowłosa mimowolnie pokiwała twierdząco głową. -- To nie ma dyskusji, zatrudnię cię w fabryce. -- powiedział, wykorzystując fakt, że kobieta nie może skłamać. Może było to trochę wbrew jej woli, ale był z siebie zadowolony.

Na stole wylądowały dwa talerze, przyniesione przez jednego Umpa Lumpa. Była to akurat zupa ogórkowa.

Lizakowe spojrzenie || Willy Wonka x Oc/ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz